piątek, 31 maja 2013

XVIII.

Zaledwie wczoraj Paul opuścił Rzeszów, a mi już było ciężko bez niego. Usiadłam samotnie w kuchni i włączyłam czajnik elektryczny. Zegarek pokazywał dopiero 7:15 ale nie potrafiłam już zasnąć. Spojrzałam za okno, ulice powoli znów robiły się czarne. Całą noc gęsto padał śnieg, więc służby drogowe miały ogrom roboty. Cieszyłam się, że nie muszę nigdzie wychodzić w taką pogodę. Uwielbiałam zimę, ale dziś nawet ona nie sprawiała mi radości. Woda w czajniku właśnie się zagotowała, więc wstałam i wyjęłam z szafki kubek, wrzuciłam do niego torebkę herbaty i zalałam wrzątkiem. Wróciłam na swoje poprzednie miejsce i jeszcze raz spojrzałam na kartkę od Marysi.

Zostaję u Piotrka.
Nic się nie martw.
Będę w domu o 11.
Kocham Cię, pa :*

Maryś była szczęściarą. Miała wymarzonego chłopaka, robotę, którą lubiła no i miała z kim spędzić Boże Narodzenie. Momentalnie pomyślałam o rodzicach. Tęskniłam..bardzo. Jednak podjęłam już decyzję, że dziś jest za późno by wracać do domu, w końcu mój dom znajdował się na drugim końcu Polski. Po świętach miałam kilka dni wolnego, więc postanowiłam, że wtedy pojadę w rodzinne strony. Lotman przecież wracał dopiero przed Sylwestrem, wiec o nic nie musiałam się martwić. Zastanawiałam się tylko co zrobię ze sobą przez kolejne trzy dni. Moja kochana przyjaciółka mówiła, że od razu po Wigilii u Piotrka wraca do domu, więc może nie będę tak zupełnie sama. Upiłam łyk herbaty i skrzywiłam się. Nawet o tym by posłodzić herbatę zapomniałam. Ten dzień już od początku nie wydawał mi się rewelacją.

Dokładnie kwadrans przed 11 do domu wróciła Marysia.
- Co tu się dzieje?- zapytała zatrzymując się w progu kuchni.
- Sprzątam.- odpowiedziałam spokojnie, wkładając kolejny garnek do szafki.
- Dzisiaj? Sprzątasz? Dyśka po co?- kucnęła obok mnie..
- A co mam robić? A tak przynajmniej na święta będzie błysk.- wzruszyłam ramionami.
- Chowaj te graty, ugotujemy jakieś potrawy na wieczór, od Piotrka wracam o 20, więc spokojnie zjemy sobie kolacje razem.- uśmiechnęła się do mnie lekko- Głupio mi, że tak Cie tu zostawiam, może zapytam Pita czy możesz pójść z nami do jego rodziców?- spojrzała na mnie z troską, a uśmiech znikł.
- Ani mi się waż, nigdzie nie idę. Masz się dobrze bawić i zrobić dobre wrażenie na Nowakowskich rozumiesz?
- Tak…- powiedziała cicho.
- Babo więcej wigoru!- uśmiechnęłam się i zapakowałam wszystkie garnki do szafki- A teraz bierzemy się za jedzonko.
- Zaraz muszę odebrać.
Spojrzałam na przyjaciółkę, która wyjęła wibrującą komórkę z kieszeni i ruszyła do swojego pokoju.
- Słucham.- rzuciłam do słuchawki.
- Co to za sprawa o której chciałaś porozmawiać?- zapytał Achrem.
- Piotrek mówił mi, że spędzasz z rodziną Wigilię u Ignaczaków, więc mam małą prośbę.
- A coś się stało? O co chodzi?- Alek chyba trochę się zaniepokoił.
- Po prostu jest taka sytuacja, że Dominika zostaje dzisiaj w domu i chciałam zapytać czy byście ją przygarnęli? Ja nie mogę z nią zostać, a nie chce żeby siedziała w domu sama.
- Przecież Dyśka miała jechać do rodziny.- w jego głosie wyczułam zaskoczenie.
- Yhym… Tak wszystkim powiedziała, ale jest zupełnie inaczej.
- W takim razie zaraz do niej zadzwonię i zaproszę na naszą Wigilię.
- Czekaj! Jeśli teraz po nią zadzwonisz, nie zgodzi się. Musimy inaczej to rozegrać.
- W takim razie przyjadę po nią przed kolacją.
- Dziękuję Alku. Bardzo Ci dziękuję.
- Nie żartuj.- zaśmiał się- Dobrze, że zadzwoniłaś, w innym razie nic bym nawet nie wiedział.
- No dobrze. Na razie.      
- Dyśka ja już wychodzę!- usłyszałam głos przyjaciółki w przedpokoju, więc wyszłam ze swojego pokoju by się z nią pożegnać.
- Baw się dobrze kochana i złóż tam wszystkim życzenia w moim imieniu.- lekko przytuliłam Marysię po czym okręciłam ją dookoła- Piotrek padnie na Twój widok.                         
- Dzięki, dzięki. Trzymaj się ja już lecę, pa.- cmoknęła mnie w policzek i zniknęła za drzwiami.                                                                                                                                                Nie zdążyłam nawet wrócić do pokoju bo rozległo się głośne pukanie do drzwi. Ciekawe czego zapomniała?- pomyślałam i wróciłam do drzwi i otworzyłam je. Jednak zamiast Marysi w wejściu zobaczyłam Achrema. Bardzo się zdziwiłam jego widokiem.                                                                        - Cześć Aluś, co Ty tu robisz? Wchodź, proszę.- zaprosiłam go do środka i czekałam na to co ma mi do powiedzenia.                                                                                                                                               - Dyśka dlaczego nie mówiłaś, że zostajesz na święta w Rzeszowie?- wszedł do środka i zdjął kurtkę, którą powiesiłam do szafy i ruszyłam do salonu. 
Nie chciałam mu wszystkiego wyjaśniać. Nie miałam na to siły. Za sobą usłyszałam jego kroki i już po chwili siedział w fotelu naprzeciw mnie i wpatrywał się we mnie z uwagą.
- Miałam jechać do rodziców, ale dzisiaj stwierdziłam, że nie ma sensu tłuc się na drugi koniec Polski, kiedy na drogach pełno tłumów, pojadę do nich jak ten ruch się trochę opanuje.                                             -Więc dlaczego nie powiedziałaś nikomu, że zostajesz? Paul wie?- dopytywał dalej.
- Nie wie.. Przecież to tylko kilka dni, a potem i tak pojadę.
- Ale to najważniejsze dni, a Ty chciałaś spędzić je sama. Nie rozumiem Cię.- na czole przyjmującego pojawiło się kilka zmarszczek- Dobrze, że Marysia powiedziała mi wszystko. Zapomniałaś, że masz tu brata?- uśmiechnął się lekko.
Jak zwykle odwzajemniłam jego uśmiech, bo po prostu inaczej nie potrafiłam.
- Więc to Marysia... Chyba muszę z nią pogadać..- wywróciłam oczami a Alek spojrzał na mnie groźnie.
- Tak, możesz jej podziękować, że chociaż ona w tym domu myśli.
- Ej, to było chamskie!- zaśmiałam się głośno, a siatkarz zrobił to samo.
- A może to nie prawda?- zapytał ciągle rozbawiony.
- Fajnego mam brata nie ma co.- udałam obrażoną.
- Nie fochaj tylko idź się przebrać i jedziemy.- uśmiechnął się do mnie słodko.
- Że co?- mój foch zniknął w ciągu sekundy.
- To co słyszałaś. Jedziesz ze mną do Igły. Dzieciaki na pewno się ucieszą, w końcu je poznasz.
- Nie mogę z Tobą jechać. Nie mogę tak po prostu się wpraszać.- spojrzałam na Alka poważnie.
Kapitan odetchnął głośno parę razy i pokręcił głową.
- Jesteś niemożliwa. Proszę Cię idź się ubierać, mamy pół godziny, a chyba widziałaś jakie są drogi. I przestań opowiadać głupoty. Wszyscy już na nas czekają, a jak nie chcesz iść to Cie wyniosę. Przecież Igła nie wpuści mnie do domu bez Ciebie, nie wspominając już o Iwonie. Więc proszę Cię jeszcze raz, nie rób kłopotów.
Chwilę patrzyłam na Alka i analizowałam jego słowa. W moich oczach pojawiły się łzy, które bez mojej zgody spłynęły powoli po policzkach. Byłam szczęściarą,  że miałam takich przyjaciół. Sama nie wiedziałam czym na nich zasłużyłam, ale wiedziałam, że nie wypłacę się za to do końca życia.
- Dyśka czemu Ty płaczesz? Co jest?- Alek szybko kucnął obok mnie i złapał za ręce. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony i teraz martwił się, że powiedział coś nie tak.
- Nic, nic Aluś. Tylko ciesze się, że mam takich przyjaciół.
Achrem wyraźnie odetchnął z ulgą i pomógł mi wstać.
- A teraz uciekaj się wyszykować, ale ostrzegam, masz mało czasu.- puścił mi oczko.
- Okey. Zaraz będę gotowa. A Ty idź do kuchni i wyjmij z lodówki sernik. Może to niewiele, ale nie chce iść tak z pustymi rękami.
- Robi się.- odpowiedział siatkarz i zniknął w kuchni.
Szybko pobiegłam do pokoju po coś do przebrania, otworzyłam szafę na oścież i westchnęłam głośno. Z racji tego, że nie miałam już czasu złapałam szybko „małą czarną”, czystą bieliznę i rajstopy. Popędziłam z tym wszystkim do łazienki, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Wysuszyłam szybko włosy i umalowałam się lekko. Nie wiem jakim cudem, ale dziś moje włosy nie stawiały większego oporu, więc przejechałam po nich jeszcze szybko prostownicą, spryskałam lakierem i o dziwo, wyglądało to całkiem znośnie. Wyszłam z łazienki, w salonie czekał już Alek ubrany w kurtkę i z blaszką ciasta w rękach, uśmiechnął się tylko do mnie po czym wstał i skierował do wyjścia. Ubrałam jeszcze szpilki na stopy, owinęłam się szalikiem i ubrałam grubą kurtkę. W ostatniej chwili przypomniałam sobie o torebce, więc wpadłam do pokoju chwyciłam ją, wrzuciłam do środka telefon i portfel i wróciłam do Achrema.
- Gotowa?- zapytał.
- Teraz już chyba tak.- rozejrzałam się jeszcze raz po mieszkaniu, wzięłam kluczyki po czym wyszliśmy na zewnątrz, zamknęłam drzwi i ruszyliśmy do samochodu.
- Witam kochani!- Iwona otworzyła nam drzwi i spojrzała na mnie karcącym spojrzeniem- A Ty maleńka będziesz się grubo tłumaczyć.- powiedziała poważne po czym się uśmiechnęła.
Alek podał mi ciasto, więc szybko je chwyciłam i podałam pani Ignaczak.
- I myślisz, że ten serniczek odkupi Twoje winy?- uniosła lekko brew.
- Tak...?- spytałam cicho.
- Hmmm... To dobrze myślisz.
Wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem po czym Iwona kazała nam ściągać kurtki i zaprosiła do salonu, gdzie Krzyś już biegał z kamerą, nagrywając swoje pociechy. Żona Alka i jego synowie też już tu byli. Zastanawiałam się czy jesteśmy już w komplecie, a moje spekulacje potwierdził Igła.
- Witam, witam! Więc jesteśmy już wszyscy! Także możemy zasiadać do stołu.
- Tato, a widziałeś już pierwszą gwiazdkę?- zapytał Sebastian, a ja przeniosłam swój wzrok na chłopca.
- Właśnie Krzysiu, bez gwiazdki nie zaczniemy.- poparłam małego Ignaczaka, za co zostałam obdarowana uśmiechem.
Podeszłam do chłopca i się przywitałam, po czym poznałam jeszcze córkę Igły, a potem synów Alka. I pomyśleć, że kiedyś nie lubiłam dzieci- przemknęło mi przez myśl. Od jakiegoś czasu byłam bardzo związana z każdym małym szkrabem, pewnie dlatego, że im więcej miałam lat tym częściej myślałam o własnym dziecku. Dlatego szybko nawiązałam dobry kontakt z dziećmi i zamiast pomagać Iwonie i Natalii przy kolacji, bawiłam się z maluchami.
- Tato! Już jest!- zawołała moja imienniczka, która wpatrywała się właśnie uparcie w niebo.
- Kto? Mikołaj?- droczył się z nią Krzyś.
- Tatooooo...- jęknęła dziewczynka- Gwiazdka!
- No to zapraszam do stołu.
Wszyscy zajęli miejsca dookoła dużego, pięknie przystrojonego stołu, a Igła odczytał fragment z Pisma Świętego. Pomodliliśmy się jeszcze, połamaliśmy opłatkiem i złożyliśmy sobie życzenia. Kiedy na talerzach pojawiła się pierwsza potrawa, ktoś zadzwonił do drzwi.
- Niezapowiedziany gość.- szepnął Sebastian, spojrzeliśmy najpierw na niego a potem w stronę drzwi. Krzysiek wstał i poszedł otworzyć. Po chwili usłyszeliśmy w przedpokoju głos mężczyzny, a ja zamarłam. Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy, a ręce się pocą. Igła wrócił do salonu z szerokim uśmiechem na ustach, a za nim wszedł dobrze znany nam siatkarz.
- Kochani, mamy gościa!- powiedział wesoło Ignaczak, a moje serce na ułamek sekundy się zatrzymało, gdy zrozumiałam, że mój słuch nie płata mi figli.

wtorek, 28 maja 2013

XVII.



Nazajutrz razem z Piotrkiem podjechaliśmy pod dom dziewczyn. Wysłałem Dominice SMS-a, że mogą zejść już na dół i po kilku minutach zobaczyliśmy je na zewnątrz. Dyśka miała na sobie śliczną niebieską sukienkę i czarny płaszczyk, a na nogach buty na obcasie. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem, miałem nadzieję, że nie zrobi sobie w nich krzywdy, a patrząc na stan oblodzonego chodnika nie byłem tego taki pewien. Wysiadłem z samochodu robiąc miejsce dla Marysi obok Piotrka. Przywitałem się z dziewczynami i razem z Dominiką usiedliśmy z tyłu.
- Pięknie wyglądacie.- Piotrek nie mógł oderwać od Marysi wzroku.
- Dzięki.- odpowiedziała moja towarzyszka, a jej przyjaciółka obdarowała Pita buziakiem w policzek.
Jeszcze raz omiotłem wzrokiem brunetkę i uśmiechnąłem się szeroko.
- Co się tak szczerzysz?- zapytała szeptem.
- Nic, nic.. Tylko zupełnie zgadzam się z Piotrkiem.
Dziewczyna odwróciła lekko zarumienioną twarz w stronę szyby i uśmiechnęła się promiennie.
Podróż na Podpromie minęła nam szybko. Weszliśmy na halę i skierowaliśmy się do jednej z sal, z której dziś znikały wszystkie sprzęty i miała ona być teraz salą bankietową. Kiedy weszliśmy do środka okazało się, że są już prawie wszyscy. Brakowało tylko kilka osób ze sztabu, więc wszyscy niecierpliwili się powoli.
- Muszę porozmawiać chwilę z Tomkiem.- powiedziała Dominika i już jej nie było.
Podszedłem więc do Ignaczaków i Bartmana, który z nimi stał.
- Witam, witam.
- Cześć młody.- rzucił wesoło Igła.
- Co słychać?- zapytał Zbyszek- Prezenty już rozdane?
- No właśnie nie..- podrapałem się po głowie- Zastanawiam się czy dać jej prezent teraz czy po obiedzie.
- Myślę, że jak znajdziesz chwilę po tym całym zamieszaniu to będzie najlepsza opcja.- wtrąciła się Iwona.
Uśmiechnąłem się tylko i pokiwałem głową. Zapewne miała rację. Przeprosiłem towarzystwo i ruszyłem w obchód po całej sali by z każdym się przywitać i złożyć życzenia. Akurat rozmawiałem z Johenem kiedy okazało się, że wszyscy są już obecni i możemy zaczynać. Rozejrzałem się po sali i odnalazłem Dominikę w objęciach Oliega. Powoli zastanawiałem się czy nie powinienem być zazdrosny o niego, ale akurat wtedy kapitan przywołał mnie ręką i przekazał w moje ramiona brunetkę.
- No Paul, więc Tobie również życzę, by wam się udało i żebym jak najszybciej mógł się pobawić na waszym weselu. Prawda Dyśka?
Spojrzałem na Dominikę, ale ona tylko wpatrywała się w jakiś punkt na ścianie.
- Dzięki Alek. No zobaczymy jak to się potoczy.- uśmiechnąłem się nikle- Tobie też wszystkiego najlepszego chłopie.- poklepałem go po plecach i zwróciłem się do mojej towarzyszki.
- Chodź usiądziemy już. Zaraz zaczną się przemówienia i posiłek.
Dziewczyna pokiwała tylko głową i ruszyła za mną. Znaleźliśmy wolne miejsca obok państwa Grzyb i Buszka oraz jego narzeczonej. Miałem dziwne wrażenie, że Dominika jest jakaś nieobecna. Kiedy ją o coś pytałem odpowiadała tylko zdawkowo, albo po prostu kiwała głową na tak albo nie. Nie chciałem, żeby ten nasz wspólny czas przed wyjazdem tak wyglądał. Myślałem, że będzie miło, spędzimy czas z przyjaciółmi, ale chyba ten dzień nie będzie taki jak sobie zaplanowałem. Wysłuchaliśmy wszystkich przemówień i życzeń i na talerzach zaczęły pojawiać się pierwsze potrawy. Cały obiad przebiegał w pogodnej atmosferze, wszyscy cieszyli się już nadchodzącymi świętami. Oczywiście każdy chciał jak najszybciej wrócić do domu, aby zdążyć z wszystkimi przygotowaniami, ale jak na razie większość zapominała o tej bieganinie i w przyjaznej atmosferze mogliśmy rozmawiać na wszystkie tematy. Nasza „wigilia” kończyła się o godzinie 16, a godzinę wcześniej dostaliśmy małe upominki od sponsorów. Kiedy prezenty zostały już rozdane niektórzy znajomi zaczęli opuszczać halę. Postanowiłem, że to odpowiedni czas by dać Dominice prezent.
- Możemy na chwilę wyjść?- zapytałem.
- Wyjść? Po co?- spojrzała na mnie uważnie.
- Chciałbym zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, będziesz mi towarzyszyć?
- No dobrze, wezmę tylko torebkę.
Wstaliśmy i udaliśmy się na korytarz. Zaprowadziłem ją pod automat z napojami i zatrzymaliśmy się.
- I pomyśleć, że tu się poznaliśmy.- westchnęła.
- Chyba powinienem pomyśleć czy nie zabrać sobie tego automatu do domu.- uśmiechnąłem się do niej.
Zaśmiała się cicho i popatrzyła na mnie.
- Mam coś dla Ciebie.- otworzyła swoją torebkę i wyjęła z niej album- Proszę Paul, wszystkiego najlepszego, żeby te święta były dla Ciebie nie zapomniane i żebyś o mnie pamiętał.
Wziąłem od niej prezent i otworzyłem go. Pierwsze zdjęcie przedstawiało mnie i Dominikę w moim mieszkaniu kiedy próbowaliśmy upiec ciasto. Wyglądała uroczo cała umazana mąką. Od razu przypomniałem sobie tamten dzień. Jeden z niewielu, które mogliśmy spędzić razem w całości. Pamiętam, że od śmiechu bolał mnie brzuch, chyba jeszcze z nikim tyle się nie śmiałem. Zgrany był z nas zespół, ciasto wyszło przepyszne, nawet koledzy je chwalili. Bartman był w szoku, że to po części moje dzieło i cały czas się śmiał, że moim wkładem w jego robienie było tylko nadzorowanie Dominiki.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Dziękuję kochanie.- nie wiedziałem co jeszcze mógłbym powiedzieć, więc po prostu mocno ją do siebie przytuliłem i pocałowałem w czoło- Jest piękny.
- Ciesze się, że Ci się podoba.
- Ja też mam coś dla Ciebie.- powiedziałem wesoło i wyjąłem z kieszeni marynarki małe pudełeczko, które podałem brunetce- Otwórz.
Dominika zdjęła wieczko i uśmiechnęła się.
- Śliczny…- przygryzła dolną wargę- Możesz mi go założyć?- zapytała przenosząc wzrok ze swojego prezentu na mnie.
Odłożyłem album na automat i wziąłem do rąk łańcuszek. Stanąłem za Dominiką i zapiąłem jej go. Przejechała opuszkami palców po małej literce P zawieszonej na łańcuszku.
- Będzie mi pasował do bransoletki.- ucieszyła się i pokazała mi połyskującą na jej ręce biżuterię.
- Kolejny prezent?- zapytałem unosząc brwi.
- Yhym..- przytaknęła- Od Alka.
- On też coś od Ciebie dostał?
- Tak, dałam mu obraz stworzony ze zdjęć z jego imprezy, żeby zawsze wiedział, że ma wspaniałych przyjaciół.
- Nie wiedziałem, że jesteście tak blisko…
Dominika spojrzała na mnie mrużąc oczy i po chwili się roześmiała.
- Co?- zapytałem zaskoczony. 
- Jesteś zazdrosny?
Nic nie odpowiedziałem.
- Jesteś zazdrosny!- uśmiechnęła się szeroko.
- A nawet jeśli to jest to powód do śmiechu? 
- Tak...- spojrzała na mnie pewnie- Bo Alek jest dla mnie jak brat i tak go traktuje.
Jeszcze przez chwilę myślałem nad tym co powiedziała i dopiero teraz doszło do mnie, że nie mam o co się martwić. Usłyszeliśmy kroki, więc odwróciłem się by zobaczyć kto idzie. Okazało się, że był to Igła z żoną. 
- Już idziecie?- zapytała Dominika, kiedy znaleźli się przy nas.
- No tak.- odpowiedziała Ignaczakowa- Musimy odebrać dzieci od rodziców.
- Jeszcze raz najlepszego gołąbeczki- wtrącił się Krzysiek- No i mam nadzieję, że widzimy się w Sylwestra? Jeszcze dokładnie dogadamy się przez telefon co i jak.
- No oczywiście Krzysiu.- odpowiedziałem- Wesołych Świąt jeszcze raz.
- Wracaj szybko chłopie, a właśnie Dominika, miałem pytać, lecisz z Paulem?- Igła spojrzał na mnie ciekawy odpowiedzi.
Brunetka pokręciła głową. Dobrze wiedziałem, że powinienem jej zaproponować wyjzad ze sobą, ale gdzieś w środku czułem, że to nie jest dobry pomysł. Nie chciałem niczego przyspieszać, stawiać jej pod ścianą, a właśnie takim ruchem wydawało mi się zapytanie jej o to czy pojedzie ze mną. Nie chciałem też by zostawiała swoją rodzinę dla mnie.
- Jadę do rodziców na kilka dni.- odpowiedziała.
- Yhym..  Jak już będziesz z powrotem to wpadnij na jakieś ciacho.- zaproponowała Iwona.
- W porządku, zdzwonimy się jeszcze.
Uściskaliśmy Ignaczaków i postanowiliśmy wrócić do sali. W pomieszczeniu zostało już niewiele osób, więc jeszcze raz złożyliśmy sobie ze wszystkimi życzenia i poszliśmy za Piotrkiem i Marysią do samochodu.
- Może potrzebujesz pomocy w pakowaniu?- zagadnęła mnie Dominika kiedy byliśmy już u dziewczyn pod blokiem.
- Już się spakowałem, no prawie. Muszę zapakować jeszcze to cudeńko.- wskazałem album, który trzymałem w dłoni- Ale może dasz się zaprosić na kawę.
- Na herbatę. Chętnie.- posłała mi nikły uśmiech.
Wysiedliśmy z auta Pita, pożegnaliśmy się z przyjaciółmi i ruszyliśmy do mojego mieszkania.
- O której masz samolot?
- O 21, ale muszę być na lotnisku około 19, więc mamy takie dwie godzinki. 
- Dobre i tyle..  Kiedy dokładnie wracasz?- dopytywała dalej.
- Jeszcze nie wiem. Zadzwonię i Cie  powiadomię. Piotrek odwozi mnie na lotnisko i potem mnie z niego odbiera.
- No to jadę z wami.
- Lubisz łzawe pożegnania?- popatrzyłem na nią z uśmiechem.
- Nie, ale chce Ci pomachać białą chusteczką.
Wiedziałem, że się ze mnie zgrywa. Domyślałem się, że dla niej ta sytuacja jest tak samo przytłaczająca i w ten sposób stara się rozładować te negatywne emocje. Oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, tak, że kilku przechodniów spojrzało na nas dziwnie. Szybko weszliśmy do bloku i skierowaliśmy się w stronę windy.

 ___________________________________________________________________________
Obiecałam i jest :) Kolejny również w przygotowaniu, więc szybciutko się pojawi :) Kto wie
może nawet do końca tygodnia skończę bloga :)
Pozdrawiam :)

niedziela, 26 maja 2013

XVI.

I tak moje życie znów stało się proste i piękne.
Otworzyłam oczy i przed sobą ujrzałam głębie brązowego koloru. Paul wpatrywał się we mnie, a mi zwyczajnie zrobiło się głupio. Bez makijażu, w potarganych włosach i wymiętej koszulce. Przy nim musiałam się prezentować jak jakieś brzydkie kaczątko, gdyż on mimo swojego lekkiego zarostu i poczochranych włosów wyglądał jak młody bóg. Był tak uroczy, że miałam ochotę od razu się w niego wtulić, ale przypominając sobie jak wyglądam przykryłam się tylko szczelniej kołdrą.
- Gdzie mi uciekasz księżniczko?- usłyszałam rozbawiony głos Paula.
- Wyglądam jak czupiradło.- jęknęłam nadal przykryta po same uszy.
Siatkarz delikatnie odsunął kołdrę i spojrzał na moją twarz.
- Dla mnie wyglądasz jak bogini.- szepnął i założył mi kosmyk włosów za ucho.
- Taaa..- parsknęłam i wywróciłam oczami.
Lotman uśmiechnął się tylko i pokręcił głową po czym zbliżył się do mnie i pocałował.
- Nie marudź już tak. Wyglądasz przepięknie.
- Yhymmm.. I dlatego mi się tak przyglądałeś?- zapytałam.
- Tak. Wyglądasz tak słodko jak śpisz, że chyba powinienem sobie to nagrać.
- No tylko spróbuj!- rzuciłam groźnie.
Przyjmujący schował twarz w poduszce i buchnął śmiechem, gdy już się uspokoił spojrzał na mnie uważnie.
- Co chcesz na śniadanie?
- Nie jestem głodna..- odparłam zgodnie z prawdą, gdyż nie czułam potrzeby zjedzenia czegokolwiek.
- No chyba nie uważasz, że puszczę Cię bez śniadania?- uniósł lekko jedną brew.
- Ale ja naprawdę niczego nie przełknę, no chyba, że kawę.
- No nie wiem, nie wiem…
- Ale ja wiem- uśmiechnęłam się- A teraz muszę pod prysznic.
- Nie ma sprawy.- Lotman pochylił się lekko nade mną i wziął mnie na ręce.
- Co Ty robisz?- zapytałam zaskoczona.
- Wykonuję Twoje życzenie- uśmiechnął się szeroko.
Zaśmiałam się tylko cicho po czym pozwoliłam zanieść się do łazienki.

Dni mijały coraz szybciej. Zawsze uważałam, że zima to taki leniwy czas kiedy stopuje się trochę z pracą i całym tym pośpiechem, ale w tym roku przekonałam się, że jest zupełnie odwrotnie. Pracowałam prawie podwójnie, gdyż mecze rozgrywaliśmy co tydzień. Na każdym spotkaniu musiałam być obecna. Nie narzekałam ani trochę tylko z dwóch prostych przyczyn, a mianowicie dlatego, że uwielbiałam fotografię, a fotografia powiązana z siatkówką to już idealna praca. Było mi trochę szkoda, że nie mogę znów pracować ze starszymi Resoviakami, ale właściwie nie było tak źle. Kiedy tylko mogłam pojawiałam się na ich meczach i robiłam zdjęcia do własnych albumów. Na mojej poczcie coraz częściej znajdowałam prośby z przesłaniem własnych zdjęć do osób, które prowadziły różne strony związane z siatkówką. Dostałam nawet kilka propozycji, aby współtworzyć takowe strony, jednak nie miałam do tego jakoś głowy. Chętnie dzieliłam się zdjęciami i poznawałam nowe osoby, które tak jak ja pokochały siatkówkę i naszych rzeszowskich siatkarzy. Nigdy nie sądziłam, że ta praca da mi tyle szczęścia. Praca z siatkarzami pod każdym względem była spełnieniem marzeń, ale właśnie te dodatkowe rzeczy jak poznawanie oddanych kibiców i przyjmowanie od nich gratulacji, za dobrą robotę było czymś szalenie miłym.
Doskonaliłam właśnie kolejną porcję zdjęć, kiedy rozdzwonił się mój telefon.
- Słucham.- odebrałam nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Cześć mała! Zostaw już te zdjęcia lecimy gdzieś na miasto.- usłyszałam po drugiej stronie.
- Maryś wiesz, że muszę mieć to skończone na jutro.
- Oj no weź, przecież wiem, że te zdjęcia wyglądają już idealnie, więc możesz już je zostawić. Czekamy na Ciebie.- moja przyjaciółka nie znosiła sprzeciwu.
- My czyli?- zapytałam.
- No jak kto? Paul, Piotrek, Krzysiek, Iwona, Alek i Grzesiek.
- A co to za zbiorowisko? Ja o czymś nie wiem?
- Jak się ruszysz wreszcie z tego domu to się dowiesz.
- Nie mogę.- zawyłam smutno. Tak bardzo chciałam się z nimi spotkać, ale nie mogłam zawalić tych zdjęć.
- Przekonamy się.- rzuciła i się rozłączyła.
Nie miałam czasu zastanawiać się nad tym co powiedziała, bo jak najszybciej chciałam uporać się ze swoją pracą. Dochodziła 21, a ja nie byłam nawet w połowie. Westchnęłam głośno, kiedy pomyślałam, że dzisiaj znowu nie zobaczę się z Paulem. Nie widziałam go od zeszłego tygodnia, kiedy to znalazłam wreszcie czas by wybrać się na mecz Rzeszów- Kielce. Jak zawsze było magicznie. Kibice dopisali, zrobiłam mnóstwo fotek i wreszcie na mojej koszulce zebrałam wszystkie autografy Resoviaków, a nawet kilka graczy z Effectora. Jedynym minusem było to, że z Paulem spędziłam zaledwie chwilę. Przez ten tydzień rozmawialiśmy tylko przez telefon i sms-y, a to było jak dla mnie za mało. Jednak nie buntowałam się, nie starałam znaleźć na to jakiegoś złotego środka, po prostu czekałam aż ten gorący czas minie i razem z Paulem będziemy mieć więcej czasu dla siebie. Właściwie to chyba wmawiałam sobie, że będzie już tak niedługo, bo przecież byliśmy w połowie sezonu, a gdy przyjdą play offy tego czasu wspólnego będzie zdecydowanie jeszcze mniej.
Z tych wszystkich rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi, oderwałam się więc od mojej pracy i poszłam otworzyć. Uchyliłam drzwi i moim oczom ukazała się wysoka, dobrze znana mi postać.
- Co Ty tu robisz?- zapytałam zdziwiona.
- Piękne przywitanie, nie ma co.- wyszczerzył się Paul.
- Przepraszam.- uśmiechnęłam się lekko- Wejdź.
Siatkarz wszedł do środka i odwrócił się w moją stronę.
- Stęskniłem się za Tobą..- powiedział i ukrył mnie w swoich ramionach.
Przylgnęłam do niego mocniej i wciągałam zapach jego perfum. Brakowało mi go.
- Ja też..- wyszeptałam po chwili.
- No dobrze, a teraz porywam Cię.- odsunął mnie kawałek od siebie i spojrzał w moje oczy.
- Ale ja nie mogę..- westchnęłam.
Lotman wyprostował się i oparł ręce na biodrach.
- Nie ma żadnego „ale”- powiedział poważnie.
- No właśnie jest, mam prace do skończenia i muszę to zrobić. Nie chce wylecieć z roboty.
- No dobrze to pokaż mi co tam masz do zrobienia, pomogę Ci i idziemy.
Nie wierzyłam, że to się uda, ale zaprosiłam Paula do swojego pokoju, pokazałam mu zdjęcia, które miałam na laptopie i wyjaśniłam ile i jakie muszę wybrać, a potem przerobić. Kiedy mu to wszystko wytłumaczyłam siatkarz wziął ode mnie laptopa, wybrał 30 fotek i oddał mi sprzęt. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- No co? Tu masz odpowiednie moim zdaniem zdjęcia, w niektórych wystarczy tylko poprawić ostrość, a w kilku jak np. tych trzech- wskazał mi kilka prac- możesz pobawić się kolorem i będzie idealnie.
Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Dlaczego sama na to nie wpadłam? Ja bawiłabym się z tym wszystkim całą noc, a tu pojawia się Lotman, przegląda zdjęcia i wszystko już jest gotowe.
- Skąd wiesz, że tak będzie dobrze?- zapytałam dalej zaskoczona.
- No wiesz…- spojrzał gdzieś w bok- Przeglądam Twoje zdjęcia na stronie, wiem już mniej więcej jaką masz technikę, więc starałem się wybrać prace podobne do wcześniejszych, ale jednak takie które wprowadzały by coś nowego.
- Nie miałam pojęcia, że tak dobrze mnie znasz.- uśmiechnęłam się do niego i zamknęłam laptopa.
- Ty znasz dobrze mnie, więc nie chciałem pozostać w tyle i starałem się poznać trochę Twoją pracę- również posłał mi uśmiech- Więc to już koniec? Zdążysz jutro zająć się poprawkami.
- Teraz tak. To gdzie mnie porywasz?


Nim się obejrzałam nadeszły święta. Nie miałam pojęcia co dać w prezencie Paulowi, ale Marysia podrzuciła mi jak najbardziej oczywisty pomysł. Wybrałam nasze wspólne zdjęcia, których miałam pełno na laptopie, wcześniej nie sądziłam, że Paul jest taki chętny do pozowania przed obiektywem, ale kiedy tylko wpadałam w jego ramiona nie potrafił odmówić mi wspólnej fotki. Na pendrive wrzuciłam również zdjęcia z imprezy Alka, kilka z wspólnych wyjść z przyjaciółmi, a nawet znalazły się z boiska i szatni. Wszystkie przedstawiały uśmiechnięte twarze siatkarzy oraz ich wybranek. Udałam się z tym wszystkim do fotografa i już po kilku godzinach wkładałam zdjęcia do dużego kolorowego albumu. Nagle rozdzwonił się mój telefon, więc przerwałam na chwilę swoją czynność i odebrałam komórkę.
- Słucham.
- Dyśka skarbie, możesz do mnie wpaść?- usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
- Jasne, ale coś się stało?- zapytałam.
- Za dwie godziny mam ostatni w tym roku trening, a potem muszę się spakować, więc chciałbym teraz z Tobą porozmawiać.
Spakować?- w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka. Wiedziałam co siatkarz ma na myśli, zapewne wyjeżdża na święta do rodziny, chyba nie sądziłam, że będzie inaczej. Jednak gdzieś w środku myślałam, że chociaż raz w życiu spędzę te święta tak naprawdę, z kimś kogo kocham. W domu święta zawsze wyglądały tak samo, najpierw dużo zamieszania, nerwy podczas przygotowań, potem kolacja i można powiedzieć, że każdy wracał do swojego świata. Nic specjalnego. Dlatego w tym roku cieszyłam się, że jestem tu w Rzeszowie. W planach nie miałam powrotu do domu, ale chyba będę musiała te plany zmienić. Nie powiem, ale zrobiło mi się smutno. Pamiętam, że Marysia wspominała mi, że rodzice Piotrka zaprosili ją na Wigilię, właściwie to zazdrościłam jej.
- Pewnie, zaraz będę.- powiedziałam smutno i się rozłączyłam.
W drodze do domu Lotmana przygotowywałam się na to co mi powie. Dobrze wiedziałam, że tęskni za rodziną, ale ja tak bardzo chciałam mieć go przy sobie. Od kilku tygodni mijaliśmy się tylko, a ja wreszcie chciałam znaleźć się w jego ramionach i już się z nich nie wynurzać. Z bijącym sercem podeszłam do drzwi mieszkania przyjmującego i zapukałam.
- Otwarte.- usłyszałam jego głos, więc nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
- Gdzie jesteś?- zapytałam zdejmując buty i kurtkę.
- W kuchni. Co chcesz do picia?
- Kawę z mlekiem poproszę.
- Już się robi.
Niepewnie weszłam do kuchni i przytuliłam się do jego pleców. Odwrócił się powoli w moją stronę przytrzymując mnie za ręce i spojrzał w moje oczy po czym mocno przytulił.
- Kocham Cię.- wyszeptałam, był to pierwszy raz kiedy powiedziałam mu co tak naprawdę do niego czuję.
Popatrzył na mnie trochę zaskoczony po czym złożył na moich ustach pocałunek.
- Ja Ciebie też Kocham skarbie.- powiedział poważnie.
Westchnęłam cicho i oparłam głowę o jego tors. Jego serce przyspieszyło i teraz biło mocniej, byłam pewna, że zaskoczyłam go tym wyznaniem, ale skoro miał wyjechać chciałam żeby wiedział, że ma dla kogo tu jak najszybciej wrócić. Nie chciałam niedomówień.
- O czym chciałeś porozmawiać?- wiedziałam, że to musi się stać, więc nie chciałam przeciągać tego w nieskończoność.
- Usiądź, zaraz będzie kawa.- polecił mi, a ja posłusznie zrobiłam co kazał.
- Dziękuję.
Paul zalał moją kawę wrzątkiem, wyjął mleko z lodówki i podał mi wszystko. Właściwie to nie miałam ochoty na nic, ale szybko posłodziłam napój, wlałam mleko i z jakąś dziwną determinacją zabrałam się za mieszanie.
- Pójdziesz jutro ze mną na spotkanie klubowe?- zapytał nagle- Wiem, że masz pewnie swoje zaproszenie, ale chciałbym abyś poszła tam jako moja osoba towarzysząca, a nie jako pracownik.
- Ale...
- Proszę Cię.- siatkarz złapał mnie za ręce.
Nie potrafiłam mu odmówić, przecież nawet tego nie chciałam.
- Dobrze, pójdę z Tobą.- zgodziłam się szybko.
- Ciesze się. To będą nasze ostatnie godziny razem zanim wyjadę, więc chciałbym jak najwięcej czasu spędzić z Tobą.
- Wyjeżdżasz na całe święta?- zapytałam jakby od niechcenia.
- No tak.. Wracam dopiero przed Nowym Rokiem, bo wtedy wznawiamy treningi no i z chłopakami świętujemy Sylwestra.
Po tym co powiedział zrobiło mi się jeszcze smutniej. Tyle czasu bez niego, nie miałam pojęcia jak to wytrzymam. Ale musiałam być silna, nic innego mi nie pozostawało. W szybkim tempie wypiłam swoją kawę. Prawie się już nie odzywałam. Paul pytał mnie o moje plany, a ja nie wiedziałam co mu powiedzieć. Nie chciałam zostać tu sama, Marysia nie wybierała się do domu, tylko do Nowakowskich, mi pozostawała chyba ta pierwsza opcja, ale właściwie nie wiedziałam czy warto wracać. Lotmanowi powiedziałam, że być może pojadę do rodziny, ale ile w tym prawdy, sama nie potrafiłam stwierdzić. Kiedy przyjmujący odprowadził mnie do drzwi znów chwycił mnie za ręce i przyciągnął do siebie.
- Już tęsknię.- wychrypiał.
- Ja też... Więc jutro ostatni dzień.. Będę gotowa o 10 dobrze?- zapytałam smutno.
- Dobrze, przyjadę po Ciebie i Marysię z Pitem.
- Okey.- pokiwałam powoli głową, pocałowałam go i wyszłam.

________________________________________________________________
Po bardzo długiej przerwie jest. Z każdym kolejnym odcinkiem bliżej końca, może
dlatego tak ciężko mi idzie pisanie. No, ale cóż. Zostawiam was z tym rozdziałem, 
miłego czytania :)
Pozdrawiam.

piątek, 10 maja 2013

XV.

Nareszcie mogłam szczerze się uśmiechnąć. To, że Lotman chce ze mną rozmawiać odbierałam już jako dobry początek, a gdy poprosił mnie do tańca byłam po prostu szczęśliwa. Podczas wirowania na parkiecie nie rozmawialiśmy wiele. Po prostu cieszyliśmy się swoją obecnością. Kiedy tylko z głośników poleciała wolna muzyka wtuliłam się w niego mocno i wciągałam w nozdrza zapach jego perfum, za którym tak tęskniłam. Nagle ten wieczór stał się taki piękny. Miałam nadzieję, że poprawie nim humor Alka, ale niespodziewanie i mój poprawił się tak bardzo, że nie mogłam przestać się uśmiechać. Po kilku kawałkach wróciliśmy do stolika przy którym nadal nikogo nie było, więc mogliśmy się cieszyć swoim towarzystwem. Wypiliśmy po szklance soku i obserwowaliśmy tańczące pary. Ostatnią imprezę przetańczyłam prawie z każdym, dzisiaj nikt nie starał się nawet mnie zaczepiać, jakby wszyscy rozumieli, że potrzebuje czasu dla Paula. Już chciałam przerwać zapadłą między nami ciszę, gdy pojawił się przy mnie kapitan Asseco Resovi.
- Zatańczy pani?- zapytał mnie po czym spojrzał na Paula- Zaraz będzie z powrotem.- zwrócił się do przyjmującego, na co Lotman odpowiedział uśmiechem i wskazał ręką, żebym poszła z Achremem.
A więc jednak się pomyliłam, ale nie miałam tego za złe kapitanowi, bo przecież to był jego dzień, no i miałam nadzieję, że Paul na mnie zaczeka.
- Dziękuję Ci za to wszystko.- powiedział do mnie Alek kiedy znalazłam się w jego objęciach.
- Skąd wiesz, że to moja sprawka?- uniosłam brwi- Który się wygadał?
- Nie powiem Ci, bo jeszcze mu krzywdę zrobisz.- zaśmiał się.
- Zgaduje, że to Igła?
- Skąd wiedziałaś?
- Przeczucie.- uśmiechnęłam się lekko.
- Nie wiedziałem, że tak dobrze nas znasz.
- No wiesz, nie od wczoraj was znam, poza tym zanim przeprowadziłam się do Rzeszowa nie opuszczałam żadnych filmików ani wywiadów z wami w roli głównej, więc dzięki temu trochę was rozgryzłam.- wzruszyłam ramionami.
- Niesamowita jesteś. Naprawdę nie wiem jak Ci dziękować. Teraz czuję się trochę lepiej, wiem, że mam najlepszych przyjaciół, mam drużynę. Chyba nie chciałbym grać gdzieś indziej niż w Resovi.
- No i nie waż się nigdzie stąd ruszać.- pogroziłam mu palcem.
- Tak jest!- obdarzył mnie tym cudownym uśmiechem- A teraz uciekaj do swojego ukochanego.- zatrzymał się i zeszliśmy z parkietu.
- Do mojego ukochanego?- zapytałam.
- Już nie udawaj.- dał mi prztyczka w nos- Między wami już wszystko w porządku?- spojrzał na mnie z troską w oczach.
- Myślę, że tak..
- No to już, leć go poszukać, bo niestety, ale Ci uciekł.
Spojrzałam w stronę stolika przy którym jeszcze kilka minut temu siedzieliśmy, ale Lotmana już tam nie było.
- No to lecę.- uśmiechnęłam się- Trzymaj kciuki braciszku.- puściłam mu oczko.
W tym momencie Alek zmiażdżył mnie w niedźwiedzim uścisku po czym szybko puścił.
- Powodzenia siostrzyczko.- uśmiechnął się szeroko.
Mieć za brata kogoś takiego to trzeba być mega szczęściarzem. Rozejrzałam się po sali, ale nigdzie nie mogłam znaleźć Paula. Nie podobało mi się to, ale postanowiłam nie panikować. Ubrałam płaszcz i wyszłam do małego ogródka za lokalem.Zasunęłam za sobą drzwi i oparłam się ramieniem o ścianę. Wpatrywałam się w pojawiające się na niebie pierwsze gwiazdy i głęboko oddychałam pozwalając by mroźne powietrze wnikało do moich płuc. Nie mam pojęcia ile tak trwałam, ale ocknęłam się dopiero gdy na mojej tali poczułam czyjeś ręce. Paul oparł się brodą o moje ramie.
- Co Ty tu robisz?- zapytał.
- Szukałam Ciebie i tak jakoś mi się tu spodobało.- uśmiechnęłam się delikatnie.
- Zmarzniesz tylko.- przytulił mnie mocniej.
- A tam..Dla takiego widoku warto.
- Tylko ciekawe kto się będzie Tobą opiekował jak nie będziesz miała siły wyjść z łóżka?
- Ty.- odpowiedziałam rozbawiona.
Lotman odwrócił mnie w swoją stronę i spojrzał głęboko w moje oczy. Mimowolnie po moim ciele przeszedł dreszcz. Paul ujął moją twarz w dłonie po czym złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
- Czyli się zgadzasz?- zapytałam gdy po chwili odsunął się na kilka centymetrów.
Kolejny raz obdarował mnie pocałunkiem, więc byłam już pewna, że się zgadza. Ucisk w żołądku, który czułam przed imprezą zamienił się teraz w stado rozwścieczonych motylki, a moje serce chyba fikało koziołki ze szczęścia. Zarzuciłam ręce na szyję siatkarza i przywarłam mocniej do niego. Nareszcie wszystko było tak jak powinno być.

Razem z Paulem zostaliśmy w restauracji jako ostatnia para. Przyjmujący pomógł mi i kelnerkom trochę ogarnąć pomieszczenie i zebrać transparenty, które i tak zostawiliśmy w restauracji, bo prosiły nas o to panie z obsługi. Wcześniej udało im się zebrać podpisy naszych siatkarzy, więc myślę, że dla nich ten wieczór też będzie się miło kojarzył. Marysia z Pitem udali się do naszego mieszkania, więc trochę głupio było mi tam wracać. Chciałam by nacieszyli się sobą i nie musieli się krępować moją obecnością w mieszkaniu. Usiadłam przy jednym ze stolików i czekałam na Paula, który zniknął w kuchni, gdzie właśnie pozował do zdjęć. Kelnerki tyle go o te fotki prosiły, że wreszcie się zgodził byśmy tylko mogli już wyjść. Spojrzałam na zegarek, dochodziła właśnie 4 nad ranem. Byłam zmęczona, ale prze szczęśliwa. Dobrze, że Andrzej dał chłopakom jutro wolne, chociaż nawet gdyby trening się odbył to pewnie i tak nic by dobrego z tego nie wyszło. Wszyscy świetnie się bawili i na koniec uzbierało mi się dużo pochwał i podziękowań za pomysł imprezy. Najbardziej wzruszył mnie Alek, który pojawił się około godziny 2 z ogromnym bukietem biało-czerwonych róż i każdemu bez wyjątku wręczył po kwiatku. Nie mam pojęcia skąd o tej porze wziął te kwiaty, ale muszę przyznać, że to było piękne z jego strony. Wszystkim podziękował i obiecał, że zostanie z nami w Resovi na ile tylko będzie mógł. Myślę, że ludzie pracujący w sztabie i zarządcy, którzy byli obecni zapamiętają sobie to i głęboko się zastanowią nad przedłużeniem umowy.
- Co jest?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Paula.
Kucnął przy mnie i wpatrywał się w moją twarz.
- Nic, nic.- uśmiechnęłam się- Wspominam dzisiejszy wieczór.
- Wiesz chciałem Cię za coś przeprosić..- powiedział poważnie.
- Za co?- zapytałam zaskoczona.
- Za to, że tak długo kazałem Ci na siebie czekać. Ciężko było mi się pogodzić z tym jak patrzysz na Łukasza...
- Co Ty...- nie pozwolił mi dokończyć, bo położył na moich ustach palec.
- Podoba Ci się, wiem to. Widzę, jak na niego patrzysz.
- Nie wiem, może.. Ale to na Tobie mi zależy, z Tobą chce być.- powiedziałam cicho.
- Cieszę się.. Wiem, że starałaś się do mnie zbliżyć, porozmawiać, przepraszam, że tego nie doceniałem.
- Nie masz mnie za co przepraszać, rozumiesz?
Pokiwał lekko głową, ale nic nie odpowiedział.
- Yhym.. Przepraszam, ale musimy już zamykać.- zwróciła się do nas kobieta, która weszła do sali.
- Oczywiście, już się zbieramy.- odpowiedział Paul i pociągnął mnie za sobą do wyjścia.
Na parkingu czekała już na nas taksówka. Wsiedliśmy i Lotman podał swój adres.
- Nie jedziemy do mnie?- uniosłam brwi.
- A chcesz zostać w domu sama z Marysią i Piotrkiem? Chyba Twoje towarzystwo tam nie było by dzisiaj zbyt wskazane.- szepnął mi do ucha.
Uśmiechnęłam się lekko, Paul czytał mi chyba w myślach. Byłam mu wdzięczna za to, że mam gdzie się podziać na dzisiejszą noc, a raczej poranek. Cmoknęłam go w policzek i oparłam głowę o jego ramię.

- Zapraszam! Czuj się jak u siebie.- siatkarz otworzył mi drzwi od swojego mieszkania i pozwolił bym pierwsza weszła do środka.
 Zdjęłam płaszcz i buty i przeszłam do salonu.
- Chcesz coś do jedzenia czy picia?- zapytał, kiedy wszedł do pomieszczenia.
- Nie, najchętniej położyłabym się już spać, ale muszę jeszcze wziąć prysznic i zmyć makijaż.
Paul podszedł do jednej z szafek i wyjął z niej duży fioletowy ręcznik. Podał mi go, wskazał drzwi od łazienki i sam zniknął w kuchni. Stałam tak spoglądając na materiał trzymany w dłoniach i zastanawiałam się co robić. Po kilku chwilach poczłapałam po woli do kuchni i nieśmiało do niej zajrzałam.
- Stało się coś?- zapytał Lotman widząc mnie w drzwiach, właśnie nalewał sobie soku do szklanki.
- No, bo wiesz.. Nie mam nic do przebrania, a nie będę tu paradować w samej bieliźnie...- na moim policzku wykwitły lekkie rumieńce.
- Mi to nie przeszkadza przecież.- wyszczerzył się przyjmujący.
- Paul..- jęknęłam.
- Przepraszam.- rzucił dalej szeroko się uśmiechając, wyminął mnie i zniknął w salonie by po chwili wrócić z pasiakiem w ręce- Proszę.- wręczył mi go.
- To meczowa?
- Yhym..- przytaknął i wrócił do swojego soku.
Patrzyłam przez chwilę na koszulkę po czym spojrzałam na Paula. Stał oparty o blat i patrzył na mnie uśmiechając się ciepło. Nie myśląc już więcej poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic po czym ubrałam pasiaka. Był na mnie równie za duży jak ten, który posiadałam ja, jednak mój nie pachniał tak wspaniale. Ujęłam kawałek materiału w dłonie i powąchałam go. Był to najpiękniejszy zapach jaki poznałam.
Wyszłam z łazienki i ruszyłam do kuchni, jednak nie było w niej Lotmana.
- Tutaj!- usłyszałam wołanie z pokoju obok.
Podążyłam za głosem i weszłam do sypialni siatkarza.
- Mam nadzieję, że będzie Ci wygodnie.- powiedział kończąc słać łóżko. Chwycił poduszkę i kołdrę leżące na fotelu i skierował się w moją stronę- Pasuje Ci ta dwójka.- uśmiechnął się.
Spojrzałam po koszulce po czym przeniosłam wzrok na niego.
- Gdzie się wybierasz?- zapytałam.
- Do salonu, na kanapę.
- Chcesz mnie tu zostawić samą?
Zatrzymał się jednak milczał.
- Ciężko będzie mi zasnąć w nowym miejscu, no chyba, że mnie przytulisz. Wtedy może będzie łatwiej.- powiedziałam wesoło.
Paul rzucił kołdrę i poduszkę na łóżko i podszedł do mnie.
- Kładź się, ja zaraz wracam.- i pocałował mnie w czoło.
Szybko znalazłam się w dużym łóżku i z zainteresowaniem przyglądałam się ścianom, na których wisiało kilka zdjęć. Największą uwagę przykuwało zdjęcie małego Lotmana w objęciach rodziców. Wyglądał tak słodko. Nie żeby coś się zmieniło, ale mimowolnie zaczęłam się zastanawiać jak będzie kiedyś wyglądał jego syn. Zapewne odziedziczy po ojcu urodę i talent.
W drzwiach pojawiła się postać siatkarza, więc szybko zamknęłam oczy udając, że śpię. Paul wsunął się pod kołdrę niepostrzeżenie i przytulił do moich pleców.
- Szybko zasnęłaś, więc chyba nie jestem Ci potrzebny.- zapewne się uśmiechał.
Powoli odwróciłam się w jego stronę.
- Nie waż mi się stąd ruszać, inaczej pewnie będę mieć koszmary.
- Nie mam zamiaru.- odpowiedział i pocałował mnie zachłannie.

_____________________________________________________________________________
Oho :) Powiem wam, że sama jestem zaskoczona tym rozdziałem ;) No ale cóż :P
Dziękuję dziewczyny za życzenie powodzenia, myślę, że matury poszły w miarę przyzwoicie,
za tydzień czekają mnie jeszcze trzy ciężkie dni, a potem już tylko będę pisać :D
Zapraszam do komentowania, jeśli rozdział się spodobał (albo też nie) :)
Pozdrawiam.

sobota, 4 maja 2013

Jesteście wspaniali :)

Kochani witam was! :)
Chciałam wam podziękować za całe wsparcie jakie mi dajecie do pisania :)
Wczoraj blog przekroczył magiczną liczbę 6 tysięcy wejść za co jestem wam niezmiernie wdzięczna :) Wiem, że wielu z was czeka na kolejny rozdział, a go dalej nie ma ;p większość z was zna już przyczynę, oczywiście są to przygotowania do matury, jednak dzisiaj postanowiłam trochę odpocząć i jeśli wieczorkiem nie ruszę się nigdzie z domu to mam nadzieję, że uda mi się napisać nowy odcinek :)
Jeszcze raz bardzo wam dziękuję za całą motywację i zachęcam tych, którzy tu wchodzą, ale nie komentują do tego aby może jednak skusili się na chociaż malutki komentarz, bo moi drodzy nawet te kilka słów jest czymś nieocenionym dla mnie :D Mam nadzieję, że do końca tego bloga dobijemy do 10 tysięcy, co wy na to? :)
PS. Oczywiście najlepsze życzenia dla naszego byłego Resoviaka :) Zbyszku powodzenia w nowym klubie i żeby Ci się tam wiodło. Oby omijały Cię kontuzję, a każdy mecz przynosił tylko szczęście, no i szybkiego i niezapomnianego ślubu :P
A czego wy chcielibyście życzyć ZB9? :)
Pozdrawiam :)