Cześć dziewczyny! :)
Ciekawa jestem czy ktoś tu jeszcze zagląda, no nawet jeśli nie to nic nie szkodzi napisać ;)
Otóż niektóre z Was prosiły bym jeszcze kiedyś coś napisała, dlatego chciałam Was tu poinformować, że rozpoczęłam nowego bloga, którym chcę zająć się tak zupełnie na poważnie. Mam już troche doświadczenia i chciałabym je teraz wykorzystać :)
Także zapraszam na bloga o Naszym Ziomalu :D
http://przeznaczeniepotrafiirytowac.blogspot.com/ ----------------> Łukasz Żygadło
Zapraszam :)
Z obu stron siatki
Kochani jeśli chcecie wiedzieć o wszystkim co dzieje się na tym blogu i być powiadamiane o nowych postach zapraszam na stronę z którą współpracuję https://www.facebook.com/pages/Siatk%C3%B3wk%C4%85-pisane-opowiadania/495672720470104 :)
piątek, 8 listopada 2013
wtorek, 11 czerwca 2013
Epilog.
Wzięłam długi prysznic, wysuszyłam włosy, które podkręciłam lokówką w ładne loki, namalowałam kreski na powiekach i wytuszowałam rzęsy. Ubrałam swoje ulubione ciemnoniebieskie jeansy a do tego biały, gruby i ciepły sweter. Ostatni raz spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się niepewnie. Mimo, że na mojej twarzy malował się spokój w środku cała drżałam. Czułam jak żołądek skręca się ze zdenerwowania, więc mocno zaczerpnęłam powietrza i starałam się trochę opanować. Wyszłam z łazienki i poszłam po swoją torebkę, do której wrzuciłam portfel i klucze po czym sięgnęłam po telefon leżący na łóżku. Zostało mi pół godziny dlatego wcisnęłam ikonkę wiadomości i napisałam SMS-a.
Jadę.
Tylko tyle i aż tyle. Wybrałam z kontaktów odbiorcę i nacisnęłam "wyślij". Ponownie otworzyłam wiadomość tekstową i napisałam krótkie:
Nie jadę, przepraszam.
I również to wysłałam, tym razem pod inny numer.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, więc wrzuciłam telefon do torby i spojrzałam w stronę wejścia.
- Proszę.
Do pokoju niepewnie zajrzała Marysia, a widząc jak się wystroiłam spojrzała na mnie ciekawym wzrokiem.
- Wybierasz się gdzieś?
- Na lotnisko- odpowiedziałam krótko.
Brunetka weszła do pokoju i po chwili usiadła obok mnie.
- Więc... więc zdecydowałaś się?- zapytała uważnie mi się przyglądając.
- Tak..- chciałam coś jeszcze dodać, ale właśnie odezwał się mój telefon. Odszukałam go w przepastnej torebce i odczytałam SMS-a.
Zejdź już na dół.
- Maryś muszę lecieć, nie chce żeby mój siatkarz czekał- uśmiechnęłam się lekko by nie pokazywać jej jak bardzo się boje tego co wydarzy się już niedługo.
- A powiesz mi chociaż kogo wybrałaś? No bo wiesz... jeśli chodzi o Ziomka to polubiłam go... Więc o moją opinię nie musisz się martwic.
Uścisnęłam ją i roześmiałam się. Cała Marysia. Prawdziwa przyjaciółka. Nawet gdyby go nie polubiła to i tak zaakceptowała by mój wybór. Zawsze moje szczęście było dla niej najważniejsze.
- Za godzinę, może trochę dłużej wrócę i wszystkiego się dowiesz okey?- oddaliłam ją od siebie na wyciągnięcie rąk i czekałam na odpowiedź. Dobrze wiedziałam, że moją przyjaciółkę zżera ciekawość, ale tym razem nie mogłam jej ustąpić
- Okey..- przytaknęła markotnie i podała mi torebkę- leć, bo się spóźnisz.
Wstałam szybko, poprawiłam sweter i wzięłam od niej torebkę. W przedpokoju ubrałam kozaki, kurtkę i owinęłam się szczelnie szalikiem. Cmoknęłam Marysię w policzek, jeszcze raz mnie przytuliła dodając odwagi i ruszyłam do samochodu, który czekał na mnie na dole.
W drodze na lotnisko nie mogłam uspokoić nerwów. Starałam się skupić na krajobrazie za oknem, ale i to marnie mi wychodziło, a późna pora nie pomagała w tym. Jedyne czego byłam pewna to to, że znów gęsto pada śnieg. Czas dłużył mi się w nieskończoność i kiedy wreszcie wjechaliśmy na teren lotniska ożywiłam się nieco. Dobrze wiedziałam, że teraz czas wyznać swoje prawdziwe uczucia i nie ma ucieczki. Kiedy silnik już zgasł wyskoczyłam szybko z samochodu i prawie nie upadłam w puszysty śnieg. Jednak złapałam równowagę i ustałam na nogach. Rozejrzałam się po przestrzeni lotniskowego parkingu i wstrzymałam oddech.
Paul stał oddalony ode mnie o kilka metrów razem ze swoją wielką torbą, która leżała na ziemi pokrywając się świeżym śniegiem. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja nie potrafiłam już ustać w miejscu. Nie zważając na nic puściłam się biegiem w jego kierunku i wpadłam w jego ramiona. Przytulił mnie do siebie tak mocno jak jeszcze nigdy i zaczął składać na moich ustach delikatne pocałunki, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zachłanne. Całował moje policzki, zmarznięty nos, włosy. Dopiero po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie, oddychając szybko.
- Ciesze się, że Cie widzę- szepnął Paul.
- Nawet nie wiesz jak tęskniłam..- wychrypiałam i znów się w niego wtuliłam.
- Pomóc wam z czymś?- obok nas zatrzymał się trochę speszony Piotrek.
- Damy sobie radę- uśmiechnął się Paul i uścisnął rękę kolegi.
- Może już chodźmy do samochodu, jest późno, a czeka nas jeszcze kawałek drogi- zaproponowałam.
- Zapraszam serdecznie- Pit uśmiechnął się do nas i ruszył przed nami do auta.
Paul do jednej ręki wziął swoją torbę a drugą złapał za moją rękę. Kiedy podeszliśmy do pojazdu zauważyłam podjeżdżającego na parking Krzyśka. Lotman wsadził swoją torbę do bagażnika i spojrzał na mnie, a ja stałam i wpatrywałam się w wysiadających Igłę i Łukasza.
- Co on tu robi?- zapytał zaskoczony Lotman.
- Przyjechał na święta- odpowiedział mu swobodnie Piotrek i usiadł na miejscu kierowcy.
Odwróciłam się w stronę przyjmującego i spojrzałam na jego twarz. Już nie uśmiechał się tak jak przed chwilą. Miał zaciętą minę, ale nic nie mówił.
- Zaczekacie na mnie minutkę?- zapytałam niepewnie.
- Idź....- odpowiedział łagodnie siatkarz i wsiadł do samochodu.
Pobiegłam w stronę Igły i Ziomka, którzy chyba zupełnie nas nie widzieli. Musiałam się nieźle wysilić żeby ich dogonić zanim wejdą na lotnisko, w końcu nie miałam tak długich nóg jak oni.
- Chłopaki!- krzyknęłam kiedy byłam już kilka metrów od nich.
Odwrócili się momentalnie i zatrzymali w miejscu, więc teraz spokojnie mogłam do nich podejść.
- Dyśka a co Ty tu robisz?- Krzysiek patrzył na mnie z uniesionymi brwiami.
- Przyjechałam z Piotrkiem po Paula, a że zobaczyłam was to chciałam się pożegnać z Łukaszem- odpowiedziałam zgodnie z prawdą i popatrzyłam na Ziomka. Uśmiechnął się do mnie blado i niepewnie lekko przytulił.
- Nie musiałaś tego robić- szepnął w moje włosy.
- Ale chciałam..
Krzyśkowi właśnie zadzwoniła komórka, więc odszedł kawałek by móc porozmawiać i na chwilę zostaliśmy sami.
- Czyli już wiesz co do niego czujesz?- zapytał rozgrywający kiedy się od niego odsunęłam.
- Tak, kocham go- odpowiedziałam krótko nie mając odwagi spojrzeć w jego oczy, więc uparcie wpatrywałam się w czubki swoich butów.
Uniósł lekko palcami mój podbródek, tak bym na niego popatrzyła.
- Wiesz, przez chwilę myślałem, że może nam się udać. Kiedy zobaczyłem Cie na tej kolacji byłem pewny, że to nie przypadek, ale masz rację. Kochasz go i nic tego nie zmieni. Jednak mam też nadzieję, że między nami nic się nie zmieni, że nadal będziesz potrafiła ze mną rozmawiać i że nie będziesz mnie unikać?
Zszokował mnie tym co powiedział. Od samego początku niesamowicie mnie do niego ciągnęło, ale wątpiłam, że to coś więcej.
- Wiem, że to co teraz powiem zabrzmi najgorzej jak się da, ale...zostaniemy przyjaciółmi?- zapytałam z nadzieją.
- Nie zabrzmiało tak najgorzej- kąciki jego ust uniosły się lekko- będę bardzo szczęśliwy wiedząc, że mam taką przyjaciółkę.
- A ja takiego przyjaciela.
- Już pożegnaliście się? Bo chyba czas odlatywać, co?- wrócił do nas Igła.
- To co widzimy się mam nadzieję na Lidze Światowej?- Ziomek spojrzał na mnie uważnie.
- Mam nadzieję, bo przecież coś mi obiecałeś- uśmiechnęłam się.
- Nic się nie martw, poznasz wszystkich- puścił mi oczko i cmoknął w policzek.
- Do zobaczenia.
- Do widzenia Dominiko- jeszcze raz szeroko się do mnie uśmiechnął i razem z Krzyśkiem ruszyli do środka.
Stałam tak i przez chwilę patrzyłam jak odchodzi. O dziwo nie czułam się źle. Myśląc o tym pożegnaniu miałam w głowie wizje tego, że będę żałować swojej decyzji, ale nic takiego się nie działo.
Dopiero teraz wiedziałam, że wszystko jest na swoim miejscu. Szybko wróciłam do samochodu, w którym czekał na mnie "mój siatkarz".
*****
Nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak przez ostatnie pół roku. Tak wiele wydarzyło się w moim życiu, że czasem bałam się, że to jakiś sen. Nadal miałam wspaniałą pracę, która dawała mi wiele radości. Miałam najlepszą przyjaciółkę na świecie, która kiedy zobaczyła w progu naszego mieszkania Paula, rzuciła się na mnie, miażdżąc w niedźwiedzim uścisku. Miałam cudownych przyjaciół na których zawsze mogłam liczyć, najlepszego przyszywanego brata pod słońcem i najukochańszego chłopaka. Jedyne czego zawsze mi brakowało to czasu. Jednak i na to nie narzekałam, gdyż dzięki temu każda spędzona minuta z Paulem, Marysią, Alkiem, Igłą, Iwoną, dzieciakami, które nawiasem mówiąc zaakceptowały mnie jako swoją ciocię oraz pozostałymi siatkarzami, a często i do tego grona dołączali wspaniali kibice, każda ta minuta była magiczna. I tylko nieliczne porażki mojej ukochanej drużyny Asseco Resovi Rzeszów potrafiły mi popsuć nastrój. Z każdym dniem odliczałam dni do zakończenia sezonu klubowego i choć z jednej strony cieszyłam się na chociaż krótkie wakacje z Paulem i rozpoczęcie Ligii Światowej to z drugiej strony martwiłam się jak będzie wyglądać to wszystko co mnie otacza z zakończeniem sezonu.
*****
Po moich policzkach ciurkiem ciekły łzy i za nic nie potrafiłam ich powstrzymać. Paul uśmiechał się do mnie szeroko i pokazywał żebym przestała już płakać, ale ja nie potrafiłam. Chociaż uśmiechałam się to łzy szczęścia dalej zbierały się w moich oczach. Zobaczyć go na podium z pięknym złotym medalem na szyi i pucharem w rękach to było nie lada przeżycie. Starałam się robić zdjęcia by mieć jak najwięcej pamiątek z tego wspaniałego dnia, ale ręce za bardzo mi drżały, więc przekazałam aparat wrzeszczącej obok mnie Marysi, mając również nadzieję, że dzięki temu trochę ją uciszę, bo i tak głowa pękała mi od tych emocji.
Na szczęście podziałało, a mi udało się zatamować potok łez i razem z całą halą zaśpiewałam: MISTRZEM POLSKI JEST SOVIA! Nie mogłam się już doczekać kiedy wreszcie będę mogła pogratulować mojemu siatkarzowi. Wszystkie wywiady, zdjęcia i rozmowy ciągnęły się niemiłosiernie. Dopiero kiedy na płycie boiska został już tylko klub kibica, ja z Marysią, kilku fotografów, bliskie osoby siatkarzy i sztab zrobiło się już spokojniej. Siatkarze zniknęli na chwilę w szatni, ale obiecali, że zaraz wrócą. Nie miałam pojęcia co dziś jeszcze jest w planach, ale miałam nadzieję, że nie potrwa to długo, bo byłam prawie bez sił. Czułam się równie zmęczona co zawodnicy, którzy przelali dziś na meczu litry potu, by wreszcie móc odebrać zasłużone mistrzostwo.
Razem z Marysią usiadłam w pierwszym rzędzie, najbliżej parkietu i czekałyśmy na ponowne pojawienie się chłopaków.
- Idą- szturchnęła mnie przyjaciółka i wskazała wyjście z szatni.
Siatkarze przebrani byli już w swoje normalne stroje, więc pomyślałam, że zaraz będziemy mogli wrócić do domu. Paul ruchem ręki wskazał, żebym podeszła do niego i stanęła obok siatki. Spojrzałam na Marysię, a ona tylko wzruszyła ramionami i udała się w stronę Piotrka, a ja niepewnie poszłam na wskazane mi miejsce. Zatrzymałam się na środku boiska i popatrzyłam niepewnie na Lotmana. Wszyscy zebrani stanęli w półkolu obok nas i obserwowali to co się działo. Paul uklęknął na jedno kolano i wyjął z kieszeni koszuli czerwone pudełeczko. W tej chwili nogi się pode mną ugięły, nie wierzyłam w to co miało się za chwilę wydarzyć. Siatkarz spojrzał na mnie ciepło i otworzył wieczko.
- Dominiko czy uczynisz mi ten honor i zostaniesz moją żoną?
- Tak..- odpowiedziałam ze łzami w oczach po czym uklękłam na kolanach i zatopiłam się w jego ustach.
Zebrani zaczęli wiwatować, gwizdać i głośno klaskać. Paul wsunął na mój palec piękny, srebrny pierścionek i pomógł mi wstać.
- Kocham Cię- szepnął.
- Ja Ciebie też- odpowiedziałam, a mój siatkarz spojrzał w moje oczy tak, że zapomniałam o całym świecie. ______________________________________________________________________________
I tym oto akcentem kończę to opowiadanie. Dziękuję wam za tą "współpracę" no bo jak inaczej mogę
nazwać wasze komentarze? To także wy tworzyłyście tego bloga, za co bardzo dziękuję :)
Ciesze się, że udało mi się zakończyć, a dzięki temu nauczyć się o wiele więcej niż do tej pory
potrafiłam. Wiele z was mówi mi, że czeka na kolejne opowiadanie, ja zaś odpowiadam, że takowego
nie będzie, ale wychodzę z zasady "nigdy nie mów nigdy" także tego nie mówię :)
Trochę smutno, że to koniec, ale wszystko się kiedyś kończy, także trzymajcie się dziewczyny i być
może do usłyszenia :)
Jadę.
Tylko tyle i aż tyle. Wybrałam z kontaktów odbiorcę i nacisnęłam "wyślij". Ponownie otworzyłam wiadomość tekstową i napisałam krótkie:
Nie jadę, przepraszam.
I również to wysłałam, tym razem pod inny numer.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, więc wrzuciłam telefon do torby i spojrzałam w stronę wejścia.
- Proszę.
Do pokoju niepewnie zajrzała Marysia, a widząc jak się wystroiłam spojrzała na mnie ciekawym wzrokiem.
- Wybierasz się gdzieś?
- Na lotnisko- odpowiedziałam krótko.
Brunetka weszła do pokoju i po chwili usiadła obok mnie.
- Więc... więc zdecydowałaś się?- zapytała uważnie mi się przyglądając.
- Tak..- chciałam coś jeszcze dodać, ale właśnie odezwał się mój telefon. Odszukałam go w przepastnej torebce i odczytałam SMS-a.
Zejdź już na dół.
- Maryś muszę lecieć, nie chce żeby mój siatkarz czekał- uśmiechnęłam się lekko by nie pokazywać jej jak bardzo się boje tego co wydarzy się już niedługo.
- A powiesz mi chociaż kogo wybrałaś? No bo wiesz... jeśli chodzi o Ziomka to polubiłam go... Więc o moją opinię nie musisz się martwic.
Uścisnęłam ją i roześmiałam się. Cała Marysia. Prawdziwa przyjaciółka. Nawet gdyby go nie polubiła to i tak zaakceptowała by mój wybór. Zawsze moje szczęście było dla niej najważniejsze.
- Za godzinę, może trochę dłużej wrócę i wszystkiego się dowiesz okey?- oddaliłam ją od siebie na wyciągnięcie rąk i czekałam na odpowiedź. Dobrze wiedziałam, że moją przyjaciółkę zżera ciekawość, ale tym razem nie mogłam jej ustąpić
- Okey..- przytaknęła markotnie i podała mi torebkę- leć, bo się spóźnisz.
Wstałam szybko, poprawiłam sweter i wzięłam od niej torebkę. W przedpokoju ubrałam kozaki, kurtkę i owinęłam się szczelnie szalikiem. Cmoknęłam Marysię w policzek, jeszcze raz mnie przytuliła dodając odwagi i ruszyłam do samochodu, który czekał na mnie na dole.
W drodze na lotnisko nie mogłam uspokoić nerwów. Starałam się skupić na krajobrazie za oknem, ale i to marnie mi wychodziło, a późna pora nie pomagała w tym. Jedyne czego byłam pewna to to, że znów gęsto pada śnieg. Czas dłużył mi się w nieskończoność i kiedy wreszcie wjechaliśmy na teren lotniska ożywiłam się nieco. Dobrze wiedziałam, że teraz czas wyznać swoje prawdziwe uczucia i nie ma ucieczki. Kiedy silnik już zgasł wyskoczyłam szybko z samochodu i prawie nie upadłam w puszysty śnieg. Jednak złapałam równowagę i ustałam na nogach. Rozejrzałam się po przestrzeni lotniskowego parkingu i wstrzymałam oddech.
Paul stał oddalony ode mnie o kilka metrów razem ze swoją wielką torbą, która leżała na ziemi pokrywając się świeżym śniegiem. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja nie potrafiłam już ustać w miejscu. Nie zważając na nic puściłam się biegiem w jego kierunku i wpadłam w jego ramiona. Przytulił mnie do siebie tak mocno jak jeszcze nigdy i zaczął składać na moich ustach delikatne pocałunki, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zachłanne. Całował moje policzki, zmarznięty nos, włosy. Dopiero po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie, oddychając szybko.
- Ciesze się, że Cie widzę- szepnął Paul.
- Nawet nie wiesz jak tęskniłam..- wychrypiałam i znów się w niego wtuliłam.
- Pomóc wam z czymś?- obok nas zatrzymał się trochę speszony Piotrek.
- Damy sobie radę- uśmiechnął się Paul i uścisnął rękę kolegi.
- Może już chodźmy do samochodu, jest późno, a czeka nas jeszcze kawałek drogi- zaproponowałam.
- Zapraszam serdecznie- Pit uśmiechnął się do nas i ruszył przed nami do auta.
Paul do jednej ręki wziął swoją torbę a drugą złapał za moją rękę. Kiedy podeszliśmy do pojazdu zauważyłam podjeżdżającego na parking Krzyśka. Lotman wsadził swoją torbę do bagażnika i spojrzał na mnie, a ja stałam i wpatrywałam się w wysiadających Igłę i Łukasza.
- Co on tu robi?- zapytał zaskoczony Lotman.
- Przyjechał na święta- odpowiedział mu swobodnie Piotrek i usiadł na miejscu kierowcy.
Odwróciłam się w stronę przyjmującego i spojrzałam na jego twarz. Już nie uśmiechał się tak jak przed chwilą. Miał zaciętą minę, ale nic nie mówił.
- Zaczekacie na mnie minutkę?- zapytałam niepewnie.
- Idź....- odpowiedział łagodnie siatkarz i wsiadł do samochodu.
Pobiegłam w stronę Igły i Ziomka, którzy chyba zupełnie nas nie widzieli. Musiałam się nieźle wysilić żeby ich dogonić zanim wejdą na lotnisko, w końcu nie miałam tak długich nóg jak oni.
- Chłopaki!- krzyknęłam kiedy byłam już kilka metrów od nich.
Odwrócili się momentalnie i zatrzymali w miejscu, więc teraz spokojnie mogłam do nich podejść.
- Dyśka a co Ty tu robisz?- Krzysiek patrzył na mnie z uniesionymi brwiami.
- Przyjechałam z Piotrkiem po Paula, a że zobaczyłam was to chciałam się pożegnać z Łukaszem- odpowiedziałam zgodnie z prawdą i popatrzyłam na Ziomka. Uśmiechnął się do mnie blado i niepewnie lekko przytulił.
- Nie musiałaś tego robić- szepnął w moje włosy.
- Ale chciałam..
Krzyśkowi właśnie zadzwoniła komórka, więc odszedł kawałek by móc porozmawiać i na chwilę zostaliśmy sami.
- Czyli już wiesz co do niego czujesz?- zapytał rozgrywający kiedy się od niego odsunęłam.
- Tak, kocham go- odpowiedziałam krótko nie mając odwagi spojrzeć w jego oczy, więc uparcie wpatrywałam się w czubki swoich butów.
Uniósł lekko palcami mój podbródek, tak bym na niego popatrzyła.
- Wiesz, przez chwilę myślałem, że może nam się udać. Kiedy zobaczyłem Cie na tej kolacji byłem pewny, że to nie przypadek, ale masz rację. Kochasz go i nic tego nie zmieni. Jednak mam też nadzieję, że między nami nic się nie zmieni, że nadal będziesz potrafiła ze mną rozmawiać i że nie będziesz mnie unikać?
Zszokował mnie tym co powiedział. Od samego początku niesamowicie mnie do niego ciągnęło, ale wątpiłam, że to coś więcej.
- Wiem, że to co teraz powiem zabrzmi najgorzej jak się da, ale...zostaniemy przyjaciółmi?- zapytałam z nadzieją.
- Nie zabrzmiało tak najgorzej- kąciki jego ust uniosły się lekko- będę bardzo szczęśliwy wiedząc, że mam taką przyjaciółkę.
- A ja takiego przyjaciela.
- Już pożegnaliście się? Bo chyba czas odlatywać, co?- wrócił do nas Igła.
- To co widzimy się mam nadzieję na Lidze Światowej?- Ziomek spojrzał na mnie uważnie.
- Mam nadzieję, bo przecież coś mi obiecałeś- uśmiechnęłam się.
- Nic się nie martw, poznasz wszystkich- puścił mi oczko i cmoknął w policzek.
- Do zobaczenia.
- Do widzenia Dominiko- jeszcze raz szeroko się do mnie uśmiechnął i razem z Krzyśkiem ruszyli do środka.
Stałam tak i przez chwilę patrzyłam jak odchodzi. O dziwo nie czułam się źle. Myśląc o tym pożegnaniu miałam w głowie wizje tego, że będę żałować swojej decyzji, ale nic takiego się nie działo.
Dopiero teraz wiedziałam, że wszystko jest na swoim miejscu. Szybko wróciłam do samochodu, w którym czekał na mnie "mój siatkarz".
*****
Nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak przez ostatnie pół roku. Tak wiele wydarzyło się w moim życiu, że czasem bałam się, że to jakiś sen. Nadal miałam wspaniałą pracę, która dawała mi wiele radości. Miałam najlepszą przyjaciółkę na świecie, która kiedy zobaczyła w progu naszego mieszkania Paula, rzuciła się na mnie, miażdżąc w niedźwiedzim uścisku. Miałam cudownych przyjaciół na których zawsze mogłam liczyć, najlepszego przyszywanego brata pod słońcem i najukochańszego chłopaka. Jedyne czego zawsze mi brakowało to czasu. Jednak i na to nie narzekałam, gdyż dzięki temu każda spędzona minuta z Paulem, Marysią, Alkiem, Igłą, Iwoną, dzieciakami, które nawiasem mówiąc zaakceptowały mnie jako swoją ciocię oraz pozostałymi siatkarzami, a często i do tego grona dołączali wspaniali kibice, każda ta minuta była magiczna. I tylko nieliczne porażki mojej ukochanej drużyny Asseco Resovi Rzeszów potrafiły mi popsuć nastrój. Z każdym dniem odliczałam dni do zakończenia sezonu klubowego i choć z jednej strony cieszyłam się na chociaż krótkie wakacje z Paulem i rozpoczęcie Ligii Światowej to z drugiej strony martwiłam się jak będzie wyglądać to wszystko co mnie otacza z zakończeniem sezonu.
*****
Po moich policzkach ciurkiem ciekły łzy i za nic nie potrafiłam ich powstrzymać. Paul uśmiechał się do mnie szeroko i pokazywał żebym przestała już płakać, ale ja nie potrafiłam. Chociaż uśmiechałam się to łzy szczęścia dalej zbierały się w moich oczach. Zobaczyć go na podium z pięknym złotym medalem na szyi i pucharem w rękach to było nie lada przeżycie. Starałam się robić zdjęcia by mieć jak najwięcej pamiątek z tego wspaniałego dnia, ale ręce za bardzo mi drżały, więc przekazałam aparat wrzeszczącej obok mnie Marysi, mając również nadzieję, że dzięki temu trochę ją uciszę, bo i tak głowa pękała mi od tych emocji.
Na szczęście podziałało, a mi udało się zatamować potok łez i razem z całą halą zaśpiewałam: MISTRZEM POLSKI JEST SOVIA! Nie mogłam się już doczekać kiedy wreszcie będę mogła pogratulować mojemu siatkarzowi. Wszystkie wywiady, zdjęcia i rozmowy ciągnęły się niemiłosiernie. Dopiero kiedy na płycie boiska został już tylko klub kibica, ja z Marysią, kilku fotografów, bliskie osoby siatkarzy i sztab zrobiło się już spokojniej. Siatkarze zniknęli na chwilę w szatni, ale obiecali, że zaraz wrócą. Nie miałam pojęcia co dziś jeszcze jest w planach, ale miałam nadzieję, że nie potrwa to długo, bo byłam prawie bez sił. Czułam się równie zmęczona co zawodnicy, którzy przelali dziś na meczu litry potu, by wreszcie móc odebrać zasłużone mistrzostwo.
Razem z Marysią usiadłam w pierwszym rzędzie, najbliżej parkietu i czekałyśmy na ponowne pojawienie się chłopaków.
- Idą- szturchnęła mnie przyjaciółka i wskazała wyjście z szatni.
Siatkarze przebrani byli już w swoje normalne stroje, więc pomyślałam, że zaraz będziemy mogli wrócić do domu. Paul ruchem ręki wskazał, żebym podeszła do niego i stanęła obok siatki. Spojrzałam na Marysię, a ona tylko wzruszyła ramionami i udała się w stronę Piotrka, a ja niepewnie poszłam na wskazane mi miejsce. Zatrzymałam się na środku boiska i popatrzyłam niepewnie na Lotmana. Wszyscy zebrani stanęli w półkolu obok nas i obserwowali to co się działo. Paul uklęknął na jedno kolano i wyjął z kieszeni koszuli czerwone pudełeczko. W tej chwili nogi się pode mną ugięły, nie wierzyłam w to co miało się za chwilę wydarzyć. Siatkarz spojrzał na mnie ciepło i otworzył wieczko.
- Dominiko czy uczynisz mi ten honor i zostaniesz moją żoną?
- Tak..- odpowiedziałam ze łzami w oczach po czym uklękłam na kolanach i zatopiłam się w jego ustach.
Zebrani zaczęli wiwatować, gwizdać i głośno klaskać. Paul wsunął na mój palec piękny, srebrny pierścionek i pomógł mi wstać.
- Kocham Cię- szepnął.
- Ja Ciebie też- odpowiedziałam, a mój siatkarz spojrzał w moje oczy tak, że zapomniałam o całym świecie. ______________________________________________________________________________
I tym oto akcentem kończę to opowiadanie. Dziękuję wam za tą "współpracę" no bo jak inaczej mogę
nazwać wasze komentarze? To także wy tworzyłyście tego bloga, za co bardzo dziękuję :)
Ciesze się, że udało mi się zakończyć, a dzięki temu nauczyć się o wiele więcej niż do tej pory
potrafiłam. Wiele z was mówi mi, że czeka na kolejne opowiadanie, ja zaś odpowiadam, że takowego
nie będzie, ale wychodzę z zasady "nigdy nie mów nigdy" także tego nie mówię :)
Trochę smutno, że to koniec, ale wszystko się kiedyś kończy, także trzymajcie się dziewczyny i być
może do usłyszenia :)
środa, 5 czerwca 2013
XX.
Obudziłam się w swoim łóżku i ze zdziwieniem rozejrzałam po pokoju. Kiedy ujrzałam swoje odbicie w lustrze przeczesałam ręką niesforne kosmyki włosów i spojrzałam na swój ubiór. Miałam na sobie czarną sukienkę, a obok łóżka zauważyłam szpilki. Wczorajszego wieczoru musiałam zasnąć na kolanach Łukasza, a on zapewne przyniósł mnie do łóżka- pomyślałam. Zegarek stojący na szafce nocnej wybił właśnie 10, więc powoli zsunęłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Szłam cicho na palcach by przypadkiem nie obudzić Ziomka, który jak mi się wydawało powinien być w salonie, jednak gdy zajrzałam tam zobaczyłam tylko koc na sofie, a siatkarza nie było.
- Co się tak skradasz?- usłyszałam za sobą i prawie nie dostałam zawału.
Odetchnęłam głośno, próbując uspokoić troche serce i odwróciłam się w stronę kuchni z której wyglądał szeroko uśmiechnięty Żygadło.
- Chcesz mnie zabic? Myślałam, że śpisz..- weszłam do kuchni i usiadłam na krześle obok stołu.
- O tej porze? Chyba żartujesz?- rozgrywający nadal nie przestawał się uśmiechać.
Przetarłam dłońmi zaspane oczy i dopiero po chwili zorientowałam się, że nie był to dobry pomysł. Rozmazałam doszczętnie mój makijaż, który był i tak w fatalnym stanie. Miałam ochotę strzelić sobie w głowę za to, że po wczorajszym powrocie do domu od razu nie wskoczyłam pod prysznic tylko usiadłam sobie z Ziomkiem w salonie i oddałam pogawędce. Zrezygnowana pokręciłam głową i głośno westchnęłam.
- Weź prysznic, a ja przygotuje jakieś śniadanie okej?- usłyszałam głos Ziomka.
- Ale nie musisz.. Ja zaraz coś zrobie, w końcu jesteś moim gościem.
- I dlatego chce Ci się jakoś odwdzięczyc. No już, zmykaj- ponaglił mnie.
- Nie masz za co..
- Nawet nie zaczynaj- siatkarz podszedł do mnie, złapał mnie za ręce i pomógł wstac.
- Dziękuję- powiedziałam cicho- Za wszystko.
- Nie ma sprawy- uśmiechnął się kolejny raz i delikatnie wypchnął mnie z kuchni.
Wróciłam do swojego pokoju po jakieś wygodniejsze ubrania po czym skierowałam się do łazienki. Pod prysznicem spędziłam chyba z 15 minut, po czym starannie rozczesałam i wysuszyłam włosy, zmyłam stary makijaż i pomalowałam tylko lekko rzęsy tuszem. Od razu poczułam się lepiej i nabrałam energii do życia.
Wróciłam do kuchni, w której mieszały się już różne zapachy.
- Nie bardzo wiedziałem co gdzie jest, ale jakoś sobie poradziłem. Siadaj, proszę- Ziomek odsunął mi krzesło i poczekał aż usiądę po czym zajął miejsce na przeciw mnie.
Na stole stał już talerz z grzankami, drugi z serem i wędlinami oraz plasterkami ogórka i pomidora. Zaś przede mną znajdował się talerz z gorącą jajecznicą a obok właśnie zaparzona kawa.
- Mógłby na mnie co rano czekac tak zastawiony stół- rozmarzyłam się.
- Nie ma sprawy- Ziomek puścił mi oczko i złapał za sztućce- smacznego.
- Smacznego- odpowiedziałam z uśmiechem i zabrałam się za moje śniadanie.
Po posiłku Łukasz pomógł mi posprzątac i usiedliśmy spokojnie w salonie.
- Odniosłeś mnie wczoraj do łóżka- stwierdziłam.
Siedziałam właśnie w moim ulubionym fotelu i wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Dzięki obecności siatkarza wczorajszy wieczór minął mi bardzo miło, a i dzisiejszy poranek był równie dobry.
- No wiesz, ja tak mogłem siedziec całą noc, ale nie chciałem żebyś się przestraszyła jak rano otworzysz oczy i mnie zobaczysz- powiedział wzruszając przy tym ramionami.
- Przesadzasz. To ja dzisiaj wyglądałam jak czarownica- zaśmiałam się cicho i przeniosłam wzrok na Łukasza.
- Teraz to ty przesadzasz- kąciki jego ust uniosły się lekko.
- Jak długo zostajesz w Polsce?- próbowałam zmienić temat, by nie zacząć się czerwienic jak burak.
- Jutro wieczorem wracam do Rosji- posmutniał- Nie mamy zbyt wiele czasu na odpoczynek, ale ciesze się nawet. Poza tym to już prawie półmetek. Jeszcze trochę i sezon reprezentacyjny.
- Już nie mogę się doczekać.
- Ty też?- znów na jego twarzy zagościł uśmiech.
- No jasne. Zobaczyć was wszystkich razem to dopiero przeżycie i te emocje- znów zniknęłam w krainie marzeń.
- Razem z Krzysiem zapoznamy Cie z chłopakami.
Spojrzałam na Ziomka uradowana.
- Ty wiesz jak sprawić by mój dzień nabrał kolorów- szepnęłam i zerwałam się z miejsca by wpaść w ramiona siatkarza.
Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie dobrych kilka minut, kiedy usłyszałam szczęk otwieranych drzwi. Szybko wstałam, przepraszając Łukasza i poszłam do przedpokoju.
- Cześc słońce!- powitała mnie moja przyjaciółka a stojący za nią Pit tylko pomachał wesoło.
- Siemka! Piotrek wchodź, wchodź. Chcecie coś ciepłego do picia? Zaraz mi tu będziecie wszystko opowiadac co tam się wczoraj działo- uśmiechnęłam się do nich.
- Mamy gościa?- zapytała Marysia przypatrując się torbie Ziomka, którą zostawił wczoraj przy wejściu.
- A tak, mamy- odpowiedziałam tajemniczo.
Marysia nie czekając na moje dalsze wyjaśnienia ruszyła do salonu i zatrzymała się w drzwiach. Dobrze wiedziałam kogo miała nadzieję zobaczyć.
- O cześć!- wydukała tylko.
Zaprosiłam Piotrka do salonu i on także był w nie mniejszym szoku widząc Żygadło, jednak chyba bardziej ucieszył się z widoku kolegi niż moja przyjaciółka. Zabrałam ją więc do kuchni pod pretekstem zrobienia herbaty, a chłopakom dałyśmy chwilę na rozmowę sam na sam.
- Co on tu robi?- Marysia nie kryła tego, że obecnośc rozgrywającego jej się nie podoba- Wy coś, no...wiesz?
Wywróciłam oczami kręcąc niedowierzająco głową.
- Posądzasz mnie o coś takiego? Rozumiem ktoś kto mnie nie zna, ale ty?- uniosłam lekko brwi.
- Przepraszam, Dyśka przepraszam. Ale nie powiesz mi, że to nie wygląda co najmniej dziwnie.
- Okey, okey- włączyłam czajnik elektryczny i z impetem usiadłam na krześle- Domyślam się jak to wygląda, ale nic nie było. Żona go zostawiła, przyjechał do Igły u którego nie mógł zostać więc zgodziłam się żeby przenocował u nas.
- Powiedz mi jeszcze, że spał w moim łóżku?- wytrzeszczyła na mnie oczy.
Pokręciłam przecząco głową.
- W twoim?- zapytała nieśmiało.
Klepnęłam ją lekko w czoło i wyjęłam z szafki kubki, bo woda prawie się zagotowała.
- Na kanapie spał głupku, na kanapie- powiedziałam spokojnie.
- Yhym..- burknęła tylko moja przyjaciółka i pomogła mi przygotować herbatę.
Dzień zleciał nam na rozmowach o Wigilii u państwa Nowakowskich oraz o naszej u Ignaczaków, a potem siatkarze zaczęli opowiadać śmieszne historie które przytrafiały im się podczas meczów i treningów i zanim się obejrzeliśmy na dworze zaczęło się robić ciemno. Nawet Marysia zmieniła trochę swój stosunek do Łukasza. Na początku traktowała go oschle, ze względu na to, że kilka miesięcy wcześniej to on był powodem moich złych relacji z Paulem, ale z czasem zrozumiała, że to fajny facet i że warto poznać go bliżej.
Kiedy Piotrek chciał się już zbierac a przy okazji zabrac Ziomka do Igły rozdzwonił się telefon gdzieś w moim pokoju. Pobiegłam więc tam szybko i odszukałam go co wcale nie było proste, bo nie wiem jakim cudem znalazł się w szafie z ubraniami. Wzięłam go do ręki i szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Tak słucham.
- A cóż to za oficjalny ton?- usłyszałam po drugiej stronie.
- Przepraszam Cię, ale nie zdążyłam spojrzeć kto dzwoni- usiadłam wygodnie na podłodze i oparłam się o łóżko.
- Nie gniewam się przecież skarbie- byłam pewna, że się uśmiechnął- Jak święta mijają? Co u rodziny?
W tym momencie nie miałam pojęcia co mu odpowiedziec. W pierwszej chwili chciałam skłamac i powiedziec mu jak to wspaniale jest u rodziców, ale pomyślałam, że i tak pewnie dowie się gdzie spędzałam święta, więc nie ma po co kłamać.
- Święta dobrze, zostałam w Rzeszowie i wczorajszy wieczór spędziłam u Igły, był też Alek z rodziną, a jak u Ciebie?- szybko chciałam zmienić temat.
- Coś się stało, że nie pojechałaś do domu?- zaniepokoił się Paul.
- Nie, wszystko dobrze, tylko nie chciałam męczyć się w korkach i w ogóle.
- Rozumiem... U mnie też dobrze, wracam jutro wieczorem, więc wtedy wszystko Ci opowiem.
- Dobrze, to do zobaczenia, pa- i nie czekając na to co odpowie Lotman rozłączyłam się.
Rzuciłam komórkę na łóżko, a twarz schowałam w dłoniach. Dlaczego teraz nie cieszyłam się, że mój chłopak jutro wraca? Dlaczego nie skakałam z radości tylko miałam ochotę gdzieś uciec? Kilkanaście godzin temu nie mogłam doczekać się żeby Paul wrócił, a w tej chwili było mi to obojętne. Wiem, że brzmiało to okropnie, ale taka była prawda. Te kilkanaście godzin wystarczyło żebym zaczęła inaczej patrzeć na mój związek. Paul wyjechał, choć miałam nadzieję, że zostanie ze mną albo chociaż zabierze mnie ze sobą. Nie odzywał się aż do teraz by łaskawie poinformować mnie, że wraca. W tej chwili chciałam wszystko zrzucić na niego. Całą winę za to, że tak naprawdę nie wiem co do niego czuję. To ja byłam problemem nie on. Wystarczyło żeby pojawił się Żygadło a ja już nie byłam pewna swoich uczuć.
- Wszystko w porządku?- Łukasz lekko dotknął mojego ramienia, a ja wzdrygnęłam się, nie słyszałam nawet jak wszedł.
- Chyba nie bardzo...- nie chciałam go okłamywać, poza tym wiedziałam, że nie ma to sensu.
Usiadł obok mnie i przytulił do siebie. Położyłam głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się tępo przed siebie.
- Chcesz o tym porozmawiać?- zapytał cicho.
- Nie wiem czy go kocham ...- szepnęłam a po moim policzku spłynęła łza.
- Paula? Coś złego Ci powiedział?
- Nie, ale po prostu nie wiem czy to jest to.
- Będzie dobrze, porozmawiacie i wszystko sobie wyjaśnicie.
Otarłam kolejną łzę i spojrzałam w oczy Łukasza.
- Dziękuję Ci za wszystko, ale możesz teraz zostawić mnie samą?
- Jasne. Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać.
I tak jak chciałam zostałam sama. Położyłam się pod kołdrę i miałam ochotę stamtąd nie wychodzić, ale nie było mi to dane, bo po kilku minutach od wyjścia Żygadło pojawiła się moja przyjaciółka.
- Dyśka co Ci jest? Najpierw jakiś telefon, nie ma Cie i nie ma, a Ziomek też nic nam nie powiedział- Marysia usiadła na brzegu łóżka i przyglądała mi się z troską.
- Pojechali już?
- Tak, Piotrek ma odwieźć Łukasza, ale ty nie zmieniaj tematu tylko mów o co chodzi.
- Paul jutro wraca...- powiedziałam cicho.
- I dlatego wyglądasz jakbyś miała zaraz się rozpłakać?
- Maryś.. ja nie wiem co do niego czuję- szepnęłam i faktycznie się rozpłakałam.
***
Wczorajszy wieczór w całości spędziłam w łóżku użalając się nad sobą. Marysia starała się przekonać mnie, że jednak kocham Paula. Jak to argumentowała w końcu tyle przeszliśmy, byliśmy parą idealną, a poza tym byliśmy tacy szczęśliwi w swoim towarzystwie. Z każdym jej zdaniem zamiast myśleć o Paulu myślałam o Łukaszu. Nie wierzyłam, że przez przypadek znalazł się w te święta u Krzyśka. Tak po prostu miało być. Już wtedy gdy spotkałam go pierwszy raz nie mogłam wymazać go z pamięci, ale wtedy nie miałam szans. On miał żonę, mieszkał w Rosji a ja nie miałam nawet prawa myśleć o nim w ten sposób. Ale teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Niedługo Łukasz miał być wolny, miał wrócić do Polski, kiedy rozpocznie się sezon reprezentacyjny i nic nie stało na przeszkodzie bym myślała o nim w ten sposób. Gdy nie miałam już siły myśleć o całej tej sytuacji wreszcie odpłynęłam w krainę snów.
Rano nie czułam się ani trochę lepiej, a świadomość, że wieczorem będzie tu już Lotman mi nie pomagała. Mimo to niechętnie wyszłam z łóżka i wzięłam długi prysznic. Ogarnęłam się trochę i zjadłam nieduże śniadanie. Kiedy usiadłam z kubkiem gorącej kawy przy stole około południa wydawało mi się, że już nic nie wiem. Marysia na szczęście nie naciskała mnie więcej i powiedziała, że wybór należy do mnie, tylko żebym już przestała płakać, co wcale nie było takie proste. Spoglądając na rzeszowskie uliczki zastanawiałam się co zrobić dalej ze swoim życiem.
Kolejny raz westchnęłam ciężko i upiłam łyk parzącej kawy. Telefon leżący na stole zawibrował, więc podniosłam go i odczytałam wiadomość:
Paul mówił, że mam dac Ci znac o której będę po niego jechał,
bo chciałaś pojechać ze mną, więc bądź gotowa za 2 godziny.
Daj znac czy na pewno mam po Ciebie przyjechać.
Pozdrawiam Piotrek.
Bez większego namysłu weszłam w spis kontaktów i odszukałam numer Igły.
- Słucham- usłyszałam po dłuższej chwili.
- Cześć Krzysiu, przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam zapytać o której godzinie będziesz odwoził Łukasza na lotnisko?- nerwowo przygryzłam dolną wargę.
- Za półtorej godzinki jedziemy, a co zabierasz się z nami?- zapytał wesoło.
- Dam ci jeszcze znać, dobrze?
- Nie ma sprawy, tylko szybko się decyduj. Przepraszam muszę kończyć, pa.
- Pa...- rozłączyłam się, dopiłam resztę kawy i poszłam przygotować się do spotkania z siatkarzem mojego życia.
Może tak naprawdę serce nigdy nie ma racji i warto posłuchać rozumu?
_____________________________________________________________________________
Przepraszam, przepraszam,przepraszam już na starcie :P Wiem, że ten ostatni miał być najlepszy a nie
jest. Zdaje sobie z tego sprawę, ale nie wiecie jak trudno mi się go pisało...
Mimo wszystko sprawa nadal zostaje nie rozstrzygnięta. No i w takim razie proszę was abyście
poczekały cierpliwie na epilog, który myślę, że najpóźniej ukaże się w piątek.
A teraz zapraszam do komentowania i życzę miłego wieczorku :)
- Co się tak skradasz?- usłyszałam za sobą i prawie nie dostałam zawału.
Odetchnęłam głośno, próbując uspokoić troche serce i odwróciłam się w stronę kuchni z której wyglądał szeroko uśmiechnięty Żygadło.
- Chcesz mnie zabic? Myślałam, że śpisz..- weszłam do kuchni i usiadłam na krześle obok stołu.
- O tej porze? Chyba żartujesz?- rozgrywający nadal nie przestawał się uśmiechać.
Przetarłam dłońmi zaspane oczy i dopiero po chwili zorientowałam się, że nie był to dobry pomysł. Rozmazałam doszczętnie mój makijaż, który był i tak w fatalnym stanie. Miałam ochotę strzelić sobie w głowę za to, że po wczorajszym powrocie do domu od razu nie wskoczyłam pod prysznic tylko usiadłam sobie z Ziomkiem w salonie i oddałam pogawędce. Zrezygnowana pokręciłam głową i głośno westchnęłam.
- Weź prysznic, a ja przygotuje jakieś śniadanie okej?- usłyszałam głos Ziomka.
- Ale nie musisz.. Ja zaraz coś zrobie, w końcu jesteś moim gościem.
- I dlatego chce Ci się jakoś odwdzięczyc. No już, zmykaj- ponaglił mnie.
- Nie masz za co..
- Nawet nie zaczynaj- siatkarz podszedł do mnie, złapał mnie za ręce i pomógł wstac.
- Dziękuję- powiedziałam cicho- Za wszystko.
- Nie ma sprawy- uśmiechnął się kolejny raz i delikatnie wypchnął mnie z kuchni.
Wróciłam do swojego pokoju po jakieś wygodniejsze ubrania po czym skierowałam się do łazienki. Pod prysznicem spędziłam chyba z 15 minut, po czym starannie rozczesałam i wysuszyłam włosy, zmyłam stary makijaż i pomalowałam tylko lekko rzęsy tuszem. Od razu poczułam się lepiej i nabrałam energii do życia.
Wróciłam do kuchni, w której mieszały się już różne zapachy.
- Nie bardzo wiedziałem co gdzie jest, ale jakoś sobie poradziłem. Siadaj, proszę- Ziomek odsunął mi krzesło i poczekał aż usiądę po czym zajął miejsce na przeciw mnie.
Na stole stał już talerz z grzankami, drugi z serem i wędlinami oraz plasterkami ogórka i pomidora. Zaś przede mną znajdował się talerz z gorącą jajecznicą a obok właśnie zaparzona kawa.
- Mógłby na mnie co rano czekac tak zastawiony stół- rozmarzyłam się.
- Nie ma sprawy- Ziomek puścił mi oczko i złapał za sztućce- smacznego.
- Smacznego- odpowiedziałam z uśmiechem i zabrałam się za moje śniadanie.
Po posiłku Łukasz pomógł mi posprzątac i usiedliśmy spokojnie w salonie.
- Odniosłeś mnie wczoraj do łóżka- stwierdziłam.
Siedziałam właśnie w moim ulubionym fotelu i wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Dzięki obecności siatkarza wczorajszy wieczór minął mi bardzo miło, a i dzisiejszy poranek był równie dobry.
- No wiesz, ja tak mogłem siedziec całą noc, ale nie chciałem żebyś się przestraszyła jak rano otworzysz oczy i mnie zobaczysz- powiedział wzruszając przy tym ramionami.
- Przesadzasz. To ja dzisiaj wyglądałam jak czarownica- zaśmiałam się cicho i przeniosłam wzrok na Łukasza.
- Teraz to ty przesadzasz- kąciki jego ust uniosły się lekko.
- Jak długo zostajesz w Polsce?- próbowałam zmienić temat, by nie zacząć się czerwienic jak burak.
- Jutro wieczorem wracam do Rosji- posmutniał- Nie mamy zbyt wiele czasu na odpoczynek, ale ciesze się nawet. Poza tym to już prawie półmetek. Jeszcze trochę i sezon reprezentacyjny.
- Już nie mogę się doczekać.
- Ty też?- znów na jego twarzy zagościł uśmiech.
- No jasne. Zobaczyć was wszystkich razem to dopiero przeżycie i te emocje- znów zniknęłam w krainie marzeń.
- Razem z Krzysiem zapoznamy Cie z chłopakami.
Spojrzałam na Ziomka uradowana.
- Ty wiesz jak sprawić by mój dzień nabrał kolorów- szepnęłam i zerwałam się z miejsca by wpaść w ramiona siatkarza.
Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie dobrych kilka minut, kiedy usłyszałam szczęk otwieranych drzwi. Szybko wstałam, przepraszając Łukasza i poszłam do przedpokoju.
- Cześc słońce!- powitała mnie moja przyjaciółka a stojący za nią Pit tylko pomachał wesoło.
- Siemka! Piotrek wchodź, wchodź. Chcecie coś ciepłego do picia? Zaraz mi tu będziecie wszystko opowiadac co tam się wczoraj działo- uśmiechnęłam się do nich.
- Mamy gościa?- zapytała Marysia przypatrując się torbie Ziomka, którą zostawił wczoraj przy wejściu.
- A tak, mamy- odpowiedziałam tajemniczo.
Marysia nie czekając na moje dalsze wyjaśnienia ruszyła do salonu i zatrzymała się w drzwiach. Dobrze wiedziałam kogo miała nadzieję zobaczyć.
- O cześć!- wydukała tylko.
Zaprosiłam Piotrka do salonu i on także był w nie mniejszym szoku widząc Żygadło, jednak chyba bardziej ucieszył się z widoku kolegi niż moja przyjaciółka. Zabrałam ją więc do kuchni pod pretekstem zrobienia herbaty, a chłopakom dałyśmy chwilę na rozmowę sam na sam.
- Co on tu robi?- Marysia nie kryła tego, że obecnośc rozgrywającego jej się nie podoba- Wy coś, no...wiesz?
Wywróciłam oczami kręcąc niedowierzająco głową.
- Posądzasz mnie o coś takiego? Rozumiem ktoś kto mnie nie zna, ale ty?- uniosłam lekko brwi.
- Przepraszam, Dyśka przepraszam. Ale nie powiesz mi, że to nie wygląda co najmniej dziwnie.
- Okey, okey- włączyłam czajnik elektryczny i z impetem usiadłam na krześle- Domyślam się jak to wygląda, ale nic nie było. Żona go zostawiła, przyjechał do Igły u którego nie mógł zostać więc zgodziłam się żeby przenocował u nas.
- Powiedz mi jeszcze, że spał w moim łóżku?- wytrzeszczyła na mnie oczy.
Pokręciłam przecząco głową.
- W twoim?- zapytała nieśmiało.
Klepnęłam ją lekko w czoło i wyjęłam z szafki kubki, bo woda prawie się zagotowała.
- Na kanapie spał głupku, na kanapie- powiedziałam spokojnie.
- Yhym..- burknęła tylko moja przyjaciółka i pomogła mi przygotować herbatę.
Dzień zleciał nam na rozmowach o Wigilii u państwa Nowakowskich oraz o naszej u Ignaczaków, a potem siatkarze zaczęli opowiadać śmieszne historie które przytrafiały im się podczas meczów i treningów i zanim się obejrzeliśmy na dworze zaczęło się robić ciemno. Nawet Marysia zmieniła trochę swój stosunek do Łukasza. Na początku traktowała go oschle, ze względu na to, że kilka miesięcy wcześniej to on był powodem moich złych relacji z Paulem, ale z czasem zrozumiała, że to fajny facet i że warto poznać go bliżej.
Kiedy Piotrek chciał się już zbierac a przy okazji zabrac Ziomka do Igły rozdzwonił się telefon gdzieś w moim pokoju. Pobiegłam więc tam szybko i odszukałam go co wcale nie było proste, bo nie wiem jakim cudem znalazł się w szafie z ubraniami. Wzięłam go do ręki i szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Tak słucham.
- A cóż to za oficjalny ton?- usłyszałam po drugiej stronie.
- Przepraszam Cię, ale nie zdążyłam spojrzeć kto dzwoni- usiadłam wygodnie na podłodze i oparłam się o łóżko.
- Nie gniewam się przecież skarbie- byłam pewna, że się uśmiechnął- Jak święta mijają? Co u rodziny?
W tym momencie nie miałam pojęcia co mu odpowiedziec. W pierwszej chwili chciałam skłamac i powiedziec mu jak to wspaniale jest u rodziców, ale pomyślałam, że i tak pewnie dowie się gdzie spędzałam święta, więc nie ma po co kłamać.
- Święta dobrze, zostałam w Rzeszowie i wczorajszy wieczór spędziłam u Igły, był też Alek z rodziną, a jak u Ciebie?- szybko chciałam zmienić temat.
- Coś się stało, że nie pojechałaś do domu?- zaniepokoił się Paul.
- Nie, wszystko dobrze, tylko nie chciałam męczyć się w korkach i w ogóle.
- Rozumiem... U mnie też dobrze, wracam jutro wieczorem, więc wtedy wszystko Ci opowiem.
- Dobrze, to do zobaczenia, pa- i nie czekając na to co odpowie Lotman rozłączyłam się.
Rzuciłam komórkę na łóżko, a twarz schowałam w dłoniach. Dlaczego teraz nie cieszyłam się, że mój chłopak jutro wraca? Dlaczego nie skakałam z radości tylko miałam ochotę gdzieś uciec? Kilkanaście godzin temu nie mogłam doczekać się żeby Paul wrócił, a w tej chwili było mi to obojętne. Wiem, że brzmiało to okropnie, ale taka była prawda. Te kilkanaście godzin wystarczyło żebym zaczęła inaczej patrzeć na mój związek. Paul wyjechał, choć miałam nadzieję, że zostanie ze mną albo chociaż zabierze mnie ze sobą. Nie odzywał się aż do teraz by łaskawie poinformować mnie, że wraca. W tej chwili chciałam wszystko zrzucić na niego. Całą winę za to, że tak naprawdę nie wiem co do niego czuję. To ja byłam problemem nie on. Wystarczyło żeby pojawił się Żygadło a ja już nie byłam pewna swoich uczuć.
- Wszystko w porządku?- Łukasz lekko dotknął mojego ramienia, a ja wzdrygnęłam się, nie słyszałam nawet jak wszedł.
- Chyba nie bardzo...- nie chciałam go okłamywać, poza tym wiedziałam, że nie ma to sensu.
Usiadł obok mnie i przytulił do siebie. Położyłam głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się tępo przed siebie.
- Chcesz o tym porozmawiać?- zapytał cicho.
- Nie wiem czy go kocham ...- szepnęłam a po moim policzku spłynęła łza.
- Paula? Coś złego Ci powiedział?
- Nie, ale po prostu nie wiem czy to jest to.
- Będzie dobrze, porozmawiacie i wszystko sobie wyjaśnicie.
Otarłam kolejną łzę i spojrzałam w oczy Łukasza.
- Dziękuję Ci za wszystko, ale możesz teraz zostawić mnie samą?
- Jasne. Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać.
I tak jak chciałam zostałam sama. Położyłam się pod kołdrę i miałam ochotę stamtąd nie wychodzić, ale nie było mi to dane, bo po kilku minutach od wyjścia Żygadło pojawiła się moja przyjaciółka.
- Dyśka co Ci jest? Najpierw jakiś telefon, nie ma Cie i nie ma, a Ziomek też nic nam nie powiedział- Marysia usiadła na brzegu łóżka i przyglądała mi się z troską.
- Pojechali już?
- Tak, Piotrek ma odwieźć Łukasza, ale ty nie zmieniaj tematu tylko mów o co chodzi.
- Paul jutro wraca...- powiedziałam cicho.
- I dlatego wyglądasz jakbyś miała zaraz się rozpłakać?
- Maryś.. ja nie wiem co do niego czuję- szepnęłam i faktycznie się rozpłakałam.
***
Wczorajszy wieczór w całości spędziłam w łóżku użalając się nad sobą. Marysia starała się przekonać mnie, że jednak kocham Paula. Jak to argumentowała w końcu tyle przeszliśmy, byliśmy parą idealną, a poza tym byliśmy tacy szczęśliwi w swoim towarzystwie. Z każdym jej zdaniem zamiast myśleć o Paulu myślałam o Łukaszu. Nie wierzyłam, że przez przypadek znalazł się w te święta u Krzyśka. Tak po prostu miało być. Już wtedy gdy spotkałam go pierwszy raz nie mogłam wymazać go z pamięci, ale wtedy nie miałam szans. On miał żonę, mieszkał w Rosji a ja nie miałam nawet prawa myśleć o nim w ten sposób. Ale teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Niedługo Łukasz miał być wolny, miał wrócić do Polski, kiedy rozpocznie się sezon reprezentacyjny i nic nie stało na przeszkodzie bym myślała o nim w ten sposób. Gdy nie miałam już siły myśleć o całej tej sytuacji wreszcie odpłynęłam w krainę snów.
Rano nie czułam się ani trochę lepiej, a świadomość, że wieczorem będzie tu już Lotman mi nie pomagała. Mimo to niechętnie wyszłam z łóżka i wzięłam długi prysznic. Ogarnęłam się trochę i zjadłam nieduże śniadanie. Kiedy usiadłam z kubkiem gorącej kawy przy stole około południa wydawało mi się, że już nic nie wiem. Marysia na szczęście nie naciskała mnie więcej i powiedziała, że wybór należy do mnie, tylko żebym już przestała płakać, co wcale nie było takie proste. Spoglądając na rzeszowskie uliczki zastanawiałam się co zrobić dalej ze swoim życiem.
Kolejny raz westchnęłam ciężko i upiłam łyk parzącej kawy. Telefon leżący na stole zawibrował, więc podniosłam go i odczytałam wiadomość:
Paul mówił, że mam dac Ci znac o której będę po niego jechał,
bo chciałaś pojechać ze mną, więc bądź gotowa za 2 godziny.
Daj znac czy na pewno mam po Ciebie przyjechać.
Pozdrawiam Piotrek.
Bez większego namysłu weszłam w spis kontaktów i odszukałam numer Igły.
- Słucham- usłyszałam po dłuższej chwili.
- Cześć Krzysiu, przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam zapytać o której godzinie będziesz odwoził Łukasza na lotnisko?- nerwowo przygryzłam dolną wargę.
- Za półtorej godzinki jedziemy, a co zabierasz się z nami?- zapytał wesoło.
- Dam ci jeszcze znać, dobrze?
- Nie ma sprawy, tylko szybko się decyduj. Przepraszam muszę kończyć, pa.
- Pa...- rozłączyłam się, dopiłam resztę kawy i poszłam przygotować się do spotkania z siatkarzem mojego życia.
Może tak naprawdę serce nigdy nie ma racji i warto posłuchać rozumu?
_____________________________________________________________________________
Przepraszam, przepraszam,przepraszam już na starcie :P Wiem, że ten ostatni miał być najlepszy a nie
jest. Zdaje sobie z tego sprawę, ale nie wiecie jak trudno mi się go pisało...
Mimo wszystko sprawa nadal zostaje nie rozstrzygnięta. No i w takim razie proszę was abyście
poczekały cierpliwie na epilog, który myślę, że najpóźniej ukaże się w piątek.
A teraz zapraszam do komentowania i życzę miłego wieczorku :)
poniedziałek, 3 czerwca 2013
XIX.
- Łukasz!- powiedziała zaskoczona Iwona i wstała by przywitać się z gościem, Ziomek wręczył jej butelkę jakiegoś wina i burknął coś o tym, że nie chciał przyjść z pustymi rękoma.
Ktoś odchrząknął głośno, a właściwie nie ktoś tylko Alek, więc spojrzałam w jego stronę. Wpatrywał się we mnie intensywnie z uniesionymi brwiami jakby pytając co teraz, a jednocześnie jego spojrzenie jakby przepraszało, że mnie w to wciągnął. Nigdy nie rozmawiałam z nim na temat Łukasza, ale domyślam się, że swoje wiedział. Wzruszyłam tylko ramionami i uśmiechnęłam się nikle, dając mu znak, że się nie gniewam, bo przecież nikt nie mógł wiedzieć, że Ziomek się zjawi. Dopiero teraz dotarło do mnie, że on powinien być gdzieś w Rosji, ze swoją żoną, więc dlaczego jest tutaj?
- Siadaj brachu, właściwie już zaczęliśmy, ale zdążyłeś na najlepsze smakołyki.- puścił mu oczko Igła, a ja zorientowałam się, że Krzysiek wskazuje Ziomkowi miejsce obok mnie.
No tak! Miałam ochotę strzelić się w czoło, nie mogłam usiąść gdzie indziej tylko akurat przy miejscu zabłąkanego gościa.
Żygadło obszedł cały stół, z każdym się przywitał i złożył krótkie życzenia. Dzieciaki były zachwycone jego obecnością, zapewne był wspaniałym wujkiem.
- Wszystkiego najlepszego Dominika.- wreszcie stanął obok mnie z małym kawałkiem opłatka. Z talerzyka szybko chwyciłam resztkę swojego i z wymuszonym uśmiechem przełamałam się z nim tym opłatkiem- Zdrowia, radości, spełnienia marzeń.- wyliczał dalej.
- Dziękuję, Tobie też życzę wszystkiego dobrego, samych złotych medali i co najważniejsze zdrowia, żeby wszystkie kontuzje Cie omijały.
- Dziękuję.- przytulił mnie lekko i złożył na moich policzkach po buziaku, a mnie owiał jego zapach i wszystko wróciło.
Kiedy już się ode mnie odsunął spojrzałam w jego oczy i utonęłam, a serce zaczęło mi tak szybko i głośno bić, że chyba wszyscy w tym pomieszczeniu je słyszeli. Opanowałam się jednak i wróciłam do mojego posiłku, a Łukasz zajął miejsce obok.
Przez całą kolacje wszyscy prowadzili rozmowy w optymistycznym tonie, a mnie nadal nurtowało pytanie co robi tu Żygadło. Nikt jednak nie zapytał go o to, a mi chyba po prostu nie wypadało.
Wszyscy opowiadaliśmy naszemu gościowi o tym jak wygląda sezon w Rzeszowie. Krzysiek i Alek z perspektywy gracza, Iwona i Natalia z perspektywy wiernych fanek zajmujących miejsca dla rodziny, dzieciaki przekrzykiwały się by opowiadać swoje wrażenia z meczy, a ja dodałam parę zdań na temat tego jak pracuje się z młodymi Resoviakami. Ziomek również opowiadał nam o mroźnej Rosji i temperaturach grubo poniżej zera oraz o tym jak to wszystko wpływa na samopoczucie podczas gry.
Po kolacji Sebastian, Dominika, Igor i Daniel otworzyli swoje prezenty i radości było co niemiara. Rodzice również dostali upominki od swoich pociech, tylko ja z Łukaszem nie pasowałam trochę do tego obrazka. Zazdrościłam Igle i Alkowi takich rodzin, sama obecnie nie miałam się nawet do kogo przytulic, ale nie zamierzałam narzekać, ponieważ miałam najlepszych przyjaciół na świecie i chciałam cały czas o tym pamiętać. Kiedy usłyszałam dźwięk mojej komórki, zerwałam się od stołu i przepraszając wszystkich udałam się do przedpokoju by odebrać.
- Słucham.
- Dyśka wiem, że mnie zabijesz, ale nie mogę dzisiaj wrócić do domu.- usłyszałam w słuchawce przygnębiony głos przyjaciółki.
- Dlaczego? Co się stało?- zapytałam zaniepokojona.
- Samochód nam się zepsuł, no i rodzice Piotrka proszą nas żebyśmy zostali do jutra...
- W porządku.
- Co Ty powiedziałaś?
- No, że się nie gniewam. Zostanę jeszcze trochę u Krzyśka i wracam do domu, kładę się spać, więc po co masz się specjalnie wracać do domu dla mnie?
- Kochana jesteś. Pozdrów tam ode mnie wszystkich. Widzimy się jutro, pa.
- Nie ma sprawy, trzymaj się, pa pa.- cmoknęłam do słuchawki i nacisnęłam przycisk kończący rozmowę po czym wróciłam do salonu.
- Paul dzwonił?- zapytał Krzysiek gdy tylko mnie zobaczył.
Wyłapałam ciekawe spojrzenie Ziomka, więc tylko pokręciłam głową i schowałam telefon do kieszeni kurtki.
- Marysia zostaje u Piotrka, tyle.
- Aha..- odparł libero i na tym zakończyliśmy ten temat.
U Ignaczaków spędziłam jeszcze kilka godzin. Razem z Iwoną i Krzyśkiem staraliśmy się nauczyć Oliega jedną z kolęd, która w wymowie sprawiała mu trochę problemów. Łukasz niestety nie przyłączył się do naszego chórku wykręcając się małą muzycznością i okropnym głosem. Normalnie miałam ochotę prychnąć. Jak on ma okropny głos to ja jestem zakonnicą. Natalia cicho podśpiewywała sobie kolędy razem z nami, ale o wiele bardziej zajęta była zabawą z dziećmi. Nie mogłam powstrzymać śmiechu patrząc na biednego Alka, który był coraz bardziej sfrustrowany językiem polskim i powoli wymyślał coraz to nowe słowa, które brzmiały jak język jakiegoś plemienia z Afryki.
Około godziny 22 zaczęłam się zbierać do wyjścia. Alek z Natalią i dziećmi wrócili do domu już godzinę wcześniej, kapitan nawet proponował, że odwiezie mnie do domu, ale Krzysiek prosił bym jeszcze została. Jednak chyba gdyby nie moja imienniczka dawno byłabym już w domu. Dominika rozsiadła się wygodnie na moich kolanach i od kilku minut słodko spała. Sebastian nie przeszkadzał siostrze ponieważ zaciągnął Ziomka przed ekran by mogli wypróbować nową grę, którą mały Ignaczak dostał pod choinkę. Bujałam się lekko w fotelu bujanym z Dominiką w ramionach, a Krzysiek i Iwona siedzieli naprzeciwko wpatrując się we mnie i swoją córkę.
- Pasowałby Ci taki mały szkrab.- powiedziała wesoło Iwona.
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na dziewczynkę. Faktycznie, od jakiegoś czasu zastanawiałam się jakby to było mieć takiego małego brzdąca.
- Dwie Dyśki.- wtrącił Igła.
Zaśmiałam się cicho.
- Dzwonił może do Ciebie Paul?- zapytałam libero.
Krzysiek pokręcił tylko głową i spojrzał w stronę Sebastiana i Ziomka. Ja również spojrzałam w tamtym kierunku. Łukasz równie dobrze bawił się w towarzystwie chłopca, co ja mogąc się opiekować córką Igły. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam Krzyśka, ale jestem pewna, że tym spojrzeniem chciał mi coś powiedzieć. Paula tu nie było, nawet się nie odezwał, za to Łukasz był tuż obok. Nie chciałam myśleć w ten sposób, więc delikatnie wstałam i tak by nie obudzić małej ruszyłam powoli do jej pokoju. Tam położyłam Dominikę do łóżka i szczelnie okryłam kołdrą. Pocałowałam dziewczynkę w czoło i wróciłam do salonu.
- Na mnie już czas.- powiedziałam do zebranych.
- Ciocia już? Nawet ze mną nie zagrałaś!- oburzył się Sebek.
- Skarbie jutro albo pojutrze dobrze? Muszę trochę poćwiczyć przed pojedynkiem z Tobą, bo jak na razie nie mam szans.- uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam lekko.
- Sebo musisz dać cioci foty, ona nie jest tak dobra jak wujek.- zaśmiał się Igła.
- No dobrzeee...- zgodził się nadal smutny chłopiec.
Wzięłam swoją torebkę, pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam do przedpokoju po kurtkę. Zaraz za mną pojawił się Krzysiek, który miał mnie odwieźć.
- Dyśka mam sprawę...- powiedział trochę nieśmiało, co nie było do niego podobne.
- Słucham.
- No, bo mówiłaś, że Marysi dzisiaj nie będzie, więc chciałem zapytać czy nie przygarnęła byś Ziomka? Nie znalazł żadnego wolnego hotelu, więc zjawił się u nas, tylko, że dzisiaj nie mam gdzie dla niego wygospodarować miejsca.
Trochę nie wierzyłam w tą historię, ale właściwie co miałam do stracenia. Przynajmniej nie będę sama. Od kiedy Paul wyjechał czułam się strasznie samotna, chociaż było to dopiero kilkanaście godzin. No, ale święta zawsze wywoływały we mnie jakiś sentyment, poza tym widać, że Łukasz też miał jakiś problem, a ja chciałam mu pomóc.
- W porządku.- pokiwałam głową.
- Naprawdę?- spytał niedowierzająco.
- No tak. Przecież krzywdy mi nie zrobi.- zaśmiałam się cicho.
- No to jedziemy.
*****
Wracam myślami do jednego z listopadowych wieczorów. Przypominam sobie, że tamtego dnia dostałam od Paula klucze do jego mieszkania. Widzieliśmy się wtedy tylko przez chwilę. On spieszył się na trening, a ja byłam już, mimo wczesnej pory, po pracy. Wręczył mi pęk kluczy, krótko wyjaśnił, który jest do jakich drzwi i kazał mi być u niego wieczorem. Pocałował mnie jeszcze przelotnie w policzek i zniknął za drzwiami szatni.
Usłyszałam szczęk otwieranych drzwi, więc wychyliłam się zza oparcia kanapy.
- Cześć kochanie!- usłyszałam jego głos.
- Cześć skarbie. Co tak późno?
- Musiałem załatwić jeszcze kilka spraw na mieście, ale już jestem tylko dla Ciebie.
Lotman zdjął kurtkę i buty i już po chwili leżał obok mnie na kanapie.
- Ale widzę, że rozgościłaś się już.- z uśmiechem spojrzał na butelkę i kieliszek z winem stojące na stoliku- Nie ładnie się tak raczyć winkiem beze mnie- dodał z udawaną obrazą.
- Jak skoczysz po kieliszek to naleje Ci troszeczkę, ale tylko troszeczkę- uśmiechnęłam się łobuzersko.
Lotman z niechęcią podniósł się i poszedł do kuchni po kieliszek. Po chwili wrócił ze szkłem, a ja nalałam mu trochę trunku. Przyjmujący upił łyk wina po czym odstawił kieliszek na stolik i położył się wygodnie obok mnie przytulając do siebie.
Pamiętam te chwile jakby to działo się nie miesiąc temu, a dzień. Pamiętam jak cudownie czułam się w jego objęciach, jak miałam nadzieje, że tak będzie już zawsze. Jeszcze tylko raz spędziliśmy tak wieczór i wtedy również marzyłam o tym by nic już się nie zmieniło. Ale powoli zaczynało się zmieniać. Nie mieliśmy dla siebie wolnych wieczorów, w ogóle nie mieliśmy za wiele czasu dla siebie, ale ja za każdym razem zaczynałam się utwierdzać w tym, że go kocham. Mimo tego, że właściwie w moim życiu był bardziej gościem niż stałym bywalcem, jednak właśnie to potęgowało to uczucie, a może po prostu wmawiałam sobie to, bo bałam się co będzie gdy zabraknie go w moim życiu zupełnie. Bałam się jego odejścia, dlatego wmawiałam sobie miłość, by w odpowiedni momencie móc go zatrzymać tym argumentem.
Właśnie wtedy gdy powiedział mi, że jedzie do Stanów użyłam tego argumentu. Jednak myliłam się. Nie potrafiłam go zatrzymać, ale on również nie potrafił zapewnić mnie, że wróci odpowiadając mi to samo.
*****
Razem z Łukaszem rozsiedliśmy się w fotelach w moim salonie obok małej choinki, którą ubrałam kilka dni wcześniej razem z Marysią.
- Ładnie tu u Ciebie.- skomplementował moje mieszkanie siatkarz.
- Dziękuję. Masz może ochotę na sernik?- zapytałam uśmiechając się- Połowę zabrałam do Iwony, ale chyba coś jeszcze się znajdzie.
- To było Twoje ciasto?- uniósł lekko brwi i uśmiechnął się - W takim razie poproszę duży kawałek.
- Już się robi.- odpowiedziałam po czym poszłam do kuchni, nakroiłam na talerzyki ciasto, złapałam dwie łyżeczki i wróciłam do salonu. Położyłam słodkości na stoliku i zobaczyłam na nim butelkę.
- Masz może lampki? Wiem, że miałem zaprosić Cię do najlepszego z lokali z winem, ale dziś się już nie da, za to mam coś naprawdę dobrego.
- Więc nie żartowałeś.
- Oczywiście, że nie.- spojrzał na mnie poważnie, więc udałam się szybko po szkoło, a Ziomek zajął się otwieraniem butelki.
Po całej lampce wina poczułam się trochę odważniej, więc postanowiłam zadać rozgrywającemu pytanie, które nurtowało mnie przez cały wieczór.
- Mogę Cie o coś zapytać?
- Jasne.- odpowiedział śmiało, chyba nie przewidując tego co zaraz miał usłyszeć.
- Co się stało, że wolałeś spędzić święta u Krzyśka niż ze swoją żoną?
Tak jak przypuszczałam, nie spodziewał się tego. Odłożył kieliszek na stolik i utkwił we mnie swoje spojrzenie. Ciężko było mi je znieść, ale starałam się jak mogłam. W końcu Łukasz odpuścił i przeniósł wzrok na swoje splecione ręce.
- To koniec.- odezwał się po dłuższej chwili- Nie kocham już jej, ona nie kocha mnie. Podobno ma kogoś, nie chce w to wnikać. Odległość zabiła nasze uczucie.
- Nie prawda!- uniosłam się lekko, choć nie powinnam.
Ziomek spojrzał na mnie zdezorientowany, ale zaraz się poprawił.
- Masz rację, to nasz wina. Żadna odległość nie była by nam straszna gdybyśmy się oboje starali.- znów zamilkł.
Teraz po głowie tłukło mi się pytanie czy ja też sobie odpuszczam, czy walczę o uczucie? Z tego co było mi wiadomo to obecnie nie robiłam nic by Paul wiedział, że za nim tak strasznie tęsknie i że go potrzebuję.
- Przyjechała do mnie wczoraj by powiedzieć, że nie spędzi ze mną świąt, że nie ma sił na odstawianie takiej szopki, że to i tak nikomu nie jest potrzebne. Wróciła do Londynu, do tego swojego mężczyzny, jak to powiedziała. A ja też nie chciałem zostać sam, nie zniósł bym tego. Dlatego spakowałem się i przyjechałem pod najbardziej pewny adres, do Krzyśka. Taka moja historia.- skończył i znów spojrzał na mnie.
- Rozmawialiście o rozwodzie?- zapytałam cicho.
- Po Sylwestrze ma złożyć papiery. Teraz nie ma czasu.- prychnął.
- Przykro mi..- westchnęłam.
Było mi bardziej niż przykro. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić co Łukasz musiał czuć. Wstałam i podeszłam do niego, bez pytania usiadłam obok i wtuliłam się mocno w jego ramię. Tak naprawdę oboje byliśmy teraz samotni i oboje tak bardzo potrzebowaliśmy wsparcia drugiej osoby. Żygadło po chwili posadził mnie na swoje kolana, by móc swobodnie przytulić się do mnie, a ja położyłam głowę na jego klatce i wsłuchując się w bicie jego serca zasnęłam.
______________________________________________________________________________
Chyba jeden z dłuższych. Jak dla mnie wreszcie coś z czego jestem zadowolona. Zauważyłam, że jest
was tu coraz mniej, szkoda. Także dobrze, że jestem już prawie na mecie, nie będę wam już zawracać głowy ;) Kolejny rozdział jest ostatnim, a ja nadal nie wiem kogo Dominika wybierze, różnie może być :)
Pozdrawiam :D
Ktoś odchrząknął głośno, a właściwie nie ktoś tylko Alek, więc spojrzałam w jego stronę. Wpatrywał się we mnie intensywnie z uniesionymi brwiami jakby pytając co teraz, a jednocześnie jego spojrzenie jakby przepraszało, że mnie w to wciągnął. Nigdy nie rozmawiałam z nim na temat Łukasza, ale domyślam się, że swoje wiedział. Wzruszyłam tylko ramionami i uśmiechnęłam się nikle, dając mu znak, że się nie gniewam, bo przecież nikt nie mógł wiedzieć, że Ziomek się zjawi. Dopiero teraz dotarło do mnie, że on powinien być gdzieś w Rosji, ze swoją żoną, więc dlaczego jest tutaj?
- Siadaj brachu, właściwie już zaczęliśmy, ale zdążyłeś na najlepsze smakołyki.- puścił mu oczko Igła, a ja zorientowałam się, że Krzysiek wskazuje Ziomkowi miejsce obok mnie.
No tak! Miałam ochotę strzelić się w czoło, nie mogłam usiąść gdzie indziej tylko akurat przy miejscu zabłąkanego gościa.
Żygadło obszedł cały stół, z każdym się przywitał i złożył krótkie życzenia. Dzieciaki były zachwycone jego obecnością, zapewne był wspaniałym wujkiem.
- Wszystkiego najlepszego Dominika.- wreszcie stanął obok mnie z małym kawałkiem opłatka. Z talerzyka szybko chwyciłam resztkę swojego i z wymuszonym uśmiechem przełamałam się z nim tym opłatkiem- Zdrowia, radości, spełnienia marzeń.- wyliczał dalej.
- Dziękuję, Tobie też życzę wszystkiego dobrego, samych złotych medali i co najważniejsze zdrowia, żeby wszystkie kontuzje Cie omijały.
- Dziękuję.- przytulił mnie lekko i złożył na moich policzkach po buziaku, a mnie owiał jego zapach i wszystko wróciło.
Kiedy już się ode mnie odsunął spojrzałam w jego oczy i utonęłam, a serce zaczęło mi tak szybko i głośno bić, że chyba wszyscy w tym pomieszczeniu je słyszeli. Opanowałam się jednak i wróciłam do mojego posiłku, a Łukasz zajął miejsce obok.
Przez całą kolacje wszyscy prowadzili rozmowy w optymistycznym tonie, a mnie nadal nurtowało pytanie co robi tu Żygadło. Nikt jednak nie zapytał go o to, a mi chyba po prostu nie wypadało.
Wszyscy opowiadaliśmy naszemu gościowi o tym jak wygląda sezon w Rzeszowie. Krzysiek i Alek z perspektywy gracza, Iwona i Natalia z perspektywy wiernych fanek zajmujących miejsca dla rodziny, dzieciaki przekrzykiwały się by opowiadać swoje wrażenia z meczy, a ja dodałam parę zdań na temat tego jak pracuje się z młodymi Resoviakami. Ziomek również opowiadał nam o mroźnej Rosji i temperaturach grubo poniżej zera oraz o tym jak to wszystko wpływa na samopoczucie podczas gry.
Po kolacji Sebastian, Dominika, Igor i Daniel otworzyli swoje prezenty i radości było co niemiara. Rodzice również dostali upominki od swoich pociech, tylko ja z Łukaszem nie pasowałam trochę do tego obrazka. Zazdrościłam Igle i Alkowi takich rodzin, sama obecnie nie miałam się nawet do kogo przytulic, ale nie zamierzałam narzekać, ponieważ miałam najlepszych przyjaciół na świecie i chciałam cały czas o tym pamiętać. Kiedy usłyszałam dźwięk mojej komórki, zerwałam się od stołu i przepraszając wszystkich udałam się do przedpokoju by odebrać.
- Słucham.
- Dyśka wiem, że mnie zabijesz, ale nie mogę dzisiaj wrócić do domu.- usłyszałam w słuchawce przygnębiony głos przyjaciółki.
- Dlaczego? Co się stało?- zapytałam zaniepokojona.
- Samochód nam się zepsuł, no i rodzice Piotrka proszą nas żebyśmy zostali do jutra...
- W porządku.
- Co Ty powiedziałaś?
- No, że się nie gniewam. Zostanę jeszcze trochę u Krzyśka i wracam do domu, kładę się spać, więc po co masz się specjalnie wracać do domu dla mnie?
- Kochana jesteś. Pozdrów tam ode mnie wszystkich. Widzimy się jutro, pa.
- Nie ma sprawy, trzymaj się, pa pa.- cmoknęłam do słuchawki i nacisnęłam przycisk kończący rozmowę po czym wróciłam do salonu.
- Paul dzwonił?- zapytał Krzysiek gdy tylko mnie zobaczył.
Wyłapałam ciekawe spojrzenie Ziomka, więc tylko pokręciłam głową i schowałam telefon do kieszeni kurtki.
- Marysia zostaje u Piotrka, tyle.
- Aha..- odparł libero i na tym zakończyliśmy ten temat.
U Ignaczaków spędziłam jeszcze kilka godzin. Razem z Iwoną i Krzyśkiem staraliśmy się nauczyć Oliega jedną z kolęd, która w wymowie sprawiała mu trochę problemów. Łukasz niestety nie przyłączył się do naszego chórku wykręcając się małą muzycznością i okropnym głosem. Normalnie miałam ochotę prychnąć. Jak on ma okropny głos to ja jestem zakonnicą. Natalia cicho podśpiewywała sobie kolędy razem z nami, ale o wiele bardziej zajęta była zabawą z dziećmi. Nie mogłam powstrzymać śmiechu patrząc na biednego Alka, który był coraz bardziej sfrustrowany językiem polskim i powoli wymyślał coraz to nowe słowa, które brzmiały jak język jakiegoś plemienia z Afryki.
Około godziny 22 zaczęłam się zbierać do wyjścia. Alek z Natalią i dziećmi wrócili do domu już godzinę wcześniej, kapitan nawet proponował, że odwiezie mnie do domu, ale Krzysiek prosił bym jeszcze została. Jednak chyba gdyby nie moja imienniczka dawno byłabym już w domu. Dominika rozsiadła się wygodnie na moich kolanach i od kilku minut słodko spała. Sebastian nie przeszkadzał siostrze ponieważ zaciągnął Ziomka przed ekran by mogli wypróbować nową grę, którą mały Ignaczak dostał pod choinkę. Bujałam się lekko w fotelu bujanym z Dominiką w ramionach, a Krzysiek i Iwona siedzieli naprzeciwko wpatrując się we mnie i swoją córkę.
- Pasowałby Ci taki mały szkrab.- powiedziała wesoło Iwona.
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na dziewczynkę. Faktycznie, od jakiegoś czasu zastanawiałam się jakby to było mieć takiego małego brzdąca.
- Dwie Dyśki.- wtrącił Igła.
Zaśmiałam się cicho.
- Dzwonił może do Ciebie Paul?- zapytałam libero.
Krzysiek pokręcił tylko głową i spojrzał w stronę Sebastiana i Ziomka. Ja również spojrzałam w tamtym kierunku. Łukasz równie dobrze bawił się w towarzystwie chłopca, co ja mogąc się opiekować córką Igły. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam Krzyśka, ale jestem pewna, że tym spojrzeniem chciał mi coś powiedzieć. Paula tu nie było, nawet się nie odezwał, za to Łukasz był tuż obok. Nie chciałam myśleć w ten sposób, więc delikatnie wstałam i tak by nie obudzić małej ruszyłam powoli do jej pokoju. Tam położyłam Dominikę do łóżka i szczelnie okryłam kołdrą. Pocałowałam dziewczynkę w czoło i wróciłam do salonu.
- Na mnie już czas.- powiedziałam do zebranych.
- Ciocia już? Nawet ze mną nie zagrałaś!- oburzył się Sebek.
- Skarbie jutro albo pojutrze dobrze? Muszę trochę poćwiczyć przed pojedynkiem z Tobą, bo jak na razie nie mam szans.- uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam lekko.
- Sebo musisz dać cioci foty, ona nie jest tak dobra jak wujek.- zaśmiał się Igła.
- No dobrzeee...- zgodził się nadal smutny chłopiec.
Wzięłam swoją torebkę, pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam do przedpokoju po kurtkę. Zaraz za mną pojawił się Krzysiek, który miał mnie odwieźć.
- Dyśka mam sprawę...- powiedział trochę nieśmiało, co nie było do niego podobne.
- Słucham.
- No, bo mówiłaś, że Marysi dzisiaj nie będzie, więc chciałem zapytać czy nie przygarnęła byś Ziomka? Nie znalazł żadnego wolnego hotelu, więc zjawił się u nas, tylko, że dzisiaj nie mam gdzie dla niego wygospodarować miejsca.
Trochę nie wierzyłam w tą historię, ale właściwie co miałam do stracenia. Przynajmniej nie będę sama. Od kiedy Paul wyjechał czułam się strasznie samotna, chociaż było to dopiero kilkanaście godzin. No, ale święta zawsze wywoływały we mnie jakiś sentyment, poza tym widać, że Łukasz też miał jakiś problem, a ja chciałam mu pomóc.
- W porządku.- pokiwałam głową.
- Naprawdę?- spytał niedowierzająco.
- No tak. Przecież krzywdy mi nie zrobi.- zaśmiałam się cicho.
- No to jedziemy.
*****
Wracam myślami do jednego z listopadowych wieczorów. Przypominam sobie, że tamtego dnia dostałam od Paula klucze do jego mieszkania. Widzieliśmy się wtedy tylko przez chwilę. On spieszył się na trening, a ja byłam już, mimo wczesnej pory, po pracy. Wręczył mi pęk kluczy, krótko wyjaśnił, który jest do jakich drzwi i kazał mi być u niego wieczorem. Pocałował mnie jeszcze przelotnie w policzek i zniknął za drzwiami szatni.
Usłyszałam szczęk otwieranych drzwi, więc wychyliłam się zza oparcia kanapy.
- Cześć kochanie!- usłyszałam jego głos.
- Cześć skarbie. Co tak późno?
- Musiałem załatwić jeszcze kilka spraw na mieście, ale już jestem tylko dla Ciebie.
Lotman zdjął kurtkę i buty i już po chwili leżał obok mnie na kanapie.
- Ale widzę, że rozgościłaś się już.- z uśmiechem spojrzał na butelkę i kieliszek z winem stojące na stoliku- Nie ładnie się tak raczyć winkiem beze mnie- dodał z udawaną obrazą.
- Jak skoczysz po kieliszek to naleje Ci troszeczkę, ale tylko troszeczkę- uśmiechnęłam się łobuzersko.
Lotman z niechęcią podniósł się i poszedł do kuchni po kieliszek. Po chwili wrócił ze szkłem, a ja nalałam mu trochę trunku. Przyjmujący upił łyk wina po czym odstawił kieliszek na stolik i położył się wygodnie obok mnie przytulając do siebie.
Pamiętam te chwile jakby to działo się nie miesiąc temu, a dzień. Pamiętam jak cudownie czułam się w jego objęciach, jak miałam nadzieje, że tak będzie już zawsze. Jeszcze tylko raz spędziliśmy tak wieczór i wtedy również marzyłam o tym by nic już się nie zmieniło. Ale powoli zaczynało się zmieniać. Nie mieliśmy dla siebie wolnych wieczorów, w ogóle nie mieliśmy za wiele czasu dla siebie, ale ja za każdym razem zaczynałam się utwierdzać w tym, że go kocham. Mimo tego, że właściwie w moim życiu był bardziej gościem niż stałym bywalcem, jednak właśnie to potęgowało to uczucie, a może po prostu wmawiałam sobie to, bo bałam się co będzie gdy zabraknie go w moim życiu zupełnie. Bałam się jego odejścia, dlatego wmawiałam sobie miłość, by w odpowiedni momencie móc go zatrzymać tym argumentem.
Właśnie wtedy gdy powiedział mi, że jedzie do Stanów użyłam tego argumentu. Jednak myliłam się. Nie potrafiłam go zatrzymać, ale on również nie potrafił zapewnić mnie, że wróci odpowiadając mi to samo.
*****
Razem z Łukaszem rozsiedliśmy się w fotelach w moim salonie obok małej choinki, którą ubrałam kilka dni wcześniej razem z Marysią.
- Ładnie tu u Ciebie.- skomplementował moje mieszkanie siatkarz.
- Dziękuję. Masz może ochotę na sernik?- zapytałam uśmiechając się- Połowę zabrałam do Iwony, ale chyba coś jeszcze się znajdzie.
- To było Twoje ciasto?- uniósł lekko brwi i uśmiechnął się - W takim razie poproszę duży kawałek.
- Już się robi.- odpowiedziałam po czym poszłam do kuchni, nakroiłam na talerzyki ciasto, złapałam dwie łyżeczki i wróciłam do salonu. Położyłam słodkości na stoliku i zobaczyłam na nim butelkę.
- Masz może lampki? Wiem, że miałem zaprosić Cię do najlepszego z lokali z winem, ale dziś się już nie da, za to mam coś naprawdę dobrego.
- Więc nie żartowałeś.
- Oczywiście, że nie.- spojrzał na mnie poważnie, więc udałam się szybko po szkoło, a Ziomek zajął się otwieraniem butelki.
Po całej lampce wina poczułam się trochę odważniej, więc postanowiłam zadać rozgrywającemu pytanie, które nurtowało mnie przez cały wieczór.
- Mogę Cie o coś zapytać?
- Jasne.- odpowiedział śmiało, chyba nie przewidując tego co zaraz miał usłyszeć.
- Co się stało, że wolałeś spędzić święta u Krzyśka niż ze swoją żoną?
Tak jak przypuszczałam, nie spodziewał się tego. Odłożył kieliszek na stolik i utkwił we mnie swoje spojrzenie. Ciężko było mi je znieść, ale starałam się jak mogłam. W końcu Łukasz odpuścił i przeniósł wzrok na swoje splecione ręce.
- To koniec.- odezwał się po dłuższej chwili- Nie kocham już jej, ona nie kocha mnie. Podobno ma kogoś, nie chce w to wnikać. Odległość zabiła nasze uczucie.
- Nie prawda!- uniosłam się lekko, choć nie powinnam.
Ziomek spojrzał na mnie zdezorientowany, ale zaraz się poprawił.
- Masz rację, to nasz wina. Żadna odległość nie była by nam straszna gdybyśmy się oboje starali.- znów zamilkł.
Teraz po głowie tłukło mi się pytanie czy ja też sobie odpuszczam, czy walczę o uczucie? Z tego co było mi wiadomo to obecnie nie robiłam nic by Paul wiedział, że za nim tak strasznie tęsknie i że go potrzebuję.
- Przyjechała do mnie wczoraj by powiedzieć, że nie spędzi ze mną świąt, że nie ma sił na odstawianie takiej szopki, że to i tak nikomu nie jest potrzebne. Wróciła do Londynu, do tego swojego mężczyzny, jak to powiedziała. A ja też nie chciałem zostać sam, nie zniósł bym tego. Dlatego spakowałem się i przyjechałem pod najbardziej pewny adres, do Krzyśka. Taka moja historia.- skończył i znów spojrzał na mnie.
- Rozmawialiście o rozwodzie?- zapytałam cicho.
- Po Sylwestrze ma złożyć papiery. Teraz nie ma czasu.- prychnął.
- Przykro mi..- westchnęłam.
Było mi bardziej niż przykro. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić co Łukasz musiał czuć. Wstałam i podeszłam do niego, bez pytania usiadłam obok i wtuliłam się mocno w jego ramię. Tak naprawdę oboje byliśmy teraz samotni i oboje tak bardzo potrzebowaliśmy wsparcia drugiej osoby. Żygadło po chwili posadził mnie na swoje kolana, by móc swobodnie przytulić się do mnie, a ja położyłam głowę na jego klatce i wsłuchując się w bicie jego serca zasnęłam.
______________________________________________________________________________
Chyba jeden z dłuższych. Jak dla mnie wreszcie coś z czego jestem zadowolona. Zauważyłam, że jest
was tu coraz mniej, szkoda. Także dobrze, że jestem już prawie na mecie, nie będę wam już zawracać głowy ;) Kolejny rozdział jest ostatnim, a ja nadal nie wiem kogo Dominika wybierze, różnie może być :)
Pozdrawiam :D
piątek, 31 maja 2013
XVIII.
Zaledwie wczoraj Paul opuścił Rzeszów, a mi już było ciężko
bez niego. Usiadłam samotnie w kuchni i włączyłam czajnik elektryczny. Zegarek
pokazywał dopiero 7:15 ale nie potrafiłam już zasnąć. Spojrzałam za okno, ulice
powoli znów robiły się czarne. Całą noc gęsto padał śnieg, więc służby drogowe
miały ogrom roboty. Cieszyłam się, że nie muszę nigdzie wychodzić w taką
pogodę. Uwielbiałam zimę, ale dziś nawet ona nie sprawiała mi radości. Woda w
czajniku właśnie się zagotowała, więc wstałam i wyjęłam z szafki kubek,
wrzuciłam do niego torebkę herbaty i zalałam wrzątkiem. Wróciłam na swoje
poprzednie miejsce i jeszcze raz spojrzałam na kartkę od Marysi.
Zostaję u Piotrka.
Nic się nie martw.
Będę w domu o 11.
Kocham Cię, pa :*
Maryś była szczęściarą. Miała wymarzonego chłopaka, robotę,
którą lubiła no i miała z kim spędzić Boże Narodzenie. Momentalnie pomyślałam o
rodzicach. Tęskniłam..bardzo. Jednak podjęłam już decyzję, że dziś jest za
późno by wracać do domu, w końcu mój dom znajdował się na drugim końcu Polski.
Po świętach miałam kilka dni wolnego, więc postanowiłam, że wtedy pojadę w
rodzinne strony. Lotman przecież wracał dopiero przed Sylwestrem, wiec o nic
nie musiałam się martwić. Zastanawiałam się tylko co zrobię ze sobą przez
kolejne trzy dni. Moja kochana przyjaciółka mówiła, że od razu po Wigilii u
Piotrka wraca do domu, więc może nie będę tak zupełnie sama. Upiłam łyk herbaty
i skrzywiłam się. Nawet o tym by posłodzić herbatę zapomniałam. Ten dzień już od początku nie
wydawał mi się rewelacją.
Dokładnie kwadrans przed 11 do domu wróciła Marysia.
- Co tu się dzieje?- zapytała zatrzymując się w progu
kuchni.
- Sprzątam.- odpowiedziałam spokojnie, wkładając kolejny
garnek do szafki.
- Dzisiaj? Sprzątasz? Dyśka po co?- kucnęła obok mnie..
- A co mam robić? A tak przynajmniej na święta będzie błysk.-
wzruszyłam ramionami.
- Chowaj te graty, ugotujemy jakieś potrawy na wieczór, od
Piotrka wracam o 20, więc spokojnie zjemy sobie kolacje razem.- uśmiechnęła się
do mnie lekko- Głupio mi, że tak Cie tu zostawiam, może zapytam Pita czy możesz
pójść z nami do jego rodziców?- spojrzała na mnie z troską, a uśmiech znikł.
- Ani mi się waż, nigdzie nie idę. Masz się dobrze bawić i
zrobić dobre wrażenie na Nowakowskich rozumiesz?
- Tak…- powiedziała cicho.
- Babo więcej wigoru!- uśmiechnęłam się i zapakowałam
wszystkie garnki do szafki- A teraz bierzemy się za jedzonko.
- Zaraz muszę odebrać.
Spojrzałam na przyjaciółkę,
która wyjęła wibrującą komórkę z kieszeni i ruszyła do swojego pokoju.
- Słucham.- rzuciłam do słuchawki.
- Co to za sprawa o której chciałaś porozmawiać?- zapytał
Achrem.
- Piotrek mówił mi, że spędzasz z rodziną Wigilię u
Ignaczaków, więc mam małą prośbę.
- A coś się stało? O co chodzi?- Alek chyba trochę się
zaniepokoił.
- Po prostu jest taka sytuacja, że Dominika zostaje dzisiaj
w domu i chciałam zapytać czy byście ją przygarnęli? Ja nie mogę z nią zostać,
a nie chce żeby siedziała w domu sama.
- Przecież Dyśka miała jechać do rodziny.- w jego głosie
wyczułam zaskoczenie.
- Yhym… Tak wszystkim powiedziała, ale jest zupełnie
inaczej.
- W takim razie zaraz do niej zadzwonię i zaproszę na naszą Wigilię.
- Czekaj! Jeśli teraz po nią zadzwonisz, nie zgodzi się.
Musimy inaczej to rozegrać.
- W takim razie przyjadę po nią przed kolacją.
- Dziękuję Alku. Bardzo Ci dziękuję.
- Nie żartuj.- zaśmiał się- Dobrze, że zadzwoniłaś, w innym
razie nic bym nawet nie wiedział.
- No dobrze. Na razie.
- Dyśka ja już wychodzę!- usłyszałam głos przyjaciółki w
przedpokoju, więc wyszłam ze swojego pokoju by się z nią pożegnać.
- Baw się dobrze kochana i złóż tam wszystkim życzenia w
moim imieniu.- lekko przytuliłam Marysię po czym okręciłam ją dookoła- Piotrek
padnie na Twój widok.
- Dzięki, dzięki. Trzymaj się ja już lecę, pa.- cmoknęła mnie w policzek
i zniknęła za drzwiami.
Nie zdążyłam nawet wrócić do pokoju bo rozległo się głośne pukanie do
drzwi. Ciekawe czego zapomniała?- pomyślałam i wróciłam do drzwi i otworzyłam
je. Jednak zamiast Marysi w wejściu zobaczyłam Achrema. Bardzo się zdziwiłam
jego widokiem. - Cześć
Aluś, co Ty tu robisz? Wchodź, proszę.- zaprosiłam go do środka i czekałam na
to co ma mi do powiedzenia.
- Dyśka dlaczego nie mówiłaś, że zostajesz na święta w Rzeszowie?-
wszedł do środka i zdjął kurtkę, którą powiesiłam do szafy i ruszyłam do
salonu.
Nie chciałam mu wszystkiego wyjaśniać. Nie miałam na to siły. Za sobą
usłyszałam jego kroki i już po chwili siedział w fotelu naprzeciw mnie i
wpatrywał się we mnie z uwagą.
- Miałam jechać do rodziców, ale dzisiaj stwierdziłam, że
nie ma sensu tłuc się na drugi koniec Polski, kiedy na drogach pełno tłumów,
pojadę do nich jak ten ruch się trochę opanuje. -Więc dlaczego nie powiedziałaś
nikomu, że zostajesz? Paul wie?- dopytywał dalej.
- Nie wie.. Przecież to tylko kilka dni, a potem i tak
pojadę.
- Ale to najważniejsze dni, a Ty chciałaś spędzić je sama.
Nie rozumiem Cię.- na czole przyjmującego pojawiło się kilka zmarszczek-
Dobrze, że Marysia powiedziała mi wszystko. Zapomniałaś, że masz tu brata?-
uśmiechnął się lekko.
Jak zwykle odwzajemniłam jego uśmiech, bo po prostu inaczej
nie potrafiłam.
- Więc to Marysia... Chyba muszę z nią pogadać..- wywróciłam
oczami a Alek spojrzał na mnie groźnie.
- Tak, możesz jej podziękować, że chociaż ona w tym domu
myśli.
- Ej, to było chamskie!- zaśmiałam się głośno, a siatkarz
zrobił to samo.
- A może to nie prawda?- zapytał ciągle rozbawiony.
- Fajnego mam brata nie ma co.- udałam obrażoną.
- Nie fochaj tylko idź się przebrać i jedziemy.- uśmiechnął
się do mnie słodko.
- Że co?- mój foch zniknął w ciągu sekundy.
- To co słyszałaś. Jedziesz ze mną do Igły. Dzieciaki na
pewno się ucieszą, w końcu je poznasz.
- Nie mogę z Tobą jechać. Nie mogę tak po prostu się
wpraszać.- spojrzałam na Alka poważnie.
Kapitan odetchnął głośno parę razy i pokręcił głową.
- Jesteś niemożliwa. Proszę Cię idź się ubierać, mamy pół
godziny, a chyba widziałaś jakie są drogi. I przestań opowiadać głupoty.
Wszyscy już na nas czekają, a jak nie chcesz iść to Cie wyniosę. Przecież Igła
nie wpuści mnie do domu bez Ciebie, nie wspominając już o Iwonie. Więc proszę
Cię jeszcze raz, nie rób kłopotów.
Chwilę patrzyłam na Alka i analizowałam jego słowa. W moich
oczach pojawiły się łzy, które bez mojej zgody spłynęły powoli po policzkach.
Byłam szczęściarą, że miałam takich
przyjaciół. Sama nie wiedziałam czym na nich zasłużyłam, ale wiedziałam, że nie
wypłacę się za to do końca życia.
- Dyśka czemu Ty płaczesz? Co jest?- Alek szybko kucnął obok
mnie i złapał za ręce. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony i
teraz martwił się, że powiedział coś nie tak.
- Nic, nic Aluś. Tylko ciesze się, że mam takich przyjaciół.
Achrem wyraźnie odetchnął z ulgą i pomógł mi wstać.
- A teraz uciekaj się wyszykować, ale ostrzegam, masz mało czasu.-
puścił mi oczko.
- Okey. Zaraz będę gotowa. A Ty idź do kuchni i wyjmij z
lodówki sernik. Może to niewiele, ale nie chce iść tak z pustymi rękami.
- Robi się.- odpowiedział siatkarz i zniknął w kuchni.
Szybko pobiegłam do pokoju po coś do przebrania, otworzyłam
szafę na oścież i westchnęłam głośno. Z racji tego, że nie miałam już czasu
złapałam szybko „małą czarną”, czystą bieliznę i rajstopy. Popędziłam z tym
wszystkim do łazienki, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Wysuszyłam szybko
włosy i umalowałam się lekko. Nie wiem jakim cudem, ale dziś moje włosy nie
stawiały większego oporu, więc przejechałam po nich jeszcze szybko prostownicą,
spryskałam lakierem i o dziwo, wyglądało to całkiem znośnie. Wyszłam z
łazienki, w salonie czekał już Alek ubrany w kurtkę i z blaszką ciasta w
rękach, uśmiechnął się tylko do mnie po czym wstał i skierował do wyjścia.
Ubrałam jeszcze szpilki na stopy, owinęłam się szalikiem i ubrałam grubą
kurtkę. W ostatniej chwili przypomniałam sobie o torebce, więc wpadłam do
pokoju chwyciłam ją, wrzuciłam do środka telefon i portfel i wróciłam do
Achrema.
- Gotowa?- zapytał.
- Teraz już chyba tak.-
rozejrzałam się jeszcze raz po mieszkaniu, wzięłam kluczyki po czym wyszliśmy
na zewnątrz, zamknęłam drzwi i ruszyliśmy do samochodu.
- Witam kochani!- Iwona otworzyła nam drzwi i spojrzała na
mnie karcącym spojrzeniem- A Ty maleńka będziesz się grubo tłumaczyć.-
powiedziała poważne po czym się uśmiechnęła.
Alek podał mi ciasto, więc szybko je chwyciłam i podałam
pani Ignaczak.
- I myślisz, że ten serniczek odkupi Twoje winy?- uniosła
lekko brew.
- Tak...?- spytałam cicho.
- Hmmm... To dobrze myślisz.
Wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem po czym Iwona kazała
nam ściągać kurtki i zaprosiła do salonu, gdzie Krzyś już biegał z kamerą,
nagrywając swoje pociechy. Żona Alka i jego synowie też już tu byli.
Zastanawiałam się czy jesteśmy już w komplecie, a moje spekulacje potwierdził
Igła.
- Witam, witam! Więc jesteśmy już wszyscy! Także możemy
zasiadać do stołu.
- Tato, a widziałeś już pierwszą gwiazdkę?- zapytał
Sebastian, a ja przeniosłam swój wzrok na chłopca.
- Właśnie Krzysiu, bez gwiazdki nie zaczniemy.- poparłam
małego Ignaczaka, za co zostałam obdarowana uśmiechem.
Podeszłam do chłopca i się przywitałam, po czym poznałam
jeszcze córkę Igły, a potem synów Alka. I pomyśleć, że kiedyś nie lubiłam
dzieci- przemknęło mi przez myśl. Od jakiegoś czasu byłam bardzo związana z
każdym małym szkrabem, pewnie dlatego, że im więcej miałam lat tym częściej
myślałam o własnym dziecku. Dlatego szybko nawiązałam dobry kontakt z dziećmi i
zamiast pomagać Iwonie i Natalii przy kolacji, bawiłam się z maluchami.
- Tato! Już jest!- zawołała moja imienniczka, która
wpatrywała się właśnie uparcie w niebo.
- Kto? Mikołaj?- droczył się z nią Krzyś.
- Tatooooo...- jęknęła dziewczynka- Gwiazdka!
- No to zapraszam do stołu.
Wszyscy zajęli miejsca dookoła dużego, pięknie
przystrojonego stołu, a Igła odczytał fragment z Pisma Świętego. Pomodliliśmy
się jeszcze, połamaliśmy opłatkiem i złożyliśmy sobie życzenia. Kiedy na
talerzach pojawiła się pierwsza potrawa, ktoś zadzwonił do drzwi.
- Niezapowiedziany gość.- szepnął Sebastian, spojrzeliśmy
najpierw na niego a potem w stronę drzwi. Krzysiek wstał i poszedł otworzyć. Po
chwili usłyszeliśmy w przedpokoju głos mężczyzny, a ja zamarłam. Poczułam jak
krew odpływa mi z twarzy, a ręce się pocą. Igła wrócił do salonu z szerokim
uśmiechem na ustach, a za nim wszedł dobrze znany nam siatkarz.
- Kochani, mamy gościa!- powiedział wesoło Ignaczak, a moje
serce na ułamek sekundy się zatrzymało, gdy zrozumiałam, że mój słuch nie płata
mi figli.
wtorek, 28 maja 2013
XVII.
Nazajutrz razem z Piotrkiem podjechaliśmy pod
dom dziewczyn. Wysłałem Dominice SMS-a, że mogą zejść już na dół i po kilku
minutach zobaczyliśmy je na zewnątrz. Dyśka miała na sobie śliczną niebieską
sukienkę i czarny płaszczyk, a na nogach buty na obcasie. Uśmiechnąłem się
lekko pod nosem, miałem nadzieję, że nie zrobi sobie w nich krzywdy, a patrząc
na stan oblodzonego chodnika nie byłem tego taki pewien. Wysiadłem z samochodu
robiąc miejsce dla Marysi obok Piotrka. Przywitałem się z dziewczynami i razem
z Dominiką usiedliśmy z tyłu.
- Pięknie wyglądacie.- Piotrek nie mógł
oderwać od Marysi wzroku.
- Dzięki.- odpowiedziała moja towarzyszka, a
jej przyjaciółka obdarowała Pita buziakiem w policzek.
Jeszcze raz omiotłem wzrokiem brunetkę i
uśmiechnąłem się szeroko.
- Co się tak szczerzysz?- zapytała szeptem.
- Nic, nic.. Tylko zupełnie zgadzam się z
Piotrkiem.
Dziewczyna odwróciła lekko zarumienioną twarz
w stronę szyby i uśmiechnęła się promiennie.
Podróż na Podpromie minęła nam szybko.
Weszliśmy na halę i skierowaliśmy się do jednej z sal, z której dziś znikały
wszystkie sprzęty i miała ona być teraz salą bankietową. Kiedy weszliśmy do
środka okazało się, że są już prawie wszyscy. Brakowało tylko kilka osób ze
sztabu, więc wszyscy niecierpliwili się powoli.
- Muszę porozmawiać chwilę z Tomkiem.-
powiedziała Dominika i już jej nie było.
Podszedłem więc do Ignaczaków i Bartmana,
który z nimi stał.
- Witam, witam.
- Cześć młody.- rzucił wesoło Igła.
- Co słychać?- zapytał Zbyszek- Prezenty już
rozdane?
- No właśnie nie..- podrapałem się po głowie-
Zastanawiam się czy dać jej prezent teraz czy po obiedzie.
- Myślę, że jak znajdziesz chwilę po tym całym
zamieszaniu to będzie najlepsza opcja.- wtrąciła się Iwona.
Uśmiechnąłem się tylko i pokiwałem głową.
Zapewne miała rację. Przeprosiłem towarzystwo i ruszyłem w obchód po całej sali
by z każdym się przywitać i złożyć życzenia. Akurat rozmawiałem z Johenem kiedy
okazało się, że wszyscy są już obecni i możemy zaczynać. Rozejrzałem się po
sali i odnalazłem Dominikę w objęciach Oliega. Powoli zastanawiałem się czy nie
powinienem być zazdrosny o niego, ale akurat wtedy kapitan przywołał mnie ręką
i przekazał w moje ramiona brunetkę.
- No Paul, więc Tobie również życzę, by wam
się udało i żebym jak najszybciej mógł się pobawić na waszym weselu. Prawda
Dyśka?
Spojrzałem na Dominikę, ale ona tylko
wpatrywała się w jakiś punkt na ścianie.
- Dzięki Alek. No zobaczymy jak to się
potoczy.- uśmiechnąłem się nikle- Tobie też wszystkiego najlepszego chłopie.-
poklepałem go po plecach i zwróciłem się do mojej towarzyszki.
- Chodź usiądziemy już. Zaraz zaczną się
przemówienia i posiłek.
Dziewczyna pokiwała tylko głową i ruszyła za
mną. Znaleźliśmy wolne miejsca obok państwa Grzyb i Buszka oraz jego
narzeczonej. Miałem dziwne wrażenie, że Dominika jest jakaś nieobecna. Kiedy ją
o coś pytałem odpowiadała tylko zdawkowo, albo po prostu kiwała głową na tak
albo nie. Nie chciałem, żeby ten nasz wspólny czas przed wyjazdem tak wyglądał.
Myślałem, że będzie miło, spędzimy czas z przyjaciółmi, ale chyba ten dzień nie
będzie taki jak sobie zaplanowałem. Wysłuchaliśmy wszystkich przemówień i
życzeń i na talerzach zaczęły pojawiać się pierwsze potrawy. Cały obiad
przebiegał w pogodnej atmosferze, wszyscy cieszyli się już nadchodzącymi
świętami. Oczywiście każdy chciał jak najszybciej wrócić do domu, aby zdążyć z
wszystkimi przygotowaniami, ale jak na razie większość zapominała o tej
bieganinie i w przyjaznej atmosferze mogliśmy rozmawiać na wszystkie tematy.
Nasza „wigilia” kończyła się o godzinie 16, a godzinę wcześniej dostaliśmy małe
upominki od sponsorów. Kiedy prezenty zostały już rozdane niektórzy znajomi
zaczęli opuszczać halę. Postanowiłem, że to odpowiedni czas by dać Dominice
prezent.
- Możemy na chwilę wyjść?- zapytałem.
- Wyjść? Po co?- spojrzała na mnie uważnie.
- Chciałbym zaczerpnąć trochę świeżego
powietrza, będziesz mi towarzyszyć?
- No dobrze, wezmę tylko torebkę.
Wstaliśmy i udaliśmy się na korytarz.
Zaprowadziłem ją pod automat z napojami i zatrzymaliśmy się.
- I pomyśleć, że tu się poznaliśmy.-
westchnęła.
- Chyba powinienem pomyśleć czy nie zabrać
sobie tego automatu do domu.- uśmiechnąłem się do niej.
Zaśmiała się cicho i popatrzyła na mnie.
- Mam coś dla Ciebie.- otworzyła swoją torebkę
i wyjęła z niej album- Proszę Paul, wszystkiego najlepszego, żeby te święta
były dla Ciebie nie zapomniane i żebyś o mnie pamiętał.
Wziąłem od niej prezent i otworzyłem go.
Pierwsze zdjęcie przedstawiało mnie i Dominikę w moim mieszkaniu kiedy
próbowaliśmy upiec ciasto. Wyglądała uroczo cała umazana mąką. Od razu
przypomniałem sobie tamten dzień. Jeden z niewielu, które mogliśmy spędzić
razem w całości. Pamiętam, że od śmiechu bolał mnie brzuch, chyba jeszcze z
nikim tyle się nie śmiałem. Zgrany był z nas zespół, ciasto wyszło przepyszne,
nawet koledzy je chwalili. Bartman był w szoku, że to po części moje dzieło i
cały czas się śmiał, że moim wkładem w jego robienie było tylko nadzorowanie
Dominiki.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Dziękuję kochanie.- nie wiedziałem co
jeszcze mógłbym powiedzieć, więc po prostu mocno ją do siebie przytuliłem i pocałowałem w czoło- Jest piękny.
- Ciesze się, że Ci się podoba.
- Ja też mam coś dla Ciebie.- powiedziałem
wesoło i wyjąłem z kieszeni marynarki małe pudełeczko, które podałem brunetce-
Otwórz.
Dominika zdjęła wieczko i uśmiechnęła się.
- Śliczny…- przygryzła dolną wargę- Możesz mi
go założyć?- zapytała przenosząc wzrok ze swojego prezentu na mnie.
Odłożyłem album na automat i wziąłem do rąk
łańcuszek. Stanąłem za Dominiką i zapiąłem jej go. Przejechała opuszkami palców
po małej literce P zawieszonej na łańcuszku.
- Będzie mi pasował do bransoletki.- ucieszyła
się i pokazała mi połyskującą na jej ręce biżuterię.
- Kolejny prezent?- zapytałem unosząc brwi.
- Yhym..- przytaknęła- Od Alka.
- On też coś od Ciebie dostał?
- Tak, dałam mu obraz stworzony ze zdjęć z
jego imprezy, żeby zawsze wiedział, że ma wspaniałych przyjaciół.
- Nie wiedziałem, że jesteście tak blisko…
Dominika spojrzała na mnie mrużąc oczy i po
chwili się roześmiała.
- Co?- zapytałem zaskoczony.
- Jesteś zazdrosny?
Nic nie odpowiedziałem.
- Jesteś zazdrosny!- uśmiechnęła się szeroko.
- A nawet jeśli to jest to powód do śmiechu?
- Tak...- spojrzała na mnie pewnie- Bo Alek jest dla mnie jak brat i tak go traktuje.
Jeszcze przez chwilę myślałem nad tym co powiedziała
i dopiero teraz doszło do mnie, że nie mam o co się martwić. Usłyszeliśmy
kroki, więc odwróciłem się by zobaczyć kto idzie. Okazało się, że był to Igła z żoną.
- Już idziecie?- zapytała Dominika, kiedy znaleźli się przy nas.
- No tak.- odpowiedziała Ignaczakowa- Musimy odebrać dzieci od rodziców.
- Jeszcze raz najlepszego gołąbeczki- wtrącił się Krzysiek- No i mam nadzieję, że widzimy się w Sylwestra? Jeszcze dokładnie dogadamy się przez telefon co i jak.
- No oczywiście Krzysiu.- odpowiedziałem- Wesołych Świąt jeszcze raz.
- Wracaj szybko chłopie, a właśnie Dominika, miałem pytać, lecisz z Paulem?- Igła spojrzał na mnie ciekawy odpowiedzi.
Brunetka pokręciła głową. Dobrze wiedziałem,
że powinienem jej zaproponować wyjzad ze sobą, ale gdzieś w środku czułem, że
to nie jest dobry pomysł. Nie chciałem niczego przyspieszać, stawiać jej pod
ścianą, a właśnie takim ruchem wydawało mi się zapytanie jej o to czy pojedzie
ze mną. Nie chciałem też by zostawiała swoją rodzinę dla mnie.
- Jadę do rodziców na kilka dni.- odpowiedziała.
- Yhym.. Jak już będziesz z powrotem to wpadnij na jakieś ciacho.- zaproponowała Iwona.
- W porządku, zdzwonimy się jeszcze.
Uściskaliśmy Ignaczaków i postanowiliśmy
wrócić do sali. W pomieszczeniu zostało już niewiele osób, więc jeszcze raz
złożyliśmy sobie ze wszystkimi życzenia i poszliśmy za Piotrkiem i Marysią do
samochodu.
- Może potrzebujesz pomocy w pakowaniu?- zagadnęła mnie Dominika kiedy byliśmy już u dziewczyn pod blokiem.
- Już się spakowałem, no prawie. Muszę zapakować jeszcze to cudeńko.- wskazałem album, który trzymałem w dłoni- Ale może dasz się zaprosić na kawę.
- Na herbatę. Chętnie.- posłała mi nikły uśmiech.
Wysiedliśmy z auta Pita, pożegnaliśmy się z
przyjaciółmi i ruszyliśmy do mojego mieszkania.
- O której masz samolot?
- O 21, ale muszę być na lotnisku około 19, więc mamy takie dwie godzinki.
- Dobre i tyle.. Kiedy dokładnie wracasz?- dopytywała dalej.
- Jeszcze nie wiem. Zadzwonię i Cie powiadomię. Piotrek odwozi mnie na lotnisko i potem mnie z niego odbiera.
- No to jadę z wami.
- Lubisz łzawe pożegnania?- popatrzyłem na nią z uśmiechem.
- Nie, ale chce Ci pomachać białą chusteczką.
Wiedziałem, że się ze mnie zgrywa. Domyślałem
się, że dla niej ta sytuacja jest tak samo przytłaczająca i w ten sposób stara
się rozładować te negatywne emocje. Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, tak,
że kilku przechodniów spojrzało na nas dziwnie. Szybko weszliśmy do bloku i
skierowaliśmy się w stronę windy.
Obiecałam i jest :) Kolejny również w przygotowaniu, więc szybciutko się pojawi :) Kto wie
może nawet do końca tygodnia skończę bloga :)
Pozdrawiam :)
niedziela, 26 maja 2013
XVI.
I tak moje życie znów stało się
proste i piękne.
Otworzyłam oczy i przed sobą ujrzałam
głębie brązowego koloru. Paul wpatrywał się we mnie, a mi
zwyczajnie zrobiło się głupio. Bez makijażu, w potarganych
włosach i wymiętej koszulce. Przy nim musiałam się prezentować
jak jakieś brzydkie kaczątko, gdyż on mimo swojego lekkiego
zarostu i poczochranych włosów wyglądał jak młody bóg. Był tak
uroczy, że miałam ochotę od razu się w niego wtulić, ale
przypominając sobie jak wyglądam przykryłam się tylko szczelniej
kołdrą.
- Gdzie mi uciekasz księżniczko?-
usłyszałam rozbawiony głos Paula.
- Wyglądam jak czupiradło.- jęknęłam
nadal przykryta po same uszy.
Siatkarz delikatnie odsunął kołdrę
i spojrzał na moją twarz.
- Dla mnie wyglądasz jak bogini.-
szepnął i założył mi kosmyk włosów za ucho.
- Taaa..- parsknęłam i wywróciłam
oczami.
Lotman uśmiechnął się tylko i
pokręcił głową po czym zbliżył się do mnie i pocałował.
- Nie marudź już tak. Wyglądasz
przepięknie.
- Yhymmm.. I dlatego mi się tak
przyglądałeś?- zapytałam.
- Tak. Wyglądasz tak słodko jak
śpisz, że chyba powinienem sobie to nagrać.
- No tylko spróbuj!- rzuciłam
groźnie.
Przyjmujący schował twarz w poduszce
i buchnął śmiechem, gdy już się uspokoił spojrzał na mnie
uważnie.
- Co chcesz na śniadanie?
- Nie jestem głodna..- odparłam
zgodnie z prawdą, gdyż nie czułam potrzeby zjedzenia czegokolwiek.
- No chyba nie uważasz, że puszczę
Cię bez śniadania?- uniósł lekko jedną brew.
- Ale ja naprawdę niczego nie
przełknę, no chyba, że kawę.
- No nie wiem, nie wiem…
- Ale ja wiem- uśmiechnęłam się- A
teraz muszę pod prysznic.
- Nie ma sprawy.- Lotman pochylił się
lekko nade mną i wziął mnie na ręce.
- Co Ty robisz?- zapytałam zaskoczona.
- Wykonuję Twoje życzenie- uśmiechnął
się szeroko.
Zaśmiałam się tylko cicho po czym
pozwoliłam zanieść się do łazienki.
Dni mijały coraz szybciej. Zawsze
uważałam, że zima to taki leniwy czas kiedy stopuje się trochę z
pracą i całym tym pośpiechem, ale w tym roku przekonałam się, że
jest zupełnie odwrotnie. Pracowałam prawie podwójnie, gdyż mecze
rozgrywaliśmy co tydzień. Na każdym spotkaniu musiałam być
obecna. Nie narzekałam ani trochę tylko z dwóch prostych przyczyn,
a mianowicie dlatego, że uwielbiałam fotografię, a fotografia
powiązana z siatkówką to już idealna praca. Było mi trochę
szkoda, że nie mogę znów pracować ze starszymi Resoviakami, ale
właściwie nie było tak źle. Kiedy tylko mogłam pojawiałam się
na ich meczach i robiłam zdjęcia do własnych albumów. Na mojej
poczcie coraz częściej znajdowałam prośby z przesłaniem własnych
zdjęć do osób, które prowadziły różne strony związane z
siatkówką. Dostałam nawet kilka propozycji, aby współtworzyć
takowe strony, jednak nie miałam do tego jakoś głowy. Chętnie
dzieliłam się zdjęciami i poznawałam nowe osoby, które tak jak
ja pokochały siatkówkę i naszych rzeszowskich siatkarzy. Nigdy nie
sądziłam, że ta praca da mi tyle szczęścia. Praca z siatkarzami
pod każdym względem była spełnieniem marzeń, ale właśnie te
dodatkowe rzeczy jak poznawanie oddanych kibiców i przyjmowanie od
nich gratulacji, za dobrą robotę było czymś szalenie miłym.
Doskonaliłam właśnie kolejną porcję
zdjęć, kiedy rozdzwonił się mój telefon.
- Słucham.- odebrałam nie patrząc
nawet na wyświetlacz.
- Cześć mała! Zostaw już te zdjęcia
lecimy gdzieś na miasto.- usłyszałam po drugiej stronie.
- Maryś wiesz, że muszę mieć to
skończone na jutro.
- Oj no weź, przecież wiem, że te
zdjęcia wyglądają już idealnie, więc możesz już je zostawić.
Czekamy na Ciebie.- moja przyjaciółka nie znosiła sprzeciwu.
- My czyli?- zapytałam.
- No jak kto? Paul, Piotrek, Krzysiek,
Iwona, Alek i Grzesiek.
- A co to za zbiorowisko? Ja o czymś
nie wiem?
- Jak się ruszysz wreszcie z tego domu
to się dowiesz.
- Nie mogę.- zawyłam smutno. Tak
bardzo chciałam się z nimi spotkać, ale nie mogłam zawalić tych
zdjęć.
- Przekonamy się.- rzuciła i się
rozłączyła.
Nie miałam czasu zastanawiać się nad
tym co powiedziała, bo jak najszybciej chciałam uporać się ze swoją pracą. Dochodziła 21, a ja nie byłam nawet w połowie.
Westchnęłam głośno, kiedy pomyślałam, że dzisiaj znowu nie
zobaczę się z Paulem. Nie widziałam go od zeszłego tygodnia,
kiedy to znalazłam wreszcie czas by wybrać się na mecz Rzeszów-
Kielce. Jak zawsze było magicznie. Kibice dopisali, zrobiłam
mnóstwo fotek i wreszcie na mojej koszulce zebrałam wszystkie
autografy Resoviaków, a nawet kilka graczy z Effectora. Jedynym
minusem było to, że z Paulem spędziłam zaledwie chwilę. Przez
ten tydzień rozmawialiśmy tylko przez telefon i sms-y, a to było
jak dla mnie za mało. Jednak nie buntowałam się, nie starałam
znaleźć na to jakiegoś złotego środka, po prostu czekałam aż
ten gorący czas minie i razem z Paulem będziemy mieć więcej czasu
dla siebie. Właściwie to chyba wmawiałam sobie, że będzie już
tak niedługo, bo przecież byliśmy w połowie sezonu, a gdy przyjdą
play offy tego czasu wspólnego będzie zdecydowanie jeszcze mniej.
Z tych wszystkich rozmyślań wyrwał
mnie dzwonek do drzwi, oderwałam się więc od mojej pracy i poszłam
otworzyć. Uchyliłam drzwi i moim oczom ukazała się wysoka, dobrze
znana mi postać.
- Co Ty tu robisz?- zapytałam
zdziwiona.
- Piękne przywitanie, nie ma co.-
wyszczerzył się Paul.
- Przepraszam.- uśmiechnęłam się
lekko- Wejdź.
Siatkarz wszedł do środka i odwrócił
się w moją stronę.
- Stęskniłem się za Tobą..-
powiedział i ukrył mnie w swoich ramionach.
Przylgnęłam do niego mocniej i
wciągałam zapach jego perfum. Brakowało mi go.
- Ja też..- wyszeptałam po chwili.
- No dobrze, a teraz porywam Cię.-
odsunął mnie kawałek od siebie i spojrzał w moje oczy.
- Ale ja nie mogę..- westchnęłam.
Lotman wyprostował się i oparł ręce
na biodrach.
- Nie ma żadnego „ale”- powiedział
poważnie.
- No właśnie jest, mam prace do
skończenia i muszę to zrobić. Nie chce wylecieć z roboty.
- No dobrze to pokaż mi co tam masz do
zrobienia, pomogę Ci i idziemy.
Nie wierzyłam, że to się uda, ale
zaprosiłam Paula do swojego pokoju, pokazałam mu zdjęcia, które
miałam na laptopie i wyjaśniłam ile i jakie muszę wybrać, a
potem przerobić. Kiedy mu to wszystko wytłumaczyłam siatkarz wziął
ode mnie laptopa, wybrał 30 fotek i oddał mi sprzęt. Spojrzałam
na niego zdziwiona.
- No co? Tu masz odpowiednie moim
zdaniem zdjęcia, w niektórych wystarczy tylko poprawić ostrość,
a w kilku jak np. tych trzech- wskazał mi kilka prac- możesz
pobawić się kolorem i będzie idealnie.
Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi
oczami. Dlaczego sama na to nie wpadłam? Ja bawiłabym się z tym
wszystkim całą noc, a tu pojawia się Lotman, przegląda zdjęcia i
wszystko już jest gotowe.
- Skąd wiesz, że tak będzie dobrze?-
zapytałam dalej zaskoczona.
- No wiesz…- spojrzał gdzieś w bok-
Przeglądam Twoje zdjęcia na stronie, wiem już mniej więcej jaką
masz technikę, więc starałem się wybrać prace podobne do
wcześniejszych, ale jednak takie które wprowadzały by coś nowego.
- Nie miałam pojęcia, że tak
dobrze mnie znasz.- uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam
laptopa.- Ty znasz dobrze mnie, więc nie chciałem pozostać w tyle i starałem się poznać trochę Twoją pracę- również posłał mi uśmiech- Więc to już koniec? Zdążysz jutro zająć się poprawkami.
- Teraz tak. To gdzie mnie porywasz?
Nim się obejrzałam nadeszły święta.
Nie miałam pojęcia co dać w prezencie Paulowi, ale Marysia
podrzuciła mi jak najbardziej oczywisty pomysł. Wybrałam nasze
wspólne zdjęcia, których miałam pełno na laptopie, wcześniej
nie sądziłam, że Paul jest taki chętny do pozowania przed
obiektywem, ale kiedy tylko wpadałam w jego ramiona nie potrafił
odmówić mi wspólnej fotki. Na pendrive wrzuciłam również
zdjęcia z imprezy Alka, kilka z wspólnych wyjść z przyjaciółmi, a
nawet znalazły się z boiska i szatni. Wszystkie przedstawiały
uśmiechnięte twarze siatkarzy oraz ich wybranek. Udałam się z tym
wszystkim do fotografa i już po kilku godzinach wkładałam zdjęcia
do dużego kolorowego albumu. Nagle rozdzwonił się mój telefon, więc przerwałam na chwilę swoją czynność i odebrałam komórkę.
- Słucham.
- Dyśka skarbie, możesz do mnie
wpaść?- usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.- Jasne, ale coś się stało?- zapytałam.
- Za dwie godziny mam ostatni w tym roku trening, a potem muszę się spakować, więc chciałbym teraz z Tobą porozmawiać.
Spakować?- w mojej głowie zapaliła
się czerwona lampka. Wiedziałam co siatkarz ma na myśli, zapewne
wyjeżdża na święta do rodziny, chyba nie sądziłam, że będzie
inaczej. Jednak gdzieś w środku myślałam, że chociaż raz w życiu spędzę te święta tak naprawdę, z kimś kogo kocham. W domu święta
zawsze wyglądały tak samo, najpierw dużo zamieszania, nerwy podczas
przygotowań, potem kolacja i można powiedzieć, że każdy wracał
do swojego świata. Nic specjalnego. Dlatego w tym roku cieszyłam
się, że jestem tu w Rzeszowie. W planach nie miałam powrotu do
domu, ale chyba będę musiała te plany zmienić. Nie powiem, ale
zrobiło mi się smutno. Pamiętam, że Marysia wspominała mi, że
rodzice Piotrka zaprosili ją na Wigilię, właściwie to
zazdrościłam jej.
- Pewnie, zaraz będę.-
powiedziałam smutno i się rozłączyłam.
W drodze do domu Lotmana
przygotowywałam się na to co mi powie. Dobrze wiedziałam, że
tęskni za rodziną, ale ja tak bardzo chciałam mieć go przy sobie.
Od kilku tygodni mijaliśmy się tylko, a ja wreszcie chciałam
znaleźć się w jego ramionach i już się z nich nie wynurzać. Z bijącym sercem podeszłam do drzwi mieszkania przyjmującego i
zapukałam.
- Otwarte.- usłyszałam jego głos,
więc nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.- Gdzie jesteś?- zapytałam zdejmując buty i kurtkę.
- W kuchni. Co chcesz do picia?
- Kawę z mlekiem poproszę.
- Już się robi.
Niepewnie weszłam do kuchni i
przytuliłam się do jego pleców. Odwrócił się powoli w moją
stronę przytrzymując mnie za ręce i spojrzał w moje oczy po czym
mocno przytulił.
- Kocham Cię.- wyszeptałam, był
to pierwszy raz kiedy powiedziałam mu co tak naprawdę do niego
czuję.
Popatrzył na mnie trochę zaskoczony
po czym złożył na moich ustach pocałunek.
- Ja Ciebie też Kocham skarbie.-
powiedział poważnie.
Westchnęłam cicho i oparłam głowę
o jego tors. Jego serce przyspieszyło i teraz biło mocniej, byłam
pewna, że zaskoczyłam go tym wyznaniem, ale skoro miał wyjechać
chciałam żeby wiedział, że ma dla kogo tu jak najszybciej wrócić.
Nie chciałam niedomówień.
- O czym chciałeś porozmawiać?-
wiedziałam, że to musi się stać, więc nie chciałam przeciągać
tego w nieskończoność.- Usiądź, zaraz będzie kawa.- polecił mi, a ja posłusznie zrobiłam co kazał.
- Dziękuję.
Paul zalał moją kawę wrzątkiem,
wyjął mleko z lodówki i podał mi wszystko. Właściwie to nie
miałam ochoty na nic, ale szybko posłodziłam napój, wlałam mleko
i z jakąś dziwną determinacją zabrałam się za mieszanie.
- Pójdziesz jutro ze mną na
spotkanie klubowe?- zapytał nagle- Wiem, że masz pewnie swoje
zaproszenie, ale chciałbym abyś poszła tam jako moja osoba
towarzysząca, a nie jako pracownik.- Ale...
- Proszę Cię.- siatkarz złapał mnie za ręce.
Nie potrafiłam mu odmówić, przecież nawet tego nie chciałam.
- Dobrze, pójdę z Tobą.- zgodziłam się szybko.
- Ciesze się. To będą nasze ostatnie godziny razem zanim wyjadę, więc chciałbym jak najwięcej czasu spędzić z Tobą.
- Wyjeżdżasz na całe święta?- zapytałam jakby od niechcenia.
- No tak.. Wracam dopiero przed Nowym Rokiem, bo wtedy wznawiamy treningi no i z chłopakami świętujemy Sylwestra.
Po tym co powiedział zrobiło mi się jeszcze smutniej. Tyle czasu bez niego, nie miałam pojęcia jak to wytrzymam. Ale musiałam być silna, nic innego mi nie pozostawało. W szybkim tempie wypiłam swoją kawę. Prawie się już nie odzywałam. Paul pytał mnie o moje plany, a ja nie wiedziałam co mu powiedzieć. Nie chciałam zostać tu sama, Marysia nie wybierała się do domu, tylko do Nowakowskich, mi pozostawała chyba ta pierwsza opcja, ale właściwie nie wiedziałam czy warto wracać. Lotmanowi powiedziałam, że być może pojadę do rodziny, ale ile w tym prawdy, sama nie potrafiłam stwierdzić. Kiedy przyjmujący odprowadził mnie do drzwi znów chwycił mnie za ręce i przyciągnął do siebie.
- Już tęsknię.- wychrypiał.
- Ja też... Więc jutro ostatni dzień.. Będę gotowa o 10 dobrze?- zapytałam smutno.
- Dobrze, przyjadę po Ciebie i Marysię z Pitem.
- Okey.- pokiwałam powoli głową, pocałowałam go i wyszłam.
________________________________________________________________
Po bardzo długiej przerwie jest. Z każdym kolejnym odcinkiem bliżej końca, może
dlatego tak ciężko mi idzie pisanie. No, ale cóż. Zostawiam was z tym rozdziałem,
miłego czytania :)
Pozdrawiam.
piątek, 10 maja 2013
XV.
Nareszcie mogłam szczerze się uśmiechnąć. To, że Lotman chce ze mną rozmawiać odbierałam już jako dobry początek, a gdy poprosił mnie do tańca byłam po prostu szczęśliwa. Podczas wirowania na parkiecie nie rozmawialiśmy wiele. Po prostu cieszyliśmy się swoją obecnością. Kiedy tylko z głośników poleciała wolna muzyka wtuliłam się w niego mocno i wciągałam w nozdrza zapach jego perfum, za którym tak tęskniłam. Nagle ten wieczór stał się taki piękny. Miałam nadzieję, że poprawie nim humor Alka, ale niespodziewanie i mój poprawił się tak bardzo, że nie mogłam przestać się uśmiechać. Po kilku kawałkach wróciliśmy do stolika przy którym nadal nikogo nie było, więc mogliśmy się cieszyć swoim towarzystwem. Wypiliśmy po szklance soku i obserwowaliśmy tańczące pary. Ostatnią imprezę przetańczyłam prawie z każdym, dzisiaj nikt nie starał się nawet mnie zaczepiać, jakby wszyscy rozumieli, że potrzebuje czasu dla Paula. Już chciałam przerwać zapadłą między nami ciszę, gdy pojawił się przy mnie kapitan Asseco Resovi.
- Zatańczy pani?- zapytał mnie po czym spojrzał na Paula- Zaraz będzie z powrotem.- zwrócił się do przyjmującego, na co Lotman odpowiedział uśmiechem i wskazał ręką, żebym poszła z Achremem.
A więc jednak się pomyliłam, ale nie miałam tego za złe kapitanowi, bo przecież to był jego dzień, no i miałam nadzieję, że Paul na mnie zaczeka.
- Dziękuję Ci za to wszystko.- powiedział do mnie Alek kiedy znalazłam się w jego objęciach.
- Skąd wiesz, że to moja sprawka?- uniosłam brwi- Który się wygadał?
- Nie powiem Ci, bo jeszcze mu krzywdę zrobisz.- zaśmiał się.
- Zgaduje, że to Igła?
- Skąd wiedziałaś?
- Przeczucie.- uśmiechnęłam się lekko.
- Nie wiedziałem, że tak dobrze nas znasz.
- No wiesz, nie od wczoraj was znam, poza tym zanim przeprowadziłam się do Rzeszowa nie opuszczałam żadnych filmików ani wywiadów z wami w roli głównej, więc dzięki temu trochę was rozgryzłam.- wzruszyłam ramionami.
- Niesamowita jesteś. Naprawdę nie wiem jak Ci dziękować. Teraz czuję się trochę lepiej, wiem, że mam najlepszych przyjaciół, mam drużynę. Chyba nie chciałbym grać gdzieś indziej niż w Resovi.
- No i nie waż się nigdzie stąd ruszać.- pogroziłam mu palcem.
- Tak jest!- obdarzył mnie tym cudownym uśmiechem- A teraz uciekaj do swojego ukochanego.- zatrzymał się i zeszliśmy z parkietu.
- Do mojego ukochanego?- zapytałam.
- Już nie udawaj.- dał mi prztyczka w nos- Między wami już wszystko w porządku?- spojrzał na mnie z troską w oczach.
- Myślę, że tak..
- No to już, leć go poszukać, bo niestety, ale Ci uciekł.
Spojrzałam w stronę stolika przy którym jeszcze kilka minut temu siedzieliśmy, ale Lotmana już tam nie było.
- No to lecę.- uśmiechnęłam się- Trzymaj kciuki braciszku.- puściłam mu oczko.
W tym momencie Alek zmiażdżył mnie w niedźwiedzim uścisku po czym szybko puścił.
- Powodzenia siostrzyczko.- uśmiechnął się szeroko.
Mieć za brata kogoś takiego to trzeba być mega szczęściarzem. Rozejrzałam się po sali, ale nigdzie nie mogłam znaleźć Paula. Nie podobało mi się to, ale postanowiłam nie panikować. Ubrałam płaszcz i wyszłam do małego ogródka za lokalem.Zasunęłam za sobą drzwi i oparłam się ramieniem o ścianę. Wpatrywałam się w pojawiające się na niebie pierwsze gwiazdy i głęboko oddychałam pozwalając by mroźne powietrze wnikało do moich płuc. Nie mam pojęcia ile tak trwałam, ale ocknęłam się dopiero gdy na mojej tali poczułam czyjeś ręce. Paul oparł się brodą o moje ramie.
- Co Ty tu robisz?- zapytał.
- Szukałam Ciebie i tak jakoś mi się tu spodobało.- uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zmarzniesz tylko.- przytulił mnie mocniej.
- A tam..Dla takiego widoku warto.
- Tylko ciekawe kto się będzie Tobą opiekował jak nie będziesz miała siły wyjść z łóżka?
- Ty.- odpowiedziałam rozbawiona.
Lotman odwrócił mnie w swoją stronę i spojrzał głęboko w moje oczy. Mimowolnie po moim ciele przeszedł dreszcz. Paul ujął moją twarz w dłonie po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
- Czyli się zgadzasz?- zapytałam gdy po chwili odsunął się na kilka centymetrów.
Kolejny raz obdarował mnie pocałunkiem, więc byłam już pewna, że się zgadza. Ucisk w żołądku, który czułam przed imprezą zamienił się teraz w stado rozwścieczonych motylki, a moje serce chyba fikało koziołki ze szczęścia. Zarzuciłam ręce na szyję siatkarza i przywarłam mocniej do niego. Nareszcie wszystko było tak jak powinno być.
Razem z Paulem zostaliśmy w restauracji jako ostatnia para. Przyjmujący pomógł mi i kelnerkom trochę ogarnąć pomieszczenie i zebrać transparenty, które i tak zostawiliśmy w restauracji, bo prosiły nas o to panie z obsługi. Wcześniej udało im się zebrać podpisy naszych siatkarzy, więc myślę, że dla nich ten wieczór też będzie się miło kojarzył. Marysia z Pitem udali się do naszego mieszkania, więc trochę głupio było mi tam wracać. Chciałam by nacieszyli się sobą i nie musieli się krępować moją obecnością w mieszkaniu. Usiadłam przy jednym ze stolików i czekałam na Paula, który zniknął w kuchni, gdzie właśnie pozował do zdjęć. Kelnerki tyle go o te fotki prosiły, że wreszcie się zgodził byśmy tylko mogli już wyjść. Spojrzałam na zegarek, dochodziła właśnie 4 nad ranem. Byłam zmęczona, ale prze szczęśliwa. Dobrze, że Andrzej dał chłopakom jutro wolne, chociaż nawet gdyby trening się odbył to pewnie i tak nic by dobrego z tego nie wyszło. Wszyscy świetnie się bawili i na koniec uzbierało mi się dużo pochwał i podziękowań za pomysł imprezy. Najbardziej wzruszył mnie Alek, który pojawił się około godziny 2 z ogromnym bukietem biało-czerwonych róż i każdemu bez wyjątku wręczył po kwiatku. Nie mam pojęcia skąd o tej porze wziął te kwiaty, ale muszę przyznać, że to było piękne z jego strony. Wszystkim podziękował i obiecał, że zostanie z nami w Resovi na ile tylko będzie mógł. Myślę, że ludzie pracujący w sztabie i zarządcy, którzy byli obecni zapamiętają sobie to i głęboko się zastanowią nad przedłużeniem umowy.
- Co jest?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Paula.
Kucnął przy mnie i wpatrywał się w moją twarz.
- Nic, nic.- uśmiechnęłam się- Wspominam dzisiejszy wieczór.
- Wiesz chciałem Cię za coś przeprosić..- powiedział poważnie.
- Za co?- zapytałam zaskoczona.
- Za to, że tak długo kazałem Ci na siebie czekać. Ciężko było mi się pogodzić z tym jak patrzysz na Łukasza...
- Co Ty...- nie pozwolił mi dokończyć, bo położył na moich ustach palec.
- Podoba Ci się, wiem to. Widzę, jak na niego patrzysz.
- Nie wiem, może.. Ale to na Tobie mi zależy, z Tobą chce być.- powiedziałam cicho.
- Cieszę się.. Wiem, że starałaś się do mnie zbliżyć, porozmawiać, przepraszam, że tego nie doceniałem.
- Nie masz mnie za co przepraszać, rozumiesz?
Pokiwał lekko głową, ale nic nie odpowiedział.
- Yhym.. Przepraszam, ale musimy już zamykać.- zwróciła się do nas kobieta, która weszła do sali.
- Oczywiście, już się zbieramy.- odpowiedział Paul i pociągnął mnie za sobą do wyjścia.
Na parkingu czekała już na nas taksówka. Wsiedliśmy i Lotman podał swój adres.
- Nie jedziemy do mnie?- uniosłam brwi.
- A chcesz zostać w domu sama z Marysią i Piotrkiem? Chyba Twoje towarzystwo tam nie było by dzisiaj zbyt wskazane.- szepnął mi do ucha.
Uśmiechnęłam się lekko, Paul czytał mi chyba w myślach. Byłam mu wdzięczna za to, że mam gdzie się podziać na dzisiejszą noc, a raczej poranek. Cmoknęłam go w policzek i oparłam głowę o jego ramię.
- Zapraszam! Czuj się jak u siebie.- siatkarz otworzył mi drzwi od swojego mieszkania i pozwolił bym pierwsza weszła do środka.
Zdjęłam płaszcz i buty i przeszłam do salonu.
- Chcesz coś do jedzenia czy picia?- zapytał, kiedy wszedł do pomieszczenia.
- Nie, najchętniej położyłabym się już spać, ale muszę jeszcze wziąć prysznic i zmyć makijaż.
Paul podszedł do jednej z szafek i wyjął z niej duży fioletowy ręcznik. Podał mi go, wskazał drzwi od łazienki i sam zniknął w kuchni. Stałam tak spoglądając na materiał trzymany w dłoniach i zastanawiałam się co robić. Po kilku chwilach poczłapałam po woli do kuchni i nieśmiało do niej zajrzałam.
- Stało się coś?- zapytał Lotman widząc mnie w drzwiach, właśnie nalewał sobie soku do szklanki.
- No, bo wiesz.. Nie mam nic do przebrania, a nie będę tu paradować w samej bieliźnie...- na moim policzku wykwitły lekkie rumieńce.
- Mi to nie przeszkadza przecież.- wyszczerzył się przyjmujący.
- Paul..- jęknęłam.
- Przepraszam.- rzucił dalej szeroko się uśmiechając, wyminął mnie i zniknął w salonie by po chwili wrócić z pasiakiem w ręce- Proszę.- wręczył mi go.
- To meczowa?
- Yhym..- przytaknął i wrócił do swojego soku.
Patrzyłam przez chwilę na koszulkę po czym spojrzałam na Paula. Stał oparty o blat i patrzył na mnie uśmiechając się ciepło. Nie myśląc już więcej poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic po czym ubrałam pasiaka. Był na mnie równie za duży jak ten, który posiadałam ja, jednak mój nie pachniał tak wspaniale. Ujęłam kawałek materiału w dłonie i powąchałam go. Był to najpiękniejszy zapach jaki poznałam.
Wyszłam z łazienki i ruszyłam do kuchni, jednak nie było w niej Lotmana.
- Tutaj!- usłyszałam wołanie z pokoju obok.
Podążyłam za głosem i weszłam do sypialni siatkarza.
- Mam nadzieję, że będzie Ci wygodnie.- powiedział kończąc słać łóżko. Chwycił poduszkę i kołdrę leżące na fotelu i skierował się w moją stronę- Pasuje Ci ta dwójka.- uśmiechnął się.
Spojrzałam po koszulce po czym przeniosłam wzrok na niego.
- Gdzie się wybierasz?- zapytałam.
- Do salonu, na kanapę.
- Chcesz mnie tu zostawić samą?
Zatrzymał się jednak milczał.
- Ciężko będzie mi zasnąć w nowym miejscu, no chyba, że mnie przytulisz. Wtedy może będzie łatwiej.- powiedziałam wesoło.
Paul rzucił kołdrę i poduszkę na łóżko i podszedł do mnie.
- Kładź się, ja zaraz wracam.- i pocałował mnie w czoło.
Szybko znalazłam się w dużym łóżku i z zainteresowaniem przyglądałam się ścianom, na których wisiało kilka zdjęć. Największą uwagę przykuwało zdjęcie małego Lotmana w objęciach rodziców. Wyglądał tak słodko. Nie żeby coś się zmieniło, ale mimowolnie zaczęłam się zastanawiać jak będzie kiedyś wyglądał jego syn. Zapewne odziedziczy po ojcu urodę i talent.
W drzwiach pojawiła się postać siatkarza, więc szybko zamknęłam oczy udając, że śpię. Paul wsunął się pod kołdrę niepostrzeżenie i przytulił do moich pleców.
- Szybko zasnęłaś, więc chyba nie jestem Ci potrzebny.- zapewne się uśmiechał.
Powoli odwróciłam się w jego stronę.
- Nie waż mi się stąd ruszać, inaczej pewnie będę mieć koszmary.
- Nie mam zamiaru.- odpowiedział i pocałował mnie zachłannie.
_____________________________________________________________________________
Oho :) Powiem wam, że sama jestem zaskoczona tym rozdziałem ;) No ale cóż :P
Dziękuję dziewczyny za życzenie powodzenia, myślę, że matury poszły w miarę przyzwoicie,
za tydzień czekają mnie jeszcze trzy ciężkie dni, a potem już tylko będę pisać :D
Zapraszam do komentowania, jeśli rozdział się spodobał (albo też nie) :)
Pozdrawiam.
- Zatańczy pani?- zapytał mnie po czym spojrzał na Paula- Zaraz będzie z powrotem.- zwrócił się do przyjmującego, na co Lotman odpowiedział uśmiechem i wskazał ręką, żebym poszła z Achremem.
A więc jednak się pomyliłam, ale nie miałam tego za złe kapitanowi, bo przecież to był jego dzień, no i miałam nadzieję, że Paul na mnie zaczeka.
- Dziękuję Ci za to wszystko.- powiedział do mnie Alek kiedy znalazłam się w jego objęciach.
- Skąd wiesz, że to moja sprawka?- uniosłam brwi- Który się wygadał?
- Nie powiem Ci, bo jeszcze mu krzywdę zrobisz.- zaśmiał się.
- Zgaduje, że to Igła?
- Skąd wiedziałaś?
- Przeczucie.- uśmiechnęłam się lekko.
- Nie wiedziałem, że tak dobrze nas znasz.
- No wiesz, nie od wczoraj was znam, poza tym zanim przeprowadziłam się do Rzeszowa nie opuszczałam żadnych filmików ani wywiadów z wami w roli głównej, więc dzięki temu trochę was rozgryzłam.- wzruszyłam ramionami.
- Niesamowita jesteś. Naprawdę nie wiem jak Ci dziękować. Teraz czuję się trochę lepiej, wiem, że mam najlepszych przyjaciół, mam drużynę. Chyba nie chciałbym grać gdzieś indziej niż w Resovi.
- No i nie waż się nigdzie stąd ruszać.- pogroziłam mu palcem.
- Tak jest!- obdarzył mnie tym cudownym uśmiechem- A teraz uciekaj do swojego ukochanego.- zatrzymał się i zeszliśmy z parkietu.
- Do mojego ukochanego?- zapytałam.
- Już nie udawaj.- dał mi prztyczka w nos- Między wami już wszystko w porządku?- spojrzał na mnie z troską w oczach.
- Myślę, że tak..
- No to już, leć go poszukać, bo niestety, ale Ci uciekł.
Spojrzałam w stronę stolika przy którym jeszcze kilka minut temu siedzieliśmy, ale Lotmana już tam nie było.
- No to lecę.- uśmiechnęłam się- Trzymaj kciuki braciszku.- puściłam mu oczko.
W tym momencie Alek zmiażdżył mnie w niedźwiedzim uścisku po czym szybko puścił.
- Powodzenia siostrzyczko.- uśmiechnął się szeroko.
Mieć za brata kogoś takiego to trzeba być mega szczęściarzem. Rozejrzałam się po sali, ale nigdzie nie mogłam znaleźć Paula. Nie podobało mi się to, ale postanowiłam nie panikować. Ubrałam płaszcz i wyszłam do małego ogródka za lokalem.Zasunęłam za sobą drzwi i oparłam się ramieniem o ścianę. Wpatrywałam się w pojawiające się na niebie pierwsze gwiazdy i głęboko oddychałam pozwalając by mroźne powietrze wnikało do moich płuc. Nie mam pojęcia ile tak trwałam, ale ocknęłam się dopiero gdy na mojej tali poczułam czyjeś ręce. Paul oparł się brodą o moje ramie.
- Co Ty tu robisz?- zapytał.
- Szukałam Ciebie i tak jakoś mi się tu spodobało.- uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zmarzniesz tylko.- przytulił mnie mocniej.
- A tam..Dla takiego widoku warto.
- Tylko ciekawe kto się będzie Tobą opiekował jak nie będziesz miała siły wyjść z łóżka?
- Ty.- odpowiedziałam rozbawiona.
Lotman odwrócił mnie w swoją stronę i spojrzał głęboko w moje oczy. Mimowolnie po moim ciele przeszedł dreszcz. Paul ujął moją twarz w dłonie po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
- Czyli się zgadzasz?- zapytałam gdy po chwili odsunął się na kilka centymetrów.
Kolejny raz obdarował mnie pocałunkiem, więc byłam już pewna, że się zgadza. Ucisk w żołądku, który czułam przed imprezą zamienił się teraz w stado rozwścieczonych motylki, a moje serce chyba fikało koziołki ze szczęścia. Zarzuciłam ręce na szyję siatkarza i przywarłam mocniej do niego. Nareszcie wszystko było tak jak powinno być.
Razem z Paulem zostaliśmy w restauracji jako ostatnia para. Przyjmujący pomógł mi i kelnerkom trochę ogarnąć pomieszczenie i zebrać transparenty, które i tak zostawiliśmy w restauracji, bo prosiły nas o to panie z obsługi. Wcześniej udało im się zebrać podpisy naszych siatkarzy, więc myślę, że dla nich ten wieczór też będzie się miło kojarzył. Marysia z Pitem udali się do naszego mieszkania, więc trochę głupio było mi tam wracać. Chciałam by nacieszyli się sobą i nie musieli się krępować moją obecnością w mieszkaniu. Usiadłam przy jednym ze stolików i czekałam na Paula, który zniknął w kuchni, gdzie właśnie pozował do zdjęć. Kelnerki tyle go o te fotki prosiły, że wreszcie się zgodził byśmy tylko mogli już wyjść. Spojrzałam na zegarek, dochodziła właśnie 4 nad ranem. Byłam zmęczona, ale prze szczęśliwa. Dobrze, że Andrzej dał chłopakom jutro wolne, chociaż nawet gdyby trening się odbył to pewnie i tak nic by dobrego z tego nie wyszło. Wszyscy świetnie się bawili i na koniec uzbierało mi się dużo pochwał i podziękowań za pomysł imprezy. Najbardziej wzruszył mnie Alek, który pojawił się około godziny 2 z ogromnym bukietem biało-czerwonych róż i każdemu bez wyjątku wręczył po kwiatku. Nie mam pojęcia skąd o tej porze wziął te kwiaty, ale muszę przyznać, że to było piękne z jego strony. Wszystkim podziękował i obiecał, że zostanie z nami w Resovi na ile tylko będzie mógł. Myślę, że ludzie pracujący w sztabie i zarządcy, którzy byli obecni zapamiętają sobie to i głęboko się zastanowią nad przedłużeniem umowy.
- Co jest?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Paula.
Kucnął przy mnie i wpatrywał się w moją twarz.
- Nic, nic.- uśmiechnęłam się- Wspominam dzisiejszy wieczór.
- Wiesz chciałem Cię za coś przeprosić..- powiedział poważnie.
- Za co?- zapytałam zaskoczona.
- Za to, że tak długo kazałem Ci na siebie czekać. Ciężko było mi się pogodzić z tym jak patrzysz na Łukasza...
- Co Ty...- nie pozwolił mi dokończyć, bo położył na moich ustach palec.
- Podoba Ci się, wiem to. Widzę, jak na niego patrzysz.
- Nie wiem, może.. Ale to na Tobie mi zależy, z Tobą chce być.- powiedziałam cicho.
- Cieszę się.. Wiem, że starałaś się do mnie zbliżyć, porozmawiać, przepraszam, że tego nie doceniałem.
- Nie masz mnie za co przepraszać, rozumiesz?
Pokiwał lekko głową, ale nic nie odpowiedział.
- Yhym.. Przepraszam, ale musimy już zamykać.- zwróciła się do nas kobieta, która weszła do sali.
- Oczywiście, już się zbieramy.- odpowiedział Paul i pociągnął mnie za sobą do wyjścia.
Na parkingu czekała już na nas taksówka. Wsiedliśmy i Lotman podał swój adres.
- Nie jedziemy do mnie?- uniosłam brwi.
- A chcesz zostać w domu sama z Marysią i Piotrkiem? Chyba Twoje towarzystwo tam nie było by dzisiaj zbyt wskazane.- szepnął mi do ucha.
Uśmiechnęłam się lekko, Paul czytał mi chyba w myślach. Byłam mu wdzięczna za to, że mam gdzie się podziać na dzisiejszą noc, a raczej poranek. Cmoknęłam go w policzek i oparłam głowę o jego ramię.
- Zapraszam! Czuj się jak u siebie.- siatkarz otworzył mi drzwi od swojego mieszkania i pozwolił bym pierwsza weszła do środka.
Zdjęłam płaszcz i buty i przeszłam do salonu.
- Chcesz coś do jedzenia czy picia?- zapytał, kiedy wszedł do pomieszczenia.
- Nie, najchętniej położyłabym się już spać, ale muszę jeszcze wziąć prysznic i zmyć makijaż.
Paul podszedł do jednej z szafek i wyjął z niej duży fioletowy ręcznik. Podał mi go, wskazał drzwi od łazienki i sam zniknął w kuchni. Stałam tak spoglądając na materiał trzymany w dłoniach i zastanawiałam się co robić. Po kilku chwilach poczłapałam po woli do kuchni i nieśmiało do niej zajrzałam.
- Stało się coś?- zapytał Lotman widząc mnie w drzwiach, właśnie nalewał sobie soku do szklanki.
- No, bo wiesz.. Nie mam nic do przebrania, a nie będę tu paradować w samej bieliźnie...- na moim policzku wykwitły lekkie rumieńce.
- Mi to nie przeszkadza przecież.- wyszczerzył się przyjmujący.
- Paul..- jęknęłam.
- Przepraszam.- rzucił dalej szeroko się uśmiechając, wyminął mnie i zniknął w salonie by po chwili wrócić z pasiakiem w ręce- Proszę.- wręczył mi go.
- To meczowa?
- Yhym..- przytaknął i wrócił do swojego soku.
Patrzyłam przez chwilę na koszulkę po czym spojrzałam na Paula. Stał oparty o blat i patrzył na mnie uśmiechając się ciepło. Nie myśląc już więcej poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic po czym ubrałam pasiaka. Był na mnie równie za duży jak ten, który posiadałam ja, jednak mój nie pachniał tak wspaniale. Ujęłam kawałek materiału w dłonie i powąchałam go. Był to najpiękniejszy zapach jaki poznałam.
Wyszłam z łazienki i ruszyłam do kuchni, jednak nie było w niej Lotmana.
- Tutaj!- usłyszałam wołanie z pokoju obok.
Podążyłam za głosem i weszłam do sypialni siatkarza.
- Mam nadzieję, że będzie Ci wygodnie.- powiedział kończąc słać łóżko. Chwycił poduszkę i kołdrę leżące na fotelu i skierował się w moją stronę- Pasuje Ci ta dwójka.- uśmiechnął się.
Spojrzałam po koszulce po czym przeniosłam wzrok na niego.
- Gdzie się wybierasz?- zapytałam.
- Do salonu, na kanapę.
- Chcesz mnie tu zostawić samą?
Zatrzymał się jednak milczał.
- Ciężko będzie mi zasnąć w nowym miejscu, no chyba, że mnie przytulisz. Wtedy może będzie łatwiej.- powiedziałam wesoło.
Paul rzucił kołdrę i poduszkę na łóżko i podszedł do mnie.
- Kładź się, ja zaraz wracam.- i pocałował mnie w czoło.
Szybko znalazłam się w dużym łóżku i z zainteresowaniem przyglądałam się ścianom, na których wisiało kilka zdjęć. Największą uwagę przykuwało zdjęcie małego Lotmana w objęciach rodziców. Wyglądał tak słodko. Nie żeby coś się zmieniło, ale mimowolnie zaczęłam się zastanawiać jak będzie kiedyś wyglądał jego syn. Zapewne odziedziczy po ojcu urodę i talent.
W drzwiach pojawiła się postać siatkarza, więc szybko zamknęłam oczy udając, że śpię. Paul wsunął się pod kołdrę niepostrzeżenie i przytulił do moich pleców.
- Szybko zasnęłaś, więc chyba nie jestem Ci potrzebny.- zapewne się uśmiechał.
Powoli odwróciłam się w jego stronę.
- Nie waż mi się stąd ruszać, inaczej pewnie będę mieć koszmary.
- Nie mam zamiaru.- odpowiedział i pocałował mnie zachłannie.
_____________________________________________________________________________
Oho :) Powiem wam, że sama jestem zaskoczona tym rozdziałem ;) No ale cóż :P
Dziękuję dziewczyny za życzenie powodzenia, myślę, że matury poszły w miarę przyzwoicie,
za tydzień czekają mnie jeszcze trzy ciężkie dni, a potem już tylko będę pisać :D
Zapraszam do komentowania, jeśli rozdział się spodobał (albo też nie) :)
Pozdrawiam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)