Zaledwie wczoraj Paul opuścił Rzeszów, a mi już było ciężko
bez niego. Usiadłam samotnie w kuchni i włączyłam czajnik elektryczny. Zegarek
pokazywał dopiero 7:15 ale nie potrafiłam już zasnąć. Spojrzałam za okno, ulice
powoli znów robiły się czarne. Całą noc gęsto padał śnieg, więc służby drogowe
miały ogrom roboty. Cieszyłam się, że nie muszę nigdzie wychodzić w taką
pogodę. Uwielbiałam zimę, ale dziś nawet ona nie sprawiała mi radości. Woda w
czajniku właśnie się zagotowała, więc wstałam i wyjęłam z szafki kubek,
wrzuciłam do niego torebkę herbaty i zalałam wrzątkiem. Wróciłam na swoje
poprzednie miejsce i jeszcze raz spojrzałam na kartkę od Marysi.
Zostaję u Piotrka.
Nic się nie martw.
Będę w domu o 11.
Kocham Cię, pa :*
Maryś była szczęściarą. Miała wymarzonego chłopaka, robotę,
którą lubiła no i miała z kim spędzić Boże Narodzenie. Momentalnie pomyślałam o
rodzicach. Tęskniłam..bardzo. Jednak podjęłam już decyzję, że dziś jest za
późno by wracać do domu, w końcu mój dom znajdował się na drugim końcu Polski.
Po świętach miałam kilka dni wolnego, więc postanowiłam, że wtedy pojadę w
rodzinne strony. Lotman przecież wracał dopiero przed Sylwestrem, wiec o nic
nie musiałam się martwić. Zastanawiałam się tylko co zrobię ze sobą przez
kolejne trzy dni. Moja kochana przyjaciółka mówiła, że od razu po Wigilii u
Piotrka wraca do domu, więc może nie będę tak zupełnie sama. Upiłam łyk herbaty
i skrzywiłam się. Nawet o tym by posłodzić herbatę zapomniałam. Ten dzień już od początku nie
wydawał mi się rewelacją.
Dokładnie kwadrans przed 11 do domu wróciła Marysia.
- Co tu się dzieje?- zapytała zatrzymując się w progu
kuchni.
- Sprzątam.- odpowiedziałam spokojnie, wkładając kolejny
garnek do szafki.
- Dzisiaj? Sprzątasz? Dyśka po co?- kucnęła obok mnie..
- A co mam robić? A tak przynajmniej na święta będzie błysk.-
wzruszyłam ramionami.
- Chowaj te graty, ugotujemy jakieś potrawy na wieczór, od
Piotrka wracam o 20, więc spokojnie zjemy sobie kolacje razem.- uśmiechnęła się
do mnie lekko- Głupio mi, że tak Cie tu zostawiam, może zapytam Pita czy możesz
pójść z nami do jego rodziców?- spojrzała na mnie z troską, a uśmiech znikł.
- Ani mi się waż, nigdzie nie idę. Masz się dobrze bawić i
zrobić dobre wrażenie na Nowakowskich rozumiesz?
- Tak…- powiedziała cicho.
- Babo więcej wigoru!- uśmiechnęłam się i zapakowałam
wszystkie garnki do szafki- A teraz bierzemy się za jedzonko.
- Zaraz muszę odebrać.
Spojrzałam na przyjaciółkę,
która wyjęła wibrującą komórkę z kieszeni i ruszyła do swojego pokoju.
- Słucham.- rzuciłam do słuchawki.
- Co to za sprawa o której chciałaś porozmawiać?- zapytał
Achrem.
- Piotrek mówił mi, że spędzasz z rodziną Wigilię u
Ignaczaków, więc mam małą prośbę.
- A coś się stało? O co chodzi?- Alek chyba trochę się
zaniepokoił.
- Po prostu jest taka sytuacja, że Dominika zostaje dzisiaj
w domu i chciałam zapytać czy byście ją przygarnęli? Ja nie mogę z nią zostać,
a nie chce żeby siedziała w domu sama.
- Przecież Dyśka miała jechać do rodziny.- w jego głosie
wyczułam zaskoczenie.
- Yhym… Tak wszystkim powiedziała, ale jest zupełnie
inaczej.
- W takim razie zaraz do niej zadzwonię i zaproszę na naszą Wigilię.
- Czekaj! Jeśli teraz po nią zadzwonisz, nie zgodzi się.
Musimy inaczej to rozegrać.
- W takim razie przyjadę po nią przed kolacją.
- Dziękuję Alku. Bardzo Ci dziękuję.
- Nie żartuj.- zaśmiał się- Dobrze, że zadzwoniłaś, w innym
razie nic bym nawet nie wiedział.
- No dobrze. Na razie.
- Dyśka ja już wychodzę!- usłyszałam głos przyjaciółki w
przedpokoju, więc wyszłam ze swojego pokoju by się z nią pożegnać.
- Baw się dobrze kochana i złóż tam wszystkim życzenia w
moim imieniu.- lekko przytuliłam Marysię po czym okręciłam ją dookoła- Piotrek
padnie na Twój widok.
- Dzięki, dzięki. Trzymaj się ja już lecę, pa.- cmoknęła mnie w policzek
i zniknęła za drzwiami.
Nie zdążyłam nawet wrócić do pokoju bo rozległo się głośne pukanie do
drzwi. Ciekawe czego zapomniała?- pomyślałam i wróciłam do drzwi i otworzyłam
je. Jednak zamiast Marysi w wejściu zobaczyłam Achrema. Bardzo się zdziwiłam
jego widokiem. - Cześć
Aluś, co Ty tu robisz? Wchodź, proszę.- zaprosiłam go do środka i czekałam na
to co ma mi do powiedzenia.
- Dyśka dlaczego nie mówiłaś, że zostajesz na święta w Rzeszowie?-
wszedł do środka i zdjął kurtkę, którą powiesiłam do szafy i ruszyłam do
salonu.
Nie chciałam mu wszystkiego wyjaśniać. Nie miałam na to siły. Za sobą
usłyszałam jego kroki i już po chwili siedział w fotelu naprzeciw mnie i
wpatrywał się we mnie z uwagą.
- Miałam jechać do rodziców, ale dzisiaj stwierdziłam, że
nie ma sensu tłuc się na drugi koniec Polski, kiedy na drogach pełno tłumów,
pojadę do nich jak ten ruch się trochę opanuje. -Więc dlaczego nie powiedziałaś
nikomu, że zostajesz? Paul wie?- dopytywał dalej.
- Nie wie.. Przecież to tylko kilka dni, a potem i tak
pojadę.
- Ale to najważniejsze dni, a Ty chciałaś spędzić je sama.
Nie rozumiem Cię.- na czole przyjmującego pojawiło się kilka zmarszczek-
Dobrze, że Marysia powiedziała mi wszystko. Zapomniałaś, że masz tu brata?-
uśmiechnął się lekko.
Jak zwykle odwzajemniłam jego uśmiech, bo po prostu inaczej
nie potrafiłam.
- Więc to Marysia... Chyba muszę z nią pogadać..- wywróciłam
oczami a Alek spojrzał na mnie groźnie.
- Tak, możesz jej podziękować, że chociaż ona w tym domu
myśli.
- Ej, to było chamskie!- zaśmiałam się głośno, a siatkarz
zrobił to samo.
- A może to nie prawda?- zapytał ciągle rozbawiony.
- Fajnego mam brata nie ma co.- udałam obrażoną.
- Nie fochaj tylko idź się przebrać i jedziemy.- uśmiechnął
się do mnie słodko.
- Że co?- mój foch zniknął w ciągu sekundy.
- To co słyszałaś. Jedziesz ze mną do Igły. Dzieciaki na
pewno się ucieszą, w końcu je poznasz.
- Nie mogę z Tobą jechać. Nie mogę tak po prostu się
wpraszać.- spojrzałam na Alka poważnie.
Kapitan odetchnął głośno parę razy i pokręcił głową.
- Jesteś niemożliwa. Proszę Cię idź się ubierać, mamy pół
godziny, a chyba widziałaś jakie są drogi. I przestań opowiadać głupoty.
Wszyscy już na nas czekają, a jak nie chcesz iść to Cie wyniosę. Przecież Igła
nie wpuści mnie do domu bez Ciebie, nie wspominając już o Iwonie. Więc proszę
Cię jeszcze raz, nie rób kłopotów.
Chwilę patrzyłam na Alka i analizowałam jego słowa. W moich
oczach pojawiły się łzy, które bez mojej zgody spłynęły powoli po policzkach.
Byłam szczęściarą, że miałam takich
przyjaciół. Sama nie wiedziałam czym na nich zasłużyłam, ale wiedziałam, że nie
wypłacę się za to do końca życia.
- Dyśka czemu Ty płaczesz? Co jest?- Alek szybko kucnął obok
mnie i złapał za ręce. Chyba nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony i
teraz martwił się, że powiedział coś nie tak.
- Nic, nic Aluś. Tylko ciesze się, że mam takich przyjaciół.
Achrem wyraźnie odetchnął z ulgą i pomógł mi wstać.
- A teraz uciekaj się wyszykować, ale ostrzegam, masz mało czasu.-
puścił mi oczko.
- Okey. Zaraz będę gotowa. A Ty idź do kuchni i wyjmij z
lodówki sernik. Może to niewiele, ale nie chce iść tak z pustymi rękami.
- Robi się.- odpowiedział siatkarz i zniknął w kuchni.
Szybko pobiegłam do pokoju po coś do przebrania, otworzyłam
szafę na oścież i westchnęłam głośno. Z racji tego, że nie miałam już czasu
złapałam szybko „małą czarną”, czystą bieliznę i rajstopy. Popędziłam z tym
wszystkim do łazienki, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Wysuszyłam szybko
włosy i umalowałam się lekko. Nie wiem jakim cudem, ale dziś moje włosy nie
stawiały większego oporu, więc przejechałam po nich jeszcze szybko prostownicą,
spryskałam lakierem i o dziwo, wyglądało to całkiem znośnie. Wyszłam z
łazienki, w salonie czekał już Alek ubrany w kurtkę i z blaszką ciasta w
rękach, uśmiechnął się tylko do mnie po czym wstał i skierował do wyjścia.
Ubrałam jeszcze szpilki na stopy, owinęłam się szalikiem i ubrałam grubą
kurtkę. W ostatniej chwili przypomniałam sobie o torebce, więc wpadłam do
pokoju chwyciłam ją, wrzuciłam do środka telefon i portfel i wróciłam do
Achrema.
- Gotowa?- zapytał.
- Teraz już chyba tak.-
rozejrzałam się jeszcze raz po mieszkaniu, wzięłam kluczyki po czym wyszliśmy
na zewnątrz, zamknęłam drzwi i ruszyliśmy do samochodu.
- Witam kochani!- Iwona otworzyła nam drzwi i spojrzała na
mnie karcącym spojrzeniem- A Ty maleńka będziesz się grubo tłumaczyć.-
powiedziała poważne po czym się uśmiechnęła.
Alek podał mi ciasto, więc szybko je chwyciłam i podałam
pani Ignaczak.
- I myślisz, że ten serniczek odkupi Twoje winy?- uniosła
lekko brew.
- Tak...?- spytałam cicho.
- Hmmm... To dobrze myślisz.
Wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem po czym Iwona kazała
nam ściągać kurtki i zaprosiła do salonu, gdzie Krzyś już biegał z kamerą,
nagrywając swoje pociechy. Żona Alka i jego synowie też już tu byli.
Zastanawiałam się czy jesteśmy już w komplecie, a moje spekulacje potwierdził
Igła.
- Witam, witam! Więc jesteśmy już wszyscy! Także możemy
zasiadać do stołu.
- Tato, a widziałeś już pierwszą gwiazdkę?- zapytał
Sebastian, a ja przeniosłam swój wzrok na chłopca.
- Właśnie Krzysiu, bez gwiazdki nie zaczniemy.- poparłam
małego Ignaczaka, za co zostałam obdarowana uśmiechem.
Podeszłam do chłopca i się przywitałam, po czym poznałam
jeszcze córkę Igły, a potem synów Alka. I pomyśleć, że kiedyś nie lubiłam
dzieci- przemknęło mi przez myśl. Od jakiegoś czasu byłam bardzo związana z
każdym małym szkrabem, pewnie dlatego, że im więcej miałam lat tym częściej
myślałam o własnym dziecku. Dlatego szybko nawiązałam dobry kontakt z dziećmi i
zamiast pomagać Iwonie i Natalii przy kolacji, bawiłam się z maluchami.
- Tato! Już jest!- zawołała moja imienniczka, która
wpatrywała się właśnie uparcie w niebo.
- Kto? Mikołaj?- droczył się z nią Krzyś.
- Tatooooo...- jęknęła dziewczynka- Gwiazdka!
- No to zapraszam do stołu.
Wszyscy zajęli miejsca dookoła dużego, pięknie
przystrojonego stołu, a Igła odczytał fragment z Pisma Świętego. Pomodliliśmy
się jeszcze, połamaliśmy opłatkiem i złożyliśmy sobie życzenia. Kiedy na
talerzach pojawiła się pierwsza potrawa, ktoś zadzwonił do drzwi.
- Niezapowiedziany gość.- szepnął Sebastian, spojrzeliśmy
najpierw na niego a potem w stronę drzwi. Krzysiek wstał i poszedł otworzyć. Po
chwili usłyszeliśmy w przedpokoju głos mężczyzny, a ja zamarłam. Poczułam jak
krew odpływa mi z twarzy, a ręce się pocą. Igła wrócił do salonu z szerokim
uśmiechem na ustach, a za nim wszedł dobrze znany nam siatkarz.
- Kochani, mamy gościa!- powiedział wesoło Ignaczak, a moje
serce na ułamek sekundy się zatrzymało, gdy zrozumiałam, że mój słuch nie płata
mi figli.