wtorek, 11 czerwca 2013

Epilog.

Wzięłam długi prysznic, wysuszyłam włosy, które podkręciłam lokówką w ładne loki, namalowałam kreski na powiekach i wytuszowałam rzęsy. Ubrałam swoje ulubione ciemnoniebieskie jeansy a do tego biały,  gruby i ciepły sweter. Ostatni raz spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się niepewnie. Mimo, że na mojej twarzy malował się spokój w środku cała drżałam. Czułam jak żołądek skręca się ze zdenerwowania, więc mocno zaczerpnęłam powietrza i starałam się trochę opanować. Wyszłam z łazienki i poszłam po swoją torebkę, do której wrzuciłam portfel i klucze po czym sięgnęłam po telefon leżący na łóżku. Zostało mi pół godziny dlatego wcisnęłam ikonkę wiadomości i napisałam SMS-a.
Jadę.
Tylko tyle i aż tyle. Wybrałam z kontaktów odbiorcę i nacisnęłam "wyślij". Ponownie otworzyłam wiadomość tekstową i napisałam krótkie:
Nie jadę, przepraszam. 
I również to wysłałam, tym razem pod inny numer.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, więc wrzuciłam telefon do torby i spojrzałam w stronę wejścia.
- Proszę.
Do pokoju niepewnie zajrzała Marysia, a widząc jak się wystroiłam spojrzała na mnie ciekawym wzrokiem.
- Wybierasz się gdzieś?
- Na lotnisko- odpowiedziałam krótko.
Brunetka weszła do pokoju i po chwili usiadła obok mnie.
- Więc... więc zdecydowałaś się?- zapytała uważnie mi się przyglądając.
- Tak..- chciałam coś jeszcze dodać, ale właśnie odezwał się mój telefon. Odszukałam go w przepastnej torebce i odczytałam SMS-a.
Zejdź już na dół.
- Maryś muszę lecieć, nie chce żeby mój siatkarz czekał- uśmiechnęłam się lekko by nie pokazywać jej jak bardzo się boje tego co wydarzy się już niedługo.
- A powiesz mi chociaż kogo wybrałaś? No bo wiesz... jeśli chodzi o Ziomka to polubiłam go... Więc o moją opinię nie musisz się martwic.
Uścisnęłam ją i roześmiałam się. Cała Marysia. Prawdziwa przyjaciółka. Nawet gdyby go nie polubiła to i tak zaakceptowała by mój wybór. Zawsze moje szczęście było dla niej najważniejsze.
- Za godzinę, może trochę dłużej wrócę i wszystkiego się dowiesz okey?-  oddaliłam ją od siebie na wyciągnięcie rąk i czekałam na odpowiedź. Dobrze wiedziałam, że moją przyjaciółkę zżera ciekawość, ale tym razem nie mogłam jej ustąpić
- Okey..- przytaknęła markotnie i podała mi torebkę- leć, bo się spóźnisz.
Wstałam szybko, poprawiłam sweter  i wzięłam od niej torebkę. W przedpokoju ubrałam kozaki, kurtkę i owinęłam się szczelnie szalikiem. Cmoknęłam Marysię w policzek, jeszcze raz mnie przytuliła dodając odwagi i ruszyłam do samochodu, który czekał na mnie na dole.
W drodze na lotnisko nie mogłam uspokoić nerwów. Starałam się skupić na krajobrazie za oknem, ale i to marnie mi wychodziło, a późna pora nie pomagała w tym. Jedyne czego byłam pewna to to, że znów gęsto pada śnieg. Czas dłużył mi się w nieskończoność i kiedy wreszcie wjechaliśmy na teren lotniska ożywiłam się nieco. Dobrze wiedziałam, że teraz czas wyznać swoje prawdziwe uczucia i nie ma ucieczki. Kiedy silnik już zgasł wyskoczyłam szybko z samochodu i prawie nie upadłam w puszysty śnieg. Jednak złapałam równowagę i ustałam na nogach. Rozejrzałam się po przestrzeni lotniskowego parkingu i wstrzymałam oddech.
Paul stał oddalony ode mnie o kilka metrów razem ze swoją wielką torbą, która leżała na ziemi pokrywając się świeżym śniegiem. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja nie potrafiłam już ustać w miejscu. Nie zważając na nic puściłam się biegiem w jego kierunku i wpadłam w jego ramiona. Przytulił mnie do siebie tak mocno jak jeszcze nigdy i zaczął składać na moich ustach delikatne pocałunki, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zachłanne. Całował moje policzki, zmarznięty nos, włosy. Dopiero po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie, oddychając szybko.
- Ciesze się, że Cie widzę- szepnął Paul.
- Nawet nie wiesz jak tęskniłam..- wychrypiałam i znów się w niego wtuliłam.
- Pomóc wam z czymś?- obok nas zatrzymał się trochę speszony Piotrek.
- Damy sobie radę- uśmiechnął się Paul i uścisnął rękę kolegi.
- Może już chodźmy do samochodu, jest późno, a czeka nas jeszcze kawałek drogi- zaproponowałam.
- Zapraszam serdecznie- Pit uśmiechnął się do nas i ruszył przed nami do auta.
Paul do jednej ręki wziął swoją torbę a drugą złapał za moją rękę. Kiedy podeszliśmy do pojazdu zauważyłam podjeżdżającego na parking Krzyśka. Lotman wsadził swoją torbę do bagażnika i spojrzał na mnie, a ja stałam i wpatrywałam się w wysiadających Igłę i Łukasza.
- Co on tu robi?- zapytał zaskoczony Lotman.
- Przyjechał na święta- odpowiedział mu swobodnie Piotrek i usiadł na miejscu kierowcy.
Odwróciłam się w stronę przyjmującego i spojrzałam na jego twarz. Już nie uśmiechał się tak jak przed chwilą. Miał zaciętą minę, ale nic nie mówił.
- Zaczekacie na mnie minutkę?- zapytałam niepewnie.
- Idź....- odpowiedział łagodnie siatkarz i wsiadł do samochodu.
Pobiegłam w stronę Igły i Ziomka, którzy chyba zupełnie nas nie widzieli. Musiałam się nieźle wysilić żeby ich dogonić zanim wejdą na lotnisko, w końcu nie miałam tak długich nóg jak oni.
- Chłopaki!- krzyknęłam kiedy byłam już kilka metrów od nich.
Odwrócili się momentalnie i zatrzymali w miejscu, więc teraz spokojnie mogłam do nich podejść.
- Dyśka a co Ty tu robisz?- Krzysiek patrzył na mnie z uniesionymi brwiami.
- Przyjechałam z Piotrkiem po Paula, a że zobaczyłam was to chciałam się pożegnać z Łukaszem- odpowiedziałam zgodnie z prawdą i popatrzyłam na Ziomka. Uśmiechnął się do mnie blado i niepewnie lekko przytulił.
- Nie musiałaś tego robić- szepnął w moje włosy.
- Ale chciałam..
Krzyśkowi właśnie zadzwoniła komórka, więc odszedł kawałek by móc porozmawiać i na chwilę zostaliśmy sami.
- Czyli już wiesz co do niego czujesz?- zapytał rozgrywający kiedy się od niego odsunęłam.
- Tak, kocham go- odpowiedziałam krótko nie mając odwagi spojrzeć w jego oczy, więc uparcie wpatrywałam się w czubki swoich butów.
Uniósł lekko palcami mój podbródek, tak bym na niego popatrzyła.
- Wiesz, przez chwilę myślałem, że może nam się udać. Kiedy zobaczyłem Cie na tej kolacji byłem pewny, że to nie przypadek, ale masz rację. Kochasz go i nic tego nie zmieni. Jednak mam też nadzieję, że między nami nic się nie zmieni, że nadal będziesz potrafiła ze mną rozmawiać i że nie będziesz mnie unikać?
Zszokował mnie tym co powiedział. Od samego początku niesamowicie mnie do niego ciągnęło, ale wątpiłam, że to coś więcej.
- Wiem, że to co teraz powiem zabrzmi najgorzej jak się da, ale...zostaniemy przyjaciółmi?- zapytałam z nadzieją.
- Nie zabrzmiało tak najgorzej- kąciki jego ust uniosły się lekko- będę bardzo szczęśliwy wiedząc, że mam taką przyjaciółkę.
- A ja takiego przyjaciela.
- Już pożegnaliście się? Bo chyba czas odlatywać, co?- wrócił do nas Igła.
- To co widzimy się mam nadzieję na Lidze Światowej?- Ziomek spojrzał na mnie uważnie.
- Mam nadzieję, bo przecież coś mi obiecałeś- uśmiechnęłam się.
- Nic się nie martw, poznasz wszystkich- puścił mi oczko i cmoknął w policzek.
- Do zobaczenia.
- Do widzenia Dominiko- jeszcze raz szeroko się do mnie uśmiechnął i razem z Krzyśkiem ruszyli do środka.
Stałam tak i przez chwilę patrzyłam jak odchodzi. O dziwo nie czułam się źle. Myśląc o tym pożegnaniu miałam w głowie wizje tego, że będę żałować swojej decyzji, ale nic takiego się nie działo.
Dopiero teraz wiedziałam, że wszystko jest na swoim miejscu. Szybko wróciłam do samochodu, w którym czekał na mnie "mój siatkarz".
*****
Nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak przez ostatnie pół roku. Tak wiele wydarzyło się w moim życiu, że czasem bałam się, że to jakiś sen. Nadal miałam wspaniałą pracę, która dawała mi wiele radości. Miałam najlepszą przyjaciółkę na świecie, która kiedy zobaczyła w progu naszego mieszkania Paula, rzuciła się na mnie, miażdżąc w niedźwiedzim uścisku. Miałam cudownych przyjaciół na których zawsze mogłam liczyć, najlepszego przyszywanego brata pod słońcem i najukochańszego chłopaka. Jedyne czego zawsze mi brakowało to czasu. Jednak i na to nie narzekałam, gdyż dzięki temu każda spędzona minuta z Paulem, Marysią, Alkiem, Igłą, Iwoną, dzieciakami, które nawiasem mówiąc zaakceptowały mnie jako swoją ciocię oraz pozostałymi siatkarzami, a często i do tego grona dołączali wspaniali kibice, każda ta minuta była magiczna. I tylko nieliczne porażki mojej ukochanej drużyny Asseco Resovi Rzeszów potrafiły mi popsuć nastrój. Z każdym dniem odliczałam dni do zakończenia sezonu klubowego i choć z jednej strony cieszyłam się na chociaż krótkie wakacje z Paulem i rozpoczęcie Ligii Światowej to z drugiej strony martwiłam się jak będzie wyglądać to wszystko co mnie otacza z zakończeniem sezonu.
*****
Po moich policzkach ciurkiem ciekły łzy i za nic nie potrafiłam ich powstrzymać. Paul uśmiechał się do mnie szeroko i pokazywał żebym przestała już płakać, ale ja nie potrafiłam. Chociaż uśmiechałam się to łzy szczęścia dalej zbierały się w moich oczach. Zobaczyć go na podium z pięknym złotym medalem na szyi i pucharem w rękach to było nie lada przeżycie. Starałam się robić zdjęcia by mieć jak najwięcej pamiątek z tego wspaniałego dnia, ale ręce za bardzo mi drżały, więc przekazałam aparat wrzeszczącej obok mnie Marysi, mając również nadzieję, że dzięki temu trochę ją uciszę, bo i tak głowa pękała mi od tych emocji.
Na szczęście podziałało, a mi udało się zatamować potok łez i razem z całą halą zaśpiewałam: MISTRZEM POLSKI JEST SOVIA! Nie mogłam się już doczekać kiedy wreszcie będę mogła pogratulować mojemu siatkarzowi. Wszystkie wywiady, zdjęcia i rozmowy ciągnęły się niemiłosiernie. Dopiero kiedy na płycie boiska został już tylko klub kibica, ja z Marysią, kilku fotografów, bliskie osoby siatkarzy i sztab zrobiło się już spokojniej. Siatkarze zniknęli na chwilę w szatni, ale obiecali, że zaraz wrócą. Nie miałam pojęcia co dziś jeszcze jest w planach, ale miałam nadzieję, że nie potrwa to długo, bo byłam prawie bez sił. Czułam się równie zmęczona co zawodnicy, którzy przelali dziś na meczu litry potu, by wreszcie móc odebrać zasłużone mistrzostwo.
Razem z Marysią usiadłam w pierwszym rzędzie, najbliżej parkietu i czekałyśmy na ponowne pojawienie się chłopaków.
- Idą- szturchnęła mnie przyjaciółka i wskazała wyjście z szatni.
Siatkarze przebrani byli już w swoje normalne stroje, więc pomyślałam, że zaraz będziemy mogli wrócić do domu. Paul ruchem ręki wskazał, żebym podeszła do niego i stanęła obok siatki. Spojrzałam na Marysię, a ona tylko wzruszyła ramionami  i udała się w stronę Piotrka, a ja niepewnie poszłam na wskazane mi miejsce. Zatrzymałam się na środku boiska i popatrzyłam niepewnie na Lotmana. Wszyscy zebrani stanęli w półkolu obok nas i obserwowali to co się działo. Paul uklęknął na jedno kolano i wyjął z kieszeni koszuli czerwone pudełeczko. W tej chwili nogi się pode mną ugięły, nie wierzyłam w to co miało się za chwilę wydarzyć. Siatkarz spojrzał na mnie ciepło i otworzył wieczko.
- Dominiko czy uczynisz mi ten honor i zostaniesz moją żoną?
- Tak..- odpowiedziałam ze łzami w oczach po czym uklękłam na kolanach i zatopiłam się w jego ustach.
Zebrani zaczęli wiwatować, gwizdać i głośno klaskać. Paul wsunął na mój palec piękny, srebrny pierścionek i pomógł mi wstać.
- Kocham Cię- szepnął.
- Ja Ciebie też- odpowiedziałam, a mój siatkarz spojrzał w moje oczy tak, że zapomniałam o całym świecie.  ______________________________________________________________________________
I tym oto akcentem kończę to opowiadanie. Dziękuję wam za tą "współpracę" no bo jak inaczej mogę
nazwać wasze komentarze? To także wy tworzyłyście tego bloga, za co bardzo dziękuję :)
Ciesze się, że udało mi się zakończyć, a dzięki temu nauczyć się o wiele więcej niż do tej pory
potrafiłam. Wiele z was mówi mi, że czeka na kolejne opowiadanie, ja zaś odpowiadam, że takowego
nie będzie, ale wychodzę z zasady "nigdy nie mów nigdy" także tego nie mówię :)
Trochę smutno, że to koniec, ale wszystko się kiedyś kończy, także trzymajcie się dziewczyny i być
może do usłyszenia :)      

środa, 5 czerwca 2013

XX.

Obudziłam się w swoim łóżku i ze zdziwieniem rozejrzałam po pokoju. Kiedy ujrzałam swoje odbicie w lustrze przeczesałam ręką niesforne kosmyki włosów i spojrzałam na swój ubiór. Miałam na sobie czarną sukienkę, a obok łóżka zauważyłam szpilki. Wczorajszego wieczoru musiałam zasnąć na kolanach Łukasza, a  on zapewne przyniósł mnie do łóżka- pomyślałam. Zegarek stojący na szafce nocnej wybił właśnie 10, więc powoli zsunęłam się z łóżka i poszłam do kuchni. Szłam cicho na palcach by przypadkiem nie obudzić Ziomka,  który jak mi się wydawało powinien być w salonie, jednak gdy zajrzałam tam zobaczyłam tylko koc na sofie, a siatkarza nie było.
- Co się tak skradasz?- usłyszałam za sobą  i prawie nie dostałam zawału.
Odetchnęłam głośno, próbując uspokoić troche serce i odwróciłam się w stronę kuchni z której wyglądał szeroko uśmiechnięty Żygadło.
- Chcesz mnie zabic? Myślałam, że śpisz..- weszłam do kuchni i usiadłam na krześle obok stołu.
- O tej porze? Chyba żartujesz?- rozgrywający nadal nie przestawał się uśmiechać.
Przetarłam dłońmi zaspane oczy i dopiero po chwili zorientowałam się, że nie był to dobry pomysł. Rozmazałam doszczętnie mój makijaż, który był i tak w fatalnym stanie. Miałam ochotę strzelić sobie w głowę za to, że po wczorajszym powrocie do domu od razu nie wskoczyłam pod prysznic tylko usiadłam sobie z Ziomkiem w salonie i oddałam pogawędce. Zrezygnowana pokręciłam głową i głośno westchnęłam.
- Weź prysznic, a ja przygotuje jakieś śniadanie okej?- usłyszałam głos Ziomka.
- Ale nie musisz.. Ja zaraz coś zrobie, w końcu jesteś moim gościem.
- I dlatego chce Ci się  jakoś odwdzięczyc. No już, zmykaj- ponaglił mnie.
- Nie masz za co..
- Nawet nie zaczynaj- siatkarz podszedł do mnie, złapał mnie za ręce i pomógł wstac.
- Dziękuję- powiedziałam cicho- Za wszystko.
- Nie ma sprawy- uśmiechnął się  kolejny raz i delikatnie wypchnął mnie z kuchni.
Wróciłam do swojego pokoju po jakieś wygodniejsze ubrania  po czym skierowałam się do łazienki. Pod prysznicem spędziłam chyba z 15 minut, po czym starannie rozczesałam i wysuszyłam włosy, zmyłam stary makijaż i pomalowałam tylko lekko rzęsy tuszem. Od razu poczułam się lepiej i nabrałam energii do życia.
Wróciłam do kuchni, w której mieszały się  już różne zapachy.
- Nie bardzo wiedziałem co gdzie jest, ale jakoś sobie poradziłem. Siadaj,  proszę- Ziomek odsunął mi krzesło i poczekał aż usiądę po czym zajął miejsce na przeciw mnie.
Na stole stał już talerz z grzankami, drugi z serem i wędlinami oraz plasterkami ogórka i pomidora. Zaś przede mną znajdował się talerz z gorącą jajecznicą a obok właśnie zaparzona kawa.
- Mógłby na mnie co rano czekac tak zastawiony stół- rozmarzyłam się.
- Nie ma sprawy- Ziomek puścił mi oczko i złapał za sztućce- smacznego.
- Smacznego- odpowiedziałam z uśmiechem i zabrałam się za moje śniadanie.
Po posiłku Łukasz pomógł mi posprzątac i usiedliśmy spokojnie w salonie.
- Odniosłeś  mnie wczoraj do łóżka- stwierdziłam.
Siedziałam właśnie w moim ulubionym fotelu i wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Dzięki obecności siatkarza wczorajszy wieczór minął mi bardzo miło, a i dzisiejszy poranek był równie dobry.
- No wiesz, ja tak mogłem siedziec całą noc, ale nie chciałem żebyś się przestraszyła jak rano otworzysz oczy i mnie zobaczysz- powiedział wzruszając przy tym ramionami.
- Przesadzasz. To ja dzisiaj wyglądałam jak czarownica- zaśmiałam się cicho i przeniosłam wzrok na Łukasza.
- Teraz to ty przesadzasz-  kąciki jego ust uniosły się lekko.
- Jak długo zostajesz w Polsce?- próbowałam zmienić temat, by nie zacząć się czerwienic jak burak.
- Jutro wieczorem wracam do Rosji- posmutniał- Nie mamy zbyt wiele czasu na odpoczynek, ale ciesze się nawet. Poza tym to już  prawie półmetek. Jeszcze trochę i sezon reprezentacyjny.
- Już nie mogę się doczekać.
- Ty też?- znów na jego twarzy zagościł uśmiech.
- No jasne. Zobaczyć was wszystkich razem to dopiero przeżycie i te emocje- znów zniknęłam w krainie marzeń.
- Razem z Krzysiem zapoznamy Cie z chłopakami.
Spojrzałam na Ziomka uradowana.
- Ty wiesz jak sprawić by mój dzień  nabrał kolorów- szepnęłam i zerwałam się z miejsca by wpaść w ramiona siatkarza.
Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie dobrych kilka minut, kiedy usłyszałam szczęk otwieranych drzwi. Szybko wstałam, przepraszając Łukasza i poszłam do przedpokoju.
- Cześc słońce!- powitała mnie moja przyjaciółka a stojący za nią Pit tylko pomachał wesoło.
- Siemka! Piotrek wchodź, wchodź. Chcecie coś ciepłego do picia? Zaraz mi tu będziecie wszystko opowiadac co tam się wczoraj działo- uśmiechnęłam się do nich.
- Mamy gościa?- zapytała Marysia przypatrując się torbie Ziomka, którą zostawił wczoraj przy wejściu.
- A tak, mamy- odpowiedziałam tajemniczo.
Marysia nie czekając na moje dalsze wyjaśnienia ruszyła do salonu i zatrzymała się w drzwiach. Dobrze wiedziałam kogo miała nadzieję zobaczyć.
- O cześć!- wydukała tylko.
Zaprosiłam Piotrka do salonu i on także był w nie mniejszym szoku widząc Żygadło, jednak chyba bardziej ucieszył się z widoku kolegi niż moja przyjaciółka. Zabrałam ją więc do kuchni pod pretekstem zrobienia herbaty, a chłopakom dałyśmy chwilę na rozmowę sam na sam.
- Co on tu robi?-  Marysia nie kryła tego, że obecnośc rozgrywającego jej się nie podoba- Wy coś, no...wiesz?
Wywróciłam oczami kręcąc niedowierzająco głową.
- Posądzasz mnie o coś takiego? Rozumiem ktoś kto mnie nie zna, ale ty?- uniosłam lekko brwi.
- Przepraszam, Dyśka przepraszam. Ale nie powiesz mi, że to nie wygląda co najmniej dziwnie.
- Okey, okey- włączyłam czajnik elektryczny i z impetem usiadłam na krześle- Domyślam się jak to wygląda, ale nic nie było. Żona go zostawiła, przyjechał do Igły u którego nie mógł zostać więc zgodziłam się żeby przenocował u nas.
- Powiedz mi jeszcze, że spał w moim łóżku?- wytrzeszczyła na mnie oczy.
Pokręciłam przecząco głową.
- W twoim?- zapytała nieśmiało.
Klepnęłam ją lekko w czoło i wyjęłam z szafki kubki, bo woda prawie się zagotowała.
- Na kanapie spał głupku, na kanapie- powiedziałam spokojnie.
- Yhym..- burknęła tylko moja przyjaciółka i pomogła mi przygotować herbatę.
Dzień zleciał nam na rozmowach o Wigilii u państwa Nowakowskich oraz o naszej u Ignaczaków, a potem siatkarze zaczęli opowiadać śmieszne historie które przytrafiały im się podczas meczów i treningów i zanim się obejrzeliśmy na dworze zaczęło się robić ciemno. Nawet Marysia zmieniła trochę swój stosunek do Łukasza. Na początku traktowała go oschle, ze względu na to, że kilka miesięcy wcześniej to on był powodem moich złych relacji z Paulem, ale z czasem zrozumiała, że to fajny facet i że warto poznać go bliżej.
Kiedy Piotrek chciał się już zbierac a przy okazji zabrac Ziomka do Igły rozdzwonił się telefon gdzieś w moim pokoju. Pobiegłam więc tam szybko i odszukałam go co wcale nie było proste, bo nie wiem jakim cudem znalazł się w szafie z ubraniami. Wzięłam go do ręki i szybko nacisnęłam zieloną słuchawkę nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Tak słucham.
- A cóż to za oficjalny ton?- usłyszałam po drugiej stronie.
- Przepraszam Cię, ale nie zdążyłam spojrzeć kto dzwoni- usiadłam wygodnie na podłodze i oparłam się o łóżko.
- Nie gniewam się przecież skarbie- byłam pewna, że  się uśmiechnął- Jak święta mijają? Co u rodziny?
W tym momencie nie miałam pojęcia co mu odpowiedziec. W pierwszej chwili chciałam skłamac i powiedziec mu jak to wspaniale jest u rodziców, ale pomyślałam, że i tak pewnie dowie się gdzie spędzałam święta, więc nie ma po co kłamać.
- Święta dobrze, zostałam w Rzeszowie i wczorajszy wieczór spędziłam u Igły, był też Alek z rodziną, a jak u Ciebie?- szybko chciałam zmienić temat.
- Coś się stało, że nie pojechałaś do domu?- zaniepokoił się Paul.
- Nie, wszystko dobrze, tylko nie chciałam męczyć się w korkach i w ogóle.
- Rozumiem... U mnie też dobrze, wracam jutro wieczorem, więc wtedy wszystko Ci opowiem.
-  Dobrze, to do zobaczenia, pa- i nie czekając na to co odpowie Lotman rozłączyłam się.
Rzuciłam komórkę na łóżko, a twarz schowałam w dłoniach. Dlaczego teraz nie cieszyłam się, że mój chłopak jutro wraca? Dlaczego nie skakałam z radości tylko miałam ochotę gdzieś uciec? Kilkanaście godzin temu nie mogłam doczekać się żeby Paul wrócił, a w tej chwili było mi to obojętne. Wiem, że brzmiało to okropnie, ale taka była prawda. Te kilkanaście godzin wystarczyło żebym zaczęła inaczej patrzeć na mój związek. Paul wyjechał, choć miałam nadzieję, że zostanie ze mną albo chociaż zabierze mnie ze sobą. Nie odzywał się aż do teraz by łaskawie poinformować mnie, że wraca. W tej chwili chciałam wszystko zrzucić na niego. Całą winę za to, że tak naprawdę nie wiem co do niego czuję. To ja byłam problemem nie on. Wystarczyło żeby pojawił się Żygadło a ja już nie byłam pewna swoich uczuć.
- Wszystko w porządku?- Łukasz lekko dotknął mojego ramienia, a ja wzdrygnęłam się, nie słyszałam nawet jak wszedł.
- Chyba nie bardzo...- nie chciałam go okłamywać, poza tym wiedziałam, że nie ma to sensu.
Usiadł obok mnie i przytulił do siebie. Położyłam głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się tępo przed siebie.
- Chcesz o tym porozmawiać?- zapytał cicho.
- Nie wiem czy go kocham ...- szepnęłam a po moim policzku spłynęła łza.
- Paula? Coś złego Ci powiedział?
- Nie, ale po prostu nie wiem czy to jest to.
- Będzie dobrze, porozmawiacie i wszystko sobie wyjaśnicie.
Otarłam kolejną łzę i spojrzałam w oczy Łukasza.
- Dziękuję Ci za wszystko, ale możesz teraz zostawić mnie samą?
- Jasne. Jakby co, wiesz gdzie mnie szukać.
I tak jak chciałam zostałam sama. Położyłam się pod kołdrę i miałam ochotę stamtąd nie wychodzić, ale nie było mi to dane, bo po kilku minutach od wyjścia Żygadło pojawiła się moja przyjaciółka.
- Dyśka co Ci jest? Najpierw jakiś telefon, nie ma Cie i nie ma, a Ziomek też nic nam nie powiedział- Marysia usiadła na brzegu łóżka i przyglądała mi się z troską.
- Pojechali już?
- Tak, Piotrek ma odwieźć Łukasza, ale ty nie zmieniaj tematu tylko mów o co chodzi.
- Paul jutro wraca...- powiedziałam cicho.
- I dlatego wyglądasz jakbyś miała zaraz się rozpłakać?
- Maryś.. ja nie wiem co do niego czuję- szepnęłam i faktycznie się rozpłakałam.
***
Wczorajszy wieczór w całości spędziłam w łóżku użalając się nad sobą. Marysia starała się przekonać mnie, że jednak kocham Paula. Jak to argumentowała w końcu tyle przeszliśmy, byliśmy parą idealną, a poza tym byliśmy tacy szczęśliwi w swoim towarzystwie. Z każdym jej zdaniem zamiast myśleć o Paulu myślałam o Łukaszu. Nie wierzyłam, że przez przypadek znalazł się w te święta u Krzyśka. Tak po prostu miało być. Już wtedy gdy spotkałam go pierwszy raz nie mogłam wymazać go z pamięci, ale wtedy nie miałam szans. On miał żonę, mieszkał w Rosji a ja nie miałam nawet prawa myśleć o nim w ten sposób. Ale teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Niedługo Łukasz miał być wolny, miał wrócić do Polski, kiedy rozpocznie się sezon reprezentacyjny i nic nie stało na przeszkodzie bym myślała o nim w ten sposób. Gdy nie miałam już siły myśleć o całej tej sytuacji  wreszcie odpłynęłam w krainę snów.
Rano nie czułam się ani trochę lepiej, a świadomość, że wieczorem będzie tu już Lotman mi nie pomagała.  Mimo to niechętnie wyszłam z łóżka i wzięłam długi prysznic. Ogarnęłam się trochę i zjadłam nieduże śniadanie. Kiedy usiadłam z kubkiem gorącej kawy przy stole około południa wydawało mi się, że już nic nie wiem. Marysia na szczęście nie naciskała mnie więcej i powiedziała, że wybór należy do mnie, tylko żebym już przestała płakać, co wcale nie było takie proste. Spoglądając na rzeszowskie uliczki zastanawiałam się co zrobić dalej ze swoim życiem.
Kolejny raz westchnęłam ciężko i upiłam łyk parzącej kawy. Telefon leżący na stole zawibrował, więc podniosłam go i odczytałam wiadomość:  
Paul mówił, że mam dac Ci znac o której będę po niego jechał, 
bo chciałaś pojechać ze mną, więc bądź gotowa za 2 godziny.
Daj znac czy na pewno mam po Ciebie przyjechać. 
Pozdrawiam Piotrek.
Bez większego namysłu weszłam w spis kontaktów i odszukałam numer Igły.
- Słucham- usłyszałam po dłuższej chwili.
- Cześć Krzysiu, przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam zapytać o której godzinie będziesz odwoził Łukasza na lotnisko?- nerwowo przygryzłam dolną wargę.
- Za półtorej godzinki jedziemy, a co zabierasz się z nami?- zapytał wesoło.
- Dam ci jeszcze znać, dobrze?
- Nie ma sprawy, tylko szybko się decyduj. Przepraszam muszę kończyć, pa.
- Pa...- rozłączyłam się, dopiłam resztę kawy i poszłam przygotować się do spotkania z siatkarzem mojego życia.
 Może tak naprawdę serce nigdy nie ma racji i warto posłuchać rozumu?

_____________________________________________________________________________
Przepraszam, przepraszam,przepraszam już na starcie :P Wiem, że ten ostatni miał być najlepszy a nie
jest. Zdaje sobie z tego sprawę, ale nie wiecie jak trudno mi się go pisało...
Mimo wszystko sprawa nadal zostaje nie rozstrzygnięta. No i w takim razie proszę was abyście
poczekały cierpliwie na epilog, który myślę, że najpóźniej ukaże się w piątek.
A teraz zapraszam do komentowania i życzę miłego wieczorku :)

poniedziałek, 3 czerwca 2013

XIX.

- Łukasz!- powiedziała zaskoczona Iwona i wstała by przywitać się z gościem, Ziomek wręczył jej butelkę jakiegoś wina i burknął coś o tym, że nie chciał przyjść z pustymi rękoma.
Ktoś odchrząknął głośno, a właściwie nie ktoś tylko Alek, więc spojrzałam w jego stronę. Wpatrywał się we mnie intensywnie z uniesionymi brwiami jakby pytając co teraz, a jednocześnie jego spojrzenie jakby przepraszało, że mnie w to wciągnął. Nigdy nie rozmawiałam z nim na temat Łukasza, ale domyślam się, że swoje wiedział. Wzruszyłam tylko ramionami i uśmiechnęłam się nikle, dając mu znak, że się nie gniewam, bo przecież nikt nie mógł wiedzieć, że Ziomek się zjawi. Dopiero teraz dotarło do mnie, że on powinien być gdzieś w Rosji, ze swoją żoną, więc dlaczego jest tutaj?
- Siadaj brachu, właściwie już zaczęliśmy, ale zdążyłeś na najlepsze smakołyki.- puścił mu oczko Igła, a ja zorientowałam się, że Krzysiek wskazuje Ziomkowi miejsce obok mnie.
No tak! Miałam ochotę strzelić się w czoło, nie mogłam usiąść gdzie indziej tylko akurat przy miejscu zabłąkanego gościa.
Żygadło obszedł cały stół, z każdym się przywitał i złożył krótkie życzenia. Dzieciaki były zachwycone jego obecnością, zapewne był wspaniałym wujkiem.
- Wszystkiego najlepszego Dominika.- wreszcie stanął obok mnie z małym kawałkiem opłatka. Z talerzyka szybko chwyciłam resztkę swojego i z wymuszonym uśmiechem przełamałam się z nim tym opłatkiem- Zdrowia, radości, spełnienia marzeń.- wyliczał dalej.
- Dziękuję, Tobie też życzę wszystkiego dobrego, samych złotych medali i co najważniejsze zdrowia, żeby wszystkie kontuzje Cie omijały.
- Dziękuję.- przytulił mnie lekko i złożył na moich policzkach po buziaku, a mnie owiał jego zapach i wszystko wróciło.
Kiedy już się ode mnie odsunął spojrzałam w jego oczy i utonęłam, a serce zaczęło mi tak szybko i głośno bić, że chyba wszyscy w tym pomieszczeniu je słyszeli. Opanowałam się jednak i wróciłam do mojego posiłku, a Łukasz zajął miejsce obok.
Przez całą kolacje wszyscy prowadzili rozmowy w optymistycznym tonie, a mnie nadal nurtowało pytanie co robi tu Żygadło. Nikt jednak nie zapytał go o to, a mi chyba po prostu nie wypadało.
Wszyscy opowiadaliśmy naszemu gościowi o tym jak  wygląda sezon w Rzeszowie. Krzysiek i Alek z perspektywy gracza, Iwona i Natalia z perspektywy wiernych fanek zajmujących miejsca dla rodziny, dzieciaki przekrzykiwały się by opowiadać swoje wrażenia z meczy, a ja dodałam parę zdań na temat tego jak pracuje się z młodymi Resoviakami. Ziomek również opowiadał nam o mroźnej Rosji i temperaturach grubo poniżej zera oraz o tym jak to wszystko wpływa na samopoczucie podczas gry.
Po kolacji Sebastian, Dominika, Igor i Daniel otworzyli swoje prezenty i radości było co niemiara. Rodzice również dostali upominki od swoich pociech, tylko ja z Łukaszem nie pasowałam trochę do tego obrazka. Zazdrościłam Igle i Alkowi takich rodzin, sama obecnie nie miałam się nawet do kogo przytulic, ale nie zamierzałam narzekać, ponieważ miałam najlepszych przyjaciół na świecie i chciałam cały czas o tym pamiętać. Kiedy usłyszałam dźwięk mojej komórki, zerwałam się od stołu i przepraszając wszystkich udałam się do przedpokoju by odebrać.
 - Słucham.
- Dyśka wiem, że mnie zabijesz, ale nie mogę dzisiaj wrócić do domu.- usłyszałam w słuchawce przygnębiony głos przyjaciółki.
- Dlaczego? Co się stało?- zapytałam zaniepokojona.
- Samochód nam się zepsuł, no i rodzice  Piotrka proszą nas żebyśmy zostali do jutra...
- W porządku.
- Co Ty powiedziałaś?
- No, że się nie gniewam. Zostanę jeszcze trochę u Krzyśka i wracam do domu, kładę się spać, więc po co masz się specjalnie wracać do domu dla mnie?
- Kochana jesteś. Pozdrów tam ode mnie wszystkich. Widzimy się jutro, pa.
- Nie ma sprawy, trzymaj się, pa pa.- cmoknęłam do słuchawki i nacisnęłam przycisk kończący rozmowę po czym wróciłam do salonu.
- Paul dzwonił?- zapytał Krzysiek gdy tylko mnie zobaczył.
Wyłapałam ciekawe spojrzenie Ziomka, więc tylko pokręciłam głową i schowałam telefon do kieszeni kurtki.
- Marysia zostaje u Piotrka, tyle.
- Aha..- odparł libero i na tym zakończyliśmy ten temat.
U Ignaczaków spędziłam jeszcze kilka godzin. Razem z Iwoną i Krzyśkiem staraliśmy się nauczyć Oliega jedną z kolęd, która w wymowie sprawiała mu trochę problemów. Łukasz niestety nie przyłączył się do naszego chórku wykręcając się małą muzycznością i okropnym głosem. Normalnie miałam ochotę prychnąć. Jak on ma okropny głos to ja jestem zakonnicą. Natalia cicho podśpiewywała sobie kolędy razem z nami, ale o wiele bardziej zajęta była zabawą z dziećmi. Nie mogłam powstrzymać śmiechu patrząc na biednego Alka, który był coraz bardziej sfrustrowany językiem polskim i powoli wymyślał coraz to nowe słowa, które brzmiały jak język jakiegoś plemienia z Afryki.
Około godziny 22 zaczęłam się zbierać do wyjścia. Alek z Natalią i dziećmi wrócili do domu już godzinę wcześniej, kapitan nawet proponował, że odwiezie mnie do domu, ale Krzysiek prosił bym jeszcze została. Jednak chyba gdyby nie moja imienniczka dawno byłabym już w domu. Dominika rozsiadła się wygodnie na moich kolanach i od kilku minut słodko spała. Sebastian nie przeszkadzał siostrze ponieważ zaciągnął Ziomka przed ekran by mogli wypróbować nową grę, którą mały Ignaczak dostał pod choinkę. Bujałam się lekko w fotelu bujanym z Dominiką w ramionach, a Krzysiek i Iwona siedzieli naprzeciwko wpatrując się we mnie i swoją córkę.
- Pasowałby Ci taki mały szkrab.- powiedziała wesoło Iwona.
Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na dziewczynkę. Faktycznie, od jakiegoś czasu zastanawiałam się jakby to było mieć takiego małego brzdąca.
- Dwie Dyśki.- wtrącił Igła.
Zaśmiałam się cicho.
- Dzwonił może do Ciebie Paul?- zapytałam libero.
Krzysiek pokręcił tylko głową i spojrzał w stronę Sebastiana i Ziomka. Ja również spojrzałam w tamtym kierunku. Łukasz równie dobrze bawił się w towarzystwie chłopca, co ja mogąc się opiekować córką Igły. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam Krzyśka, ale jestem pewna, że tym spojrzeniem chciał mi coś powiedzieć. Paula tu nie było, nawet się nie odezwał, za to Łukasz był tuż obok. Nie chciałam myśleć w ten sposób, więc delikatnie wstałam i tak by nie obudzić małej ruszyłam powoli do jej pokoju. Tam położyłam Dominikę do łóżka i szczelnie okryłam kołdrą. Pocałowałam dziewczynkę w czoło i wróciłam do salonu.
- Na mnie już czas.- powiedziałam do zebranych.
- Ciocia już? Nawet ze mną nie zagrałaś!- oburzył się Sebek.
- Skarbie jutro albo pojutrze dobrze? Muszę trochę poćwiczyć przed pojedynkiem z Tobą, bo jak na razie nie mam szans.- uśmiechnęłam się do niego i przytuliłam lekko.
- Sebo musisz dać cioci foty, ona nie jest tak dobra jak wujek.- zaśmiał się Igła.
- No dobrzeee...- zgodził się nadal smutny chłopiec.
Wzięłam swoją torebkę, pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam do przedpokoju po kurtkę. Zaraz za mną pojawił się Krzysiek, który miał mnie odwieźć.
- Dyśka mam sprawę...- powiedział trochę nieśmiało, co nie było do niego podobne.
- Słucham.
- No, bo mówiłaś, że Marysi dzisiaj nie będzie, więc chciałem zapytać czy nie przygarnęła byś Ziomka? Nie znalazł żadnego wolnego hotelu, więc zjawił się u nas, tylko, że dzisiaj nie mam gdzie dla niego wygospodarować miejsca.
Trochę nie wierzyłam w tą historię, ale właściwie co miałam do stracenia. Przynajmniej nie będę sama. Od kiedy Paul wyjechał czułam się strasznie samotna, chociaż było to dopiero kilkanaście godzin. No, ale święta zawsze wywoływały we mnie jakiś sentyment, poza tym widać, że Łukasz też miał jakiś problem, a ja chciałam mu pomóc.
- W porządku.- pokiwałam głową.
- Naprawdę?- spytał niedowierzająco.
- No tak. Przecież krzywdy mi nie zrobi.- zaśmiałam się cicho.
- No to jedziemy.
*****
Wracam myślami do jednego z listopadowych wieczorów. Przypominam sobie, że tamtego dnia dostałam od Paula klucze do jego mieszkania. Widzieliśmy się wtedy tylko przez chwilę. On spieszył się na trening, a ja byłam już, mimo wczesnej pory, po pracy. Wręczył mi pęk kluczy, krótko wyjaśnił, który jest do jakich drzwi i kazał mi być u niego wieczorem. Pocałował mnie jeszcze przelotnie w policzek i zniknął za drzwiami szatni.
Usłyszałam szczęk otwieranych drzwi, więc wychyliłam się zza oparcia kanapy.
- Cześć kochanie!- usłyszałam jego głos.
- Cześć skarbie. Co tak późno?
- Musiałem załatwić jeszcze kilka spraw na mieście, ale już jestem tylko dla Ciebie.
Lotman zdjął kurtkę i buty i już po chwili leżał obok mnie na kanapie.
- Ale widzę, że rozgościłaś się już.- z uśmiechem spojrzał na butelkę i kieliszek z winem stojące na stoliku- Nie ładnie się tak raczyć winkiem beze mnie- dodał z udawaną obrazą.
- Jak skoczysz po kieliszek to naleje Ci troszeczkę, ale tylko troszeczkę- uśmiechnęłam się łobuzersko.
Lotman z niechęcią podniósł się i poszedł do kuchni po kieliszek. Po chwili wrócił ze szkłem, a ja nalałam mu trochę trunku. Przyjmujący upił łyk wina po czym odstawił kieliszek na stolik i położył się wygodnie obok mnie przytulając do siebie.
Pamiętam te chwile jakby to działo się nie miesiąc temu, a dzień. Pamiętam jak cudownie czułam się w jego objęciach, jak miałam nadzieje, że tak będzie już zawsze. Jeszcze tylko raz spędziliśmy tak wieczór i wtedy również marzyłam o tym by nic już się nie zmieniło. Ale powoli zaczynało się zmieniać. Nie mieliśmy dla siebie wolnych wieczorów, w ogóle nie mieliśmy za wiele czasu dla siebie, ale ja za każdym razem zaczynałam się utwierdzać w tym, że go kocham. Mimo tego, że właściwie w moim życiu był bardziej gościem niż stałym bywalcem, jednak właśnie to potęgowało to uczucie, a może po prostu wmawiałam sobie to, bo bałam się co będzie gdy zabraknie go w moim życiu zupełnie. Bałam się jego odejścia, dlatego wmawiałam sobie miłość, by w odpowiedni momencie móc go zatrzymać tym argumentem.
Właśnie wtedy gdy powiedział mi, że jedzie do Stanów użyłam tego argumentu. Jednak myliłam się. Nie potrafiłam go zatrzymać, ale on również nie potrafił zapewnić mnie, że wróci odpowiadając mi to samo.
*****
Razem z Łukaszem rozsiedliśmy się w fotelach w moim salonie obok małej choinki, którą ubrałam kilka dni wcześniej razem z Marysią.
- Ładnie tu u Ciebie.- skomplementował moje mieszkanie siatkarz.
- Dziękuję. Masz może ochotę na sernik?- zapytałam uśmiechając się- Połowę zabrałam do Iwony, ale chyba coś jeszcze się znajdzie.
- To było Twoje ciasto?- uniósł lekko brwi i uśmiechnął się - W takim razie poproszę duży kawałek.
- Już się robi.- odpowiedziałam po czym poszłam do kuchni, nakroiłam na talerzyki ciasto, złapałam dwie łyżeczki i wróciłam do salonu. Położyłam słodkości na stoliku i zobaczyłam na nim butelkę.
- Masz może lampki? Wiem, że miałem zaprosić Cię do najlepszego z lokali z winem, ale dziś się już nie da, za to mam coś naprawdę dobrego.
- Więc nie żartowałeś.
- Oczywiście, że nie.- spojrzał na mnie poważnie, więc udałam się szybko po szkoło, a Ziomek zajął się otwieraniem butelki.
Po całej lampce wina poczułam się trochę odważniej, więc postanowiłam zadać rozgrywającemu pytanie, które nurtowało mnie przez cały wieczór.
- Mogę Cie o coś zapytać?
- Jasne.- odpowiedział śmiało, chyba nie przewidując tego co zaraz miał usłyszeć.
- Co się stało, że wolałeś spędzić święta u Krzyśka niż ze swoją żoną?
Tak jak przypuszczałam, nie spodziewał się tego. Odłożył kieliszek na stolik i utkwił we mnie swoje spojrzenie. Ciężko było mi je znieść, ale starałam się jak mogłam. W końcu Łukasz odpuścił i przeniósł wzrok na swoje splecione ręce.
- To koniec.- odezwał się po dłuższej chwili- Nie kocham już jej, ona nie kocha mnie. Podobno ma kogoś, nie chce w to wnikać. Odległość zabiła nasze uczucie.
- Nie prawda!- uniosłam się lekko, choć nie powinnam.
Ziomek spojrzał na mnie zdezorientowany, ale zaraz się poprawił.
- Masz rację, to nasz wina. Żadna odległość nie była by nam straszna gdybyśmy się oboje starali.- znów zamilkł.
Teraz po głowie tłukło mi się pytanie czy ja też sobie odpuszczam, czy walczę o uczucie? Z tego co było mi wiadomo to obecnie nie robiłam nic by Paul wiedział, że za nim tak strasznie tęsknie i że go potrzebuję.
- Przyjechała do mnie wczoraj by powiedzieć, że nie spędzi ze mną świąt, że nie ma sił na odstawianie takiej szopki, że to i tak nikomu nie jest potrzebne. Wróciła do Londynu, do tego swojego mężczyzny, jak to powiedziała. A ja też nie chciałem zostać sam, nie zniósł bym tego. Dlatego spakowałem się i przyjechałem pod najbardziej pewny adres, do Krzyśka. Taka moja historia.- skończył i znów spojrzał na mnie.
- Rozmawialiście o rozwodzie?- zapytałam cicho.
- Po Sylwestrze ma złożyć papiery. Teraz nie ma czasu.- prychnął.
- Przykro mi..- westchnęłam.
Było mi bardziej niż przykro. Nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić co Łukasz musiał czuć. Wstałam i podeszłam do niego, bez pytania usiadłam obok i wtuliłam się mocno w jego ramię. Tak naprawdę oboje byliśmy teraz samotni i oboje tak bardzo potrzebowaliśmy wsparcia drugiej osoby. Żygadło po chwili posadził mnie na swoje kolana, by móc swobodnie przytulić się do mnie, a ja położyłam głowę na jego klatce i wsłuchując się w bicie jego serca zasnęłam.

______________________________________________________________________________
Chyba jeden z dłuższych. Jak dla mnie wreszcie coś z czego jestem zadowolona. Zauważyłam, że jest
was tu coraz mniej, szkoda. Także dobrze, że jestem już prawie na mecie, nie będę wam już zawracać głowy ;) Kolejny rozdział jest ostatnim, a ja nadal nie wiem kogo Dominika wybierze, różnie może być :)
Pozdrawiam :D